Pamiętając o
wskazówkach swojego pryncypała Jerzy trzymał się z daleka, pozostając w
ukryciu. Od czasu do czasu zapuszczał porządnego żurawia, lecz dziewczyna cały
czas spała. Pogrążył się w rozmyślaniach. Lubił swojego nowego szefa, zresztą
miał obiecane, że jeśli będzie się dobrze wywiązywał z obecnych obowiązków, to
zostanie stałym współpracownikiem Gabriela. A to było już coś! Rzadko się
zdarzało, aby któryś Anioł tak szybko awansował. Jednak taki był właśnie Gabriel:
absolutnie wyjątkowy – kolejne etapy w hierarchii pokonywał błyskawicznie,
zapisując się pochlebnie w pamięci swoich przełożonych, a jak wszyscy zaczynał
od najniższego poziomu Praktykanta. Oczywiście niezbędna była przy tym
wytrwałość, staranność i sumienna praca, czasami nawet po godzinach. A Gabriel
spełniał wszystkie te wymagania. Kilka wieków opieki nad ludźmi daje doskonałe
możliwości rozwoju. Ścieżka kariery może być bardziej interesująca niż bycie
zwykłym Opiekunem, a on przecież marzył o przydziale do wyjątkowych jednostek.
Zespół Specjalny to byłoby coś! – westchnął i postanowił zajrzeć do swojej
podopiecznej, która spała nieprzerwanie już od kilku godzin. Nikt nie awansuje
za obijanie się podczas służby, a przecież chciał zaprezentować się Gabrielowi
z jak najlepszej strony!
Zgodnie z
sugestią szefa Jerzy był bardzo ostrożny: najpierw spoglądał na dziewczynę z
mieszkania powyżej, jednak u Hanki panowała niczym niezmącona cisza, a na
środku pokoju leżały rozrzucone zdjęcia i maskotki. Nagle poczuł suchość w
ustach, dopadł go wewnętrzny niepokój – zszedł bezpośrednio do mieszkania
dziewczyny. Rozejrzał się starannie po pomieszczeniu: na podłodze leżała lekko
podniszczona bordowa wykładzina, na niej stało otwarte pudełko, obok leżała mocno
zakurzona pokrywka i mnóstwo różnych drobiazgów, zdjęć i dyplomów. – Straszny
bałagan, mruknął, jednak to nie to do mnie przemawia. Spojrzał na kanapę, na
której spała Hanka lekko okryta kocem, ściskając jakąś starą maskotkę. Obok
stał prosty sosnowy stolik z uchyloną szufladą pełniący funkcję szafki nocnej,
na nim stała pusta butelka po wodzie, lampka z wełnianym, ręcznie robionym
abażurem i jakieś przewrócone pudełko po lekach. Ciekawe co to? – pomyślał i
przyjrzał się dokładniej opakowaniu. Powróciło uczucie lęku. – Tabletki
uspakajające .. przeczytał drobny druk na pudełku. - Tabletki! Puste
opakowanie! – zdrętwiał rozumiejąc powagę sytuacji. Natychmiast przysiadł obok
nieruchomej postaci na łóżku i przyłożył ucho do jej ust, wiedział, że słuch go
nie zawiedzie: słyszał tylko monotonne choć słabe bicie serca, oddechu prawie
nie zarejestrował. Twarz Hanki była bardzo blada z wyraźnie zarysowanymi
żyłkami, usta zsiniały, wyglądało to źle, bardzo źle. Gula w gardle Jerzego
narastała z każdą sekundą, pogrążając go w poczuciu winy. Okazał się totalnie
nieodpowiedzialnym Opiekunem, zwykły Praktykant z najniższego poziomu miał
więcej rozumu od niego! Przełknął łzy rozgoryczenia i błyskawicznie przeniósł
się do Gabriela. Czuł, że dziewczynę można jeszcze uratować, serce nadal biło,
jednak zadanie przerastało jego możliwości. Pora wezwać szefa, tylko on mógł
pomóc, to było teraz najważniejsze zadanie.
- Już wiem skąd
ona mnie pamięta! – po przeczytaniu masy dokumentów i spotkaniu z gronem
dotychczasowych Opiekunów dziewczyny, których było dobrze ponad dziecięciu,
przynajmniej od czasów Damiela, wszystkie elementy układanki wskoczyły na
miejsce. Byłem mocno zdumiony tak dużą liczbą Opiekunów w dość krótkim czasie,
musiała ich naprawdę szybko wykańczać. Ciekaw byłem w jaki sposób, ponieważ
żaden z nich nie chciał o tym mówić. Zrozumiałem też dlaczego oskarża nas o
wszystko co najgorsze w swoim życiu. Włącznie z wypadkiem rodziców. Byłem tam
jako młody Anioł, dopiero aspirujący na stanowisko Opiekuna, razem z moim
przełożonym. Nie byłem zachwycony takim rozwiązaniem, chciałem przynajmniej
zabrać dziewczynkę i chronić ją, żeby nie musiała tego wszystkiego oglądać,
jednak usłyszałem, że takie właśnie są plany, a mnie nie wolno ich zmieniać.
Miałem stać z boku, uczyć się i obserwować. Wydarzenia te miały kiedyś
ukształtować przyszłość, teraz dla nas nieznaną, lecz dla tej dziewczynki
istotną. Dopiero dzisiaj znaczenie tych słów dotarło do mnie w pełni, wtedy
jeszcze nie wszystko rozumiałem… byłem po prostu oburzony tak brutalnym
traktowaniem małego dziecka.
- Szefie!
Przepraszam! Nie chciałem! Naprawdę nie chciałem!!! – Jerzy wpadł do biura jak
burza, z rozpędu ledwo wyhamował przed biurkiem i złapał mnie za rękę.
- Co się
stało? – dokumenty wypadły z moich dłoni i rozsypały się po podłodze
- Musimy
natychmiast wracać! Wszystko wyjaśnię na miejscu! – odparł i nim się obejrzałem
chłopak teleportował nas do pokoju Hani. Nie zdawałem sobie sprawy, że Jerzy
posiada jakieś dodatkowe umiejętności. Zazwyczaj takie informacje były
umieszczane w raportach czy życiorysach, jednak nie w tym przypadku.
Oszołomiona twarz mojego pomocnika mówiła sama za siebie, dla niego to było
równie nowe odkrycie, olbrzymia wręcz niespodzianka.
- O rany
Julka! To było niesamowite… - zdążył powiedzieć zanim odczuł skutki uboczne
nieumiejętnego posługiwania się takim darem. Przepraszam, muszę… - wykrztusił
tylko i pobiegł do toalety. Słyszałem kiedyś, że przy transportowaniu większej
ilości osób organizm może zareagować na różne sposoby, na przykład, hmm,
torsjami. Chociaż w świecie ludzi jesteśmy zazwyczaj niematerialni posługiwanie
się pewnymi umiejętnościami, zwłaszcza w nieodpowiedni sposób, może powodować
okresową materializację, choć nie zawsze kompletną. Znany jest przypadek Anioła
Mateusza, który przy swoich pierwszych grupowych teleportacjach materializował
się z dziurą w tułowiu – pojawiała się w różnych miejscach: brzuch, klatka
piersiowa, trudno było przewidzieć jej umiejscowienie. Objawy te minęły po
przeszkoleniu, natomiast badania nad tymi przypadkami nie zostały zakończone,
więc i odpowiedzi na pytania nie były jeszcze znane.
Po dłuższej
chwili poszedłem do mojego pomocnika zastanawiając się jak wiele zagadek
jeszcze kryje jego chuda i wysoka osoba.
Wszedłem do
łazienki znajdującej się tuż obok pokoju Hanki. - Przynajmniej Jerzy miał
blisko – stwierdziłem z lekkim rozbawieniem. Rozejrzałem się: łazienka jak
pozostałe pomieszczenia była dość skromna. Wyłożona kafelkami podłoga pamiętała
odległe czasy, teraz wiele płytek popękało, część odpadła - największe dziury przykryte były małymi
kolorowymi dywanikami: takie oazy frotte na tle zdezelowanej podłogi. Zachował
się nawet staromodny system spłuczkowy, z rezerwuarem zawieszonym pod sufitem,
uruchamianym za pomocą uchwytu na łańcuszku. Nowoczesny akcent w tym
pomieszczeniu stanowiły pralka do spółki z kabiną prysznicową, tak lśniące
nowością i krystaliczną bielą, że trudno było je przeoczyć. Umywalka nie
zasługiwała w sumie na uwagę, gdyż ledwo trzymała się ściany i w praktyce nie
była używana. Przyczyniło się do tego także popękane kolanko pod umywalką,
pokryte eleganckimi wzorami z rdzy. Jerzy siedział smętnie na podłodze,
wpatrując się ze zdziwieniem w podłogę.
- Jak tam
zdrowie? – spytałem cicho patrząc na jego udręczoną twarz.
- Już lepiej,
odparł, nadal zielonkawy na twarzy. – Nie wiedziałem…
- O tym
porozmawiamy później – przerwałem stanowczo. – Mieliśmy być ostrożni,
pamiętasz? Mówiłem, że ona jest widzącą…
- Nie w tym
stanie – wyszeptał kręcąc głową. – Zdarzyło się nieszczęście
- Jak to?! -
Spojrzałem zdumiony na mojego pomocnika, a moja dłoń sama zacisnęła się na jego
ramieniu.
- Dlatego tu
pana sprowadziłem, szefie. – na twarzy malowała mu się mieszanka przerażenia,
zawodu i zmartwienia. - Dziewczyna nafaszerowała się jakimiś prochami i ledwo –
pozostałe słowa zginęły podczas kolejnego wybuchu zbuntowanego żołądka.
- Matko,
dlaczego ja?! – jęknąłem w wyrazie największej rezygnacji i natychmiast przeniosłem
się do przedmiotu naszych rozważań.
Hanka leżała
zrelaksowana, z błogim uśmiechem na twarzy, podniszczona maskotka – kot leżała obok
jej dłoni. Pochyliłem się, lecz nie usłyszałem nawet szmeru świadczącego o
oddychaniu, tylko serce pracowało na zwolnionych obrotach. Bez wątpienia była
do odratowania, jednak nie w tej postaci. Potrzebowałem fizycznie własnych rąk,
a do tego potrzebna była materializacja. W moim przypadku w pełni kontrolowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz