**
Z opresji wybawił mnie Jerzy podrzucając telepatycznie
jakąś zmyśloną historyjkę o posłańcu z firmy, kazał też przynieść miskę z
łazienki. Przeznaczenia tego przedmiotu dowiedziałem się zaraz po przebudzeniu
Hanki – miała taki sam wyraz twarzy jak mój pomocnik, skóra też miała typowo
zielonkawy odcień. Dyskretnie pomogłem jej uwolnić żołądek od niepotrzebnego
ciężaru. Po chwili odetchnęła z ulgą i spojrzała na mnie.
- Kim jesteś?! I co tu w ogóle robisz?? – pierwsze słowa
dziewczyny wywołały lekki rumieniec na mojej twarzy. Nigdy nie lubiłem kłamać,
w sumie nie przystoi to komuś takiemu jak ja, nawet jeśli jest to tak zwane
białe kłamstwo, dla czyjegoś dobra. Jednak w tej konkretnej sytuacji nie miałem
innego wyjścia: nie mogła się dowiedzieć, że jestem Aniołem, na dodatek TYM
Aniołem, którego oskarżała o wszystkie nieszczęścia. Cóż nie widząc innych
możliwości postanowiłem trzymać się ustalonej wersji: przywiozłem z biura
dokumenty, bardzo ważne.
- Ja cię już chyba gdzieś widziałam? – przyglądała mi się
dość wnikliwie, a jej duże niebieskie oczy przewiercały mnie na wylot.
- Nie! – zaprzeczyłem zbyt gwałtownie, co mogło wydawać się
podejrzane, więc zmieniłem taktykę. – Chyba że w biurze? – potarłem ręką czoło
jakbym się namyślał. - Przychodzę tam czasami, głównie jako posłaniec.
- Nie, kręciła głową, a jej ciemnoblond włosy spadły na
twarz. Odgarnęła je szybkim ruchem nie spuszczając ze mnie oczu. - Jestem
przekonana, że było to w innej sytuacji… tylko nie bardzo pamiętam… -
przymknęła oczy próbując sobie przypomnieć sytuację.
Choroba jasna! – wszystko zaczynało się komplikować. Dziewczyna
była niesamowita! Pamiętała wydarzenia z wczesnego dzieciństwa, co zdarzało się
naprawdę rzadko. No i zdecydowanie utrudniało mi pracę.
- A tak właściwie to jak się tutaj dostałeś? – otuliła bose
stopy kocem, wyprostowała się i obrzuciła mnie podejrzliwym spojrzeniem. - Drzwi
chyba były zamknięte na zamek? – Hanka próbowała wyglądać groźnie, jednak w jej
oczach czaił się ból. Podejrzewam, że nie udało jej się zwrócić wszystkich
tabletek i to one teraz czynią rewolucje w jej żołądku, choć może to nie tylko
ból fizyczny. Jednak teraz trzeba było się zająć bardziej pilnymi sprawami,
czyli w racjonalny sposób wytłumaczyć Hance jak się dostałem do jej mieszkania.
- Owszem, drzwi były zamknięte, jednak framuga odskoczyła
i trzymały się tylko na łańcuch. Jak mówiłem pan Pinalski naciskał, abym
dokumenty przekazał jeszcze dzisiaj i to jak najszybciej, a gdy zobaczyłem tak
słabo zamknięte drzwi zmartwiłem się czy coś się nie stało, więc je otworzyłem.
W sumie nic skomplikowanego… No a potem zobaczyłem ciebie nieprzytomną, więc
pomyślałem, że …
- Nie trzeba było myśleć! – przerwała mi gniewnie, w jej
oczach błysnęły łzy. Objęła kolana rękami, oparła na nich brodę i zaczęła mi
się bacznie przyglądać przymrużonymi oczami. Była naprawdę wkurzona, a ja
miałem nadziej, że niczego nie pominąłem. Skanowała mnie wzrokiem: wyglądałem
jak przeciętny facet. Dość wysoki, jasna skóra, blond włosy, może trochę
przydługie jak na zwyczajnego człowieka, szare oczy, prosty nos. Żadna
rewelacja, miałem wtapiać się w tło, a nie od niego odstawać.
- Nic w tej twojej opowieści nie trzyma się kupy – kręciła
głową zdenerwowana … A gdzie niby masz te papiery? – fuknęła niecierpliwie.
- Zostawiłem w przedpokoju – odparłem wierząc, że Jerzy
coś zorganizował. – Wiesz, to się da jakoś załatwić, mogę powiedzieć panu
Pinalskiemu, że źle pojechałem … Wszystko się ułoży, nie wyrzuci cię z pracy.
- Ale ja nie chcę tam pracować!! – wykrzyknęła uderzając
zwiniętą pięścią w kanapę, z jej oczu popłynęły łzy goryczy i złości. – Chcę
umrzeć! Nikt mnie nie potrzebuje, wszyscy podejmują decyzje za mnie!! Nawet
ty!!! A byłoby już po wszystkim... – jej palec wskazujący wbił się w moje
ramię, a z gardła wyrwał się szloch. – Wszystko przez ciebie, gdybyś tylko …Potok
słów płynął dalej, powoli stawał się coraz mniej zrozumiały, aż zmienił się w
bełkot, a potem przeszedł w szloch.
Z moich wcześniejszych obserwacji wynikało, że ludzie w
takich momentach zachowują się dwojako: albo potrzebują kogoś, żeby się
przytulić i wypłakać, albo wolą zostać sami ze swoim nieszczęściem. Nie bardzo
wiedziałem, którą opcję powinienem wybrać, jednak wnioskując z nastroju mojej
podopiecznej najbardziej wskazaną będzie pierwsza, czyli kontakt z drugim
człowiekiem. Ona chyba za długo była sama ze swoim bólem... Delikatnie
przechyliłem dziewczynę do siebie, opierając jej głowę o moje ramię.
Poskutkowało lepiej niż sądziłem: puściły wszystkie tamy i z rozpaczliwym
szlochem wtuliła się w moje ramiona. Głaskałem ją delikatnie po głowie i
szeptałem jakieś uspokajające słowa – tak jak to nie raz obserwowałem u ludzi.
Było to dla mnie
całkiem nowe doznanie, anielska egzystencja ma niewiele wspólnego z materialnym
światem. Niewiele się dotykamy, rzadko normalnie rozmawiamy, więc ta odmiana
byłaby miła, gdyby nie przyczyny leżące u jej podstaw. Chociaż może zachęci
mnie do pewnych eksperymentów w przyszłości …
Spojrzałem na Hanię, która z wolna dochodziła do siebie. Na
razie wyglądała jak małe chude nieszczęście, zaniedbane i smutne. A przecież
mogła wyglądać tak pięknie! Olśniło mnie: zrozumiałem moją nową misję! Należało
tchnąć w tą młodą dziewczynę chęć do życia, a zadanie to zdawało się być
absolutnie i wybitnie skomplikowane. Wiedziałem jednak, że wkrótce wydarzy się
coś, co zmieni jej nastawienie do życia. – O ile tylko wytrzyma do tego czasu –
pomyślałem zgryźliwie.
- Lepiej ci? – spytałem prostując się.
- Tak, dziękuję. Trochę mi głupio, że się tak rozkleiłam
przy obcym człowieku – bąknęła cichutko również prostując sylwetkę.
- Nie masz się czym przejmować – odparłem. – Czasami
łatwiej jest zwierzyć się obcemu, który trzeźwym okiem spojrzy na sprawę.
- Mhm, pewnie masz rację. – Sięgnęła po chusteczki i
głośno wyczyściła nos. – Mogę nadal trzymać cię za rękę? – zerknęła na mnie
niepewnie.
- Jasne, śmiało – odpowiedziałem szybko; za nic nie
chciałem, aby ten nastrój minął. – Właściwie dlaczego pracujesz w tej firmie,
skoro tego nie lubisz? – zagadnąłem.
- Nie lubię? – roześmiała się gorzko. – Ja tego
nienawidzę... Dzień w dzień to samo – do
wieczora nie masz nic do roboty, może zadzwoni jakiś klient, albo ktoś przyśle
faks. Czasem pojawi się ktoś w biurze, ale to tylko od wielkiego dzwonu. No i
są jeszcze goście tej kanalii... – ostatnie słowo prawie wysyczała.
Przyglądałem się z boku jej twarzy – znikła gdzieś
bezbarwna maska noszona na co dzień, która skrywała emocje i uczucia
dziewczyny. Gdy opowiadała, mówiła całą sobą: natężeniem głosu, mimiką,
gestami. Była niesamowicie ekspresyjna. A tego gościa zwanego kanalią to chyba
nienawidziła z pasją, której sama nie znała.
- Wypełnianie „standardowych” obowiązków zaczyna się
dopiero wieczorem, kiedy wszyscy normalni ludzie idą do domu – kontynuowała
opowieść Hania. – Wtedy właśnie jest tysiąc spraw do załatwienia, mnóstwo pism
do napisania, i jeszcze muszę zdążyć na pocztę wysłać korespondencję!
- To dlaczego wciąż tam tkwisz?
- Zdecydowano za mnie – mruknęła dziewczyna spuszczając
głowę. – Zresztą póki żyła babka nie miałam wyboru, a przez ten czas
przyzwyczaiłam się nieco do zasad panujących w firmie, stworzyłam też wokół
siebie mur, który miał izolować mnie od codzienności. Na chwilę zamilkła
wpatrując się gdzieś martwym wzrokiem. Po chwili kontynuowała z westchnieniem -
A potem to już mi było wszystko jedno, przecież i tak do niczego się nie nadaję...
- Skąd to wiesz?
- Co?
- Że się do niczego nie nadajesz?
Wzruszyła ramionami i popatrzyła na mnie jakbym był jakimś
odmieńcem. Cóż po prawdzie to nawet nim byłem, o tym jednak nie musiała
wiedzieć. Potrzebowała motywacji, jakiegoś celu do życia. Sięgnąłem do zasobów
mojej pamięci – byłem pewien, że jako mała dziewczynka miała jakąś pasję... No
pewnie, że miała! I to jaką !!
- A co byś chciała robić w życiu? – spytałem. Było to
podchwytliwe, zamierzałem wyciągnąć jej pragnienia i wyrwać ją z koszmaru
zwanego przez nią życiem.
- Umrzeć, tylko że mi przeszkodziłeś. – westchnęła i
zamknęła oczy. Włosy opadały jej w nieładzie na ramiona, a po szczupłej twarzy
przebiegł skurcz, jakby moje pytanie ją zabolało. Zamyśliła się i odpowiedziała
dopiero po chwili milczenia. – Tak naprawdę to nie wiem. Chciałam iść na
studia, ale mi nie pozwolono. Nie mam żadnego celu, żadnego punktu zaczepienia,
totalne zero. A w ten sposób nie bardzo da się żyć.
- Naprawdę nic cię nie interesuje? Rośliny, zwierzęta,
rysowanie, spotkania ze znajomymi?
Kręciła głowa przy każdym słowie, za każdym razem jednak
coraz wolniej. To była chyba właściwa droga.
- Naprawdę nic? – wiedziałem, że to nie będzie dla niej
łatwe, zbyt dużo różnorodnych emocji wiązało się z tamtymi wydarzeniami.
Pytanie brzmiało czy tamta pasja umarła czy tylko ją zduszono?
- No może... – jej głos przeszedł do szeptu, a na twarzy
malowała się niepewność. - Właściwie to chyba jest coś takiego... – jej głos
był taki cichy jak skrzydła motyla, słowa z trudem torowały sobie drogę. - Taniec...
w dzieciństwie dużo tańczyłam – westchnęła, a w jej głosie słychać było udrękę.
- Chyba kochałam taniec, tak naprawdę i szczerze, jak to tylko dzieci potrafią.
Miałam dobre wyniki w konkursach, zdałam nawet do jednej ze szkół baletowych...
Zamilkła. Tego właśnie się obawiałem – bariery
psychicznej. Musiała ją przełamać inaczej nigdy się z nią nie upora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz