czwartek, 10 maja 2012

AZ_Rozdział Szósty


*
Kilka słów gwoli wyjaśnienia Szanowna Czytelniczko – jak się już zapewne domyślasz my Anioły jesteśmy istotami niematerialnymi, przynajmniej w ziemskim świecie. W naszym wymiarze jest to swoisty rodzaj materializacji, dostępny w różnych wariantach, w zależności do poziomu i chęci. Poziom podstawowy, dostępny dla każdego Anioła, jest po prostu materialny, choć nie jest to forma ludzka. Czynności życiowe, takie jak oddychanie czy jedzenie, nie są nam potrzebne. Materializacja pomaga w zwykłych codziennych obowiązkach takich jak pisanie raportów czy przeglądanie akt. Zastanawiasz się zatem jaki to napęd sprawia, że działamy? Cóż, w sumie dość prosty – energia wszechświata. Nasza pojemność jest ograniczona, a zużycie energetyczne dość duże, choć to akurat zależy od pełnionych obowiązków i wykonywanych prac. Zazwyczaj ładujemy tak zwane akumulatory (nie, nie mamy wbudowanych baterii, to taka metafora) raz na miesiąc, trwa to około 12 godzin. Coś jak Wasza regeneracja podczas snu. Czasem popijamy herbatkę czy przegryzamy ciasteczka, nie ma jednak wpływu na naszą energię i służy wyłącznie rozrywce. Oczywiście im wyżej w hierarchii tym więcej opcji do wyboru i możliwości niematerialnego bytu, aż do absolutu. Ale to już mogą jedynie szychy.
Na ziemi, dość rzadko, zdarza się nam niekontrolowana materializacja, pod wpływem silnych emocji na przykład. Lecz świadome i w pełni kontrolowane przybranie formy ludzkiej to sztuka dostępna dla wybranych. Znają ją jedynie nieliczni i to po przejściu odpowiedniego szkolenia, no i z reguły są to Anioły z wyższych poziomów. Pojawienie się takiej zdolności u kogoś z niższego poziomu było co najmniej dziwne i nieco przerażające. Aktualnie nie zamierzałem analizować wszystkich budzących się we mnie obaw, przyjdzie na to czas później, teraz miałem inne zmartwienia na głowie.

Zebrałem w sobie dość mocną falę energii, a następnie w skupieniu oglądałem „siebie z zewnątrz”, aby nie pominąć żadnego istotnego szczegółu z mojego wyglądu. Do kontaktów zewnętrznych mieliśmy opracowanych kilka wariantów ubiorów w zależności od pory roku, aby nie wyróżniać się zanadto pośród ludzi. Wybrałem wersję standardową: dżinsy, jasna koszula, zielony sweter w serek, ciemny wełniany płaszcz i ciemne buty. Trwało to wszystko może ułamek sekundy, jednak wysiłek był na tyle duży, że krople potu perliły się na moim czole. Spojrzałem na siebie – moje ręce, tułów, nogi - wszystko wyglądało tak jak trzeba: byłem w pełni materialnym człowiekiem, zatem pora przejść do działania. Dwoma palcami sprawdziłem puls mojej podopiecznej – tak jak słyszałem, był ledwo wyczuwalny, ale zawsze był. Zatem problemem był brak oddechu – co ja powinienem w tej sytuacji zrobić?!
- Śmiertelnicy w takich momentach stosują sztuczne oddychanie – w drzwiach stał Jerzy uśmiechając się leciutko. Nadal był blady, na jego twarzy wyraźnie rysowały się piegi, wyglądało jednak na to, że dochodził do siebie.
- Chyba wiesz co sądzę o takich barbarzyńskich metodach? – popatrzyłem na niego krzywo. – Są dużo ciekawsze i bardziej higieniczne sposoby działania, jak na przykład fizyczna fala energetyczna …
- Jasne – odparł opierając się o framugę i spojrzał na mnie lekko przekręcając głowę w prawo – Tyle tylko, że po pierwsze ona nie może się dowiedzieć, że jesteśmy Aniołami, a po drugie jak nie zabierzesz się za chwilę do roboty, szefie, to nie będzie kogo ratować…
Przygnębiony kiwnąłem głową, chłopak niestety miał rację. W tej chwili żałowałem, że materializacja nie jest ogólnodostępna. - To ty będziesz mówił, a ja będę robił. Zgoda?
- Pewnie że tak, szefie! – podszedł bliżej łóżka i odgarnął z oczu niesforną grzywkę - Najpierw odchyl jej głowę mocno do tyłu.
- A po co? - burknąłem
- Żeby udrożnić drogi oddechowe – odparł znaczącym tonem mój pomocnik.
- OK., tak wystarczy? – chwyciłem oburącz głowę dziewczyny i delikatnie odciągnąłem do tyłu.
- Trochę mocniej – doradził Jerzy.
Odciągnąłem jeszcze trochę – nie chciałem żeby stała jej się krzywda.
- No może być. Teraz przyłóż swoje usta do jej ust.
- Co?! Przecież trafię moim nosem w jej!
- Trzeba to zrobić pod kątem, najlepiej prostopadle – pomocnik wydawał się być zdruzgotany moją niewiedzą w tym zakresie. Spojrzałem uważnie na chłopaka; ja nie miałem takiej wiedzy, z tego co wiem, to żaden Anioł nie znał sposobów śmiertelników. Jednak skąd u Jerzego takie informacje? Na pytania przyjdzie czas później uznałem i zabrałem się za wypełnianie poleceń.

Pochyliłem się nad Hanką i dotknąłem jej ust moimi. Były chłodne, co oznaczało, że musimy się śpieszyć.
- A teraz wdmuchujemy powietrze… tylko nie za dużo na raz.
Pochyliłem się, nabrałem powietrza i delikatnie wdmuchnąłem je do ust dziewczyny.
- Widzisz – ucieszył się Jerzy – jak chcesz to potrafisz, szefie! A teraz pięć wdechów i przerwa, pięć wdechów i przerwa…
Przez cały czas słyszałem głos mojego pomocnika, gdy w skupieniu wykonywałem jego polecenia. Nagle głos zamilkł, a ja poczułem, że Hanka zaczyna oddychać samodzielnie. Miałem nadzieję, że Jerzy miał dość rozsądku, żeby gdzieś prysnąć, inaczej nasze wysiłki poszłyby na marne. Sam zaś zacząłem się zastanawiać co dalej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz