czwartek, 10 maja 2012

AZ_Rozdział Piąty

*****


Pamiętając o wskazówkach swojego pryncypała Jerzy trzymał się z daleka, pozostając w ukryciu. Od czasu do czasu zapuszczał porządnego żurawia, lecz dziewczyna cały czas spała. Pogrążył się w rozmyślaniach. Lubił swojego nowego szefa, zresztą miał obiecane, że jeśli będzie się dobrze wywiązywał z obecnych obowiązków, to zostanie stałym współpracownikiem Gabriela. A to było już coś! Rzadko się zdarzało, aby któryś Anioł tak szybko awansował. Jednak taki był właśnie Gabriel: absolutnie wyjątkowy – kolejne etapy w hierarchii pokonywał błyskawicznie, zapisując się pochlebnie w pamięci swoich przełożonych, a jak wszyscy zaczynał od najniższego poziomu Praktykanta. Oczywiście niezbędna była przy tym wytrwałość, staranność i sumienna praca, czasami nawet po godzinach. A Gabriel spełniał wszystkie te wymagania. Kilka wieków opieki nad ludźmi daje doskonałe możliwości rozwoju. Ścieżka kariery może być bardziej interesująca niż bycie zwykłym Opiekunem, a on przecież marzył o przydziale do wyjątkowych jednostek. Zespół Specjalny to byłoby coś! – westchnął i postanowił zajrzeć do swojej podopiecznej, która spała nieprzerwanie już od kilku godzin. Nikt nie awansuje za obijanie się podczas służby, a przecież chciał zaprezentować się Gabrielowi z jak najlepszej strony!


Zgodnie z sugestią szefa Jerzy był bardzo ostrożny: najpierw spoglądał na dziewczynę z mieszkania powyżej, jednak u Hanki panowała niczym niezmącona cisza, a na środku pokoju leżały rozrzucone zdjęcia i maskotki. Nagle poczuł suchość w ustach, dopadł go wewnętrzny niepokój – zszedł bezpośrednio do mieszkania dziewczyny. Rozejrzał się starannie po pomieszczeniu: na podłodze leżała lekko podniszczona bordowa wykładzina, na niej stało otwarte pudełko, obok leżała mocno zakurzona pokrywka i mnóstwo różnych drobiazgów, zdjęć i dyplomów. – Straszny bałagan, mruknął, jednak to nie to do mnie przemawia. Spojrzał na kanapę, na której spała Hanka lekko okryta kocem, ściskając jakąś starą maskotkę. Obok stał prosty sosnowy stolik z uchyloną szufladą pełniący funkcję szafki nocnej, na nim stała pusta butelka po wodzie, lampka z wełnianym, ręcznie robionym abażurem i jakieś przewrócone pudełko po lekach. Ciekawe co to? – pomyślał i przyjrzał się dokładniej opakowaniu. Powróciło uczucie lęku. – Tabletki uspakajające .. przeczytał drobny druk na pudełku. - Tabletki! Puste opakowanie! – zdrętwiał rozumiejąc powagę sytuacji. Natychmiast przysiadł obok nieruchomej postaci na łóżku i przyłożył ucho do jej ust, wiedział, że słuch go nie zawiedzie: słyszał tylko monotonne choć słabe bicie serca, oddechu prawie nie zarejestrował. Twarz Hanki była bardzo blada z wyraźnie zarysowanymi żyłkami, usta zsiniały, wyglądało to źle, bardzo źle. Gula w gardle Jerzego narastała z każdą sekundą, pogrążając go w poczuciu winy. Okazał się totalnie nieodpowiedzialnym Opiekunem, zwykły Praktykant z najniższego poziomu miał więcej rozumu od niego! Przełknął łzy rozgoryczenia i błyskawicznie przeniósł się do Gabriela. Czuł, że dziewczynę można jeszcze uratować, serce nadal biło, jednak zadanie przerastało jego możliwości. Pora wezwać szefa, tylko on mógł pomóc, to było teraz najważniejsze zadanie.

- Już wiem skąd ona mnie pamięta! – po przeczytaniu masy dokumentów i spotkaniu z gronem dotychczasowych Opiekunów dziewczyny, których było dobrze ponad dziecięciu, przynajmniej od czasów Damiela, wszystkie elementy układanki wskoczyły na miejsce. Byłem mocno zdumiony tak dużą liczbą Opiekunów w dość krótkim czasie, musiała ich naprawdę szybko wykańczać. Ciekaw byłem w jaki sposób, ponieważ żaden z nich nie chciał o tym mówić. Zrozumiałem też dlaczego oskarża nas o wszystko co najgorsze w swoim życiu. Włącznie z wypadkiem rodziców. Byłem tam jako młody Anioł, dopiero aspirujący na stanowisko Opiekuna, razem z moim przełożonym. Nie byłem zachwycony takim rozwiązaniem, chciałem przynajmniej zabrać dziewczynkę i chronić ją, żeby nie musiała tego wszystkiego oglądać, jednak usłyszałem, że takie właśnie są plany, a mnie nie wolno ich zmieniać. Miałem stać z boku, uczyć się i obserwować. Wydarzenia te miały kiedyś ukształtować przyszłość, teraz dla nas nieznaną, lecz dla tej dziewczynki istotną. Dopiero dzisiaj znaczenie tych słów dotarło do mnie w pełni, wtedy jeszcze nie wszystko rozumiałem… byłem po prostu oburzony tak brutalnym traktowaniem małego dziecka.
- Szefie! Przepraszam! Nie chciałem! Naprawdę nie chciałem!!! – Jerzy wpadł do biura jak burza, z rozpędu ledwo wyhamował przed biurkiem i złapał mnie za rękę.
- Co się stało? – dokumenty wypadły z moich dłoni i rozsypały się po podłodze
- Musimy natychmiast wracać! Wszystko wyjaśnię na miejscu! – odparł i nim się obejrzałem chłopak teleportował nas do pokoju Hani. Nie zdawałem sobie sprawy, że Jerzy posiada jakieś dodatkowe umiejętności. Zazwyczaj takie informacje były umieszczane w raportach czy życiorysach, jednak nie w tym przypadku. Oszołomiona twarz mojego pomocnika mówiła sama za siebie, dla niego to było równie nowe odkrycie, olbrzymia wręcz niespodzianka.
- O rany Julka! To było niesamowite… - zdążył powiedzieć zanim odczuł skutki uboczne nieumiejętnego posługiwania się takim darem. Przepraszam, muszę… - wykrztusił tylko i pobiegł do toalety. Słyszałem kiedyś, że przy transportowaniu większej ilości osób organizm może zareagować na różne sposoby, na przykład, hmm, torsjami. Chociaż w świecie ludzi jesteśmy zazwyczaj niematerialni posługiwanie się pewnymi umiejętnościami, zwłaszcza w nieodpowiedni sposób, może powodować okresową materializację, choć nie zawsze kompletną. Znany jest przypadek Anioła Mateusza, który przy swoich pierwszych grupowych teleportacjach materializował się z dziurą w tułowiu – pojawiała się w różnych miejscach: brzuch, klatka piersiowa, trudno było przewidzieć jej umiejscowienie. Objawy te minęły po przeszkoleniu, natomiast badania nad tymi przypadkami nie zostały zakończone, więc i odpowiedzi na pytania nie były jeszcze znane.
Po dłuższej chwili poszedłem do mojego pomocnika zastanawiając się jak wiele zagadek jeszcze kryje jego chuda i wysoka osoba.
Wszedłem do łazienki znajdującej się tuż obok pokoju Hanki. - Przynajmniej Jerzy miał blisko – stwierdziłem z lekkim rozbawieniem. Rozejrzałem się: łazienka jak pozostałe pomieszczenia była dość skromna. Wyłożona kafelkami podłoga pamiętała odległe czasy, teraz wiele płytek popękało, część odpadła  - największe dziury przykryte były małymi kolorowymi dywanikami: takie oazy frotte na tle zdezelowanej podłogi. Zachował się nawet staromodny system spłuczkowy, z rezerwuarem zawieszonym pod sufitem, uruchamianym za pomocą uchwytu na łańcuszku. Nowoczesny akcent w tym pomieszczeniu stanowiły pralka do spółki z kabiną prysznicową, tak lśniące nowością i krystaliczną bielą, że trudno było je przeoczyć. Umywalka nie zasługiwała w sumie na uwagę, gdyż ledwo trzymała się ściany i w praktyce nie była używana. Przyczyniło się do tego także popękane kolanko pod umywalką, pokryte eleganckimi wzorami z rdzy. Jerzy siedział smętnie na podłodze, wpatrując się ze zdziwieniem w podłogę.
- Jak tam zdrowie? – spytałem cicho patrząc na jego udręczoną twarz.
- Już lepiej, odparł, nadal zielonkawy na twarzy. – Nie wiedziałem…
- O tym porozmawiamy później – przerwałem stanowczo. – Mieliśmy być ostrożni, pamiętasz? Mówiłem, że ona jest widzącą…
- Nie w tym stanie – wyszeptał kręcąc głową. – Zdarzyło się nieszczęście
- Jak to?! - Spojrzałem zdumiony na mojego pomocnika, a moja dłoń sama zacisnęła się na jego ramieniu.
- Dlatego tu pana sprowadziłem, szefie. – na twarzy malowała mu się mieszanka przerażenia, zawodu i zmartwienia. - Dziewczyna nafaszerowała się jakimiś prochami i ledwo – pozostałe słowa zginęły podczas kolejnego wybuchu zbuntowanego żołądka.
- Matko, dlaczego ja?! – jęknąłem w wyrazie największej rezygnacji i natychmiast przeniosłem się do przedmiotu naszych rozważań.

Hanka leżała zrelaksowana, z błogim uśmiechem na twarzy, podniszczona maskotka – kot leżała obok jej dłoni. Pochyliłem się, lecz nie usłyszałem nawet szmeru świadczącego o oddychaniu, tylko serce pracowało na zwolnionych obrotach. Bez wątpienia była do odratowania, jednak nie w tej postaci. Potrzebowałem fizycznie własnych rąk, a do tego potrzebna była materializacja. W moim przypadku w pełni kontrolowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz