*
Jan siedział w starym wyliniałym fotelu, zagłębiony w
lekturze. Fotel prawdopodobnie miał dawniej kolor beżowy, teraz jednak trudno
było zgadnąć jak wyglądał w czasach swojej świetności. Niedaleko stał piecyk
gazowy, który ogrzewał całe pomieszczenie. Nie było ono zresztą zbyt wielkie –
fotel, stół pełniący funkcję biurka, obrotowe krzesło znalezione pod
śmietnikiem oraz proste sosnowe łóżko znajdowały się w centrum, natomiast całą
pozostałą przestrzeń zajmowały książki. Regały i półki pękały w szwach, obok
nich w stosach piętrzyły się kolejne pozycje. Janek jednak potrafił się bez
trudu poruszać w tym swoistym labiryncie: wiedział dokładnie gdzie szukać
konkretnej pozycji; kochał książki i wydawał na nie całe swoje oszczędności. To
właśnie książki były jedynymi
towarzyszami chłopca, nie szło mu zbyt dobrze kontaktowanie się z rówieśnikami
na uczelni, ani też z innymi osobami. Generalnie postrzegany był jako dziwak, i
po pewnym czasie uznał, że nie przeszkadza mu to szczególnie. Zapewniał sobie w
ten sposób kokon bezpieczeństwa, jednocześnie odsuwając się od studenckiego
życia.
Na stole stała na wpół wystygła herbata – zapomniał o
niej, gdy tylko zagłębił się w tajemniczy świat magii i miecza. Otulony ciepłym
kocem przeżywał kolejne przygody, zdobywał przyjaciół i wrogów, poznawał różne
kultury, zwiedzał światy – te prawdziwe i te wymyślone. Dzięki temu spychał na
dno świadomości nieprzyjemne uwagi koleżanek i kolegów, którzy nienawidzili go
zarówno za to, że jest inny, jak i za to że doskonale radzi sobie na studiach.
Bo Jan naprawdę miał olbrzymią wiedzę, głównie z
pochłanianych książek o różnorodnej tematyce. Poza tym lubił się uczyć, studia
wybrał bardziej dla przyjemności, niż dla pieniędzy. No bo kim można być po
polonistyce? Nauczycielem z nędzną pensją, tracącego swoje zdrowie na próbach
wbicia czegokolwiek do zakutych pał, jakimi zazwyczaj są uczniowie? Może
pisarzem? Dziennikarzem? Do tego jednak potrzebne są kontakty, znajomości, oraz
mnóstwo szczęścia, a wydanie książki to już wieloletnie starania i ciężka praca,
nie koniecznie uwieńczona sukcesem.
Owszem, stwierdziłem, wydawał się być samotny, jednak nie
odczuwał tego tak gwałtownie jak Hanka. Mimo wszystko nie powinno się czekać,
aż jego izolacja osiągnie tak groźne stadium jak w przypadku mojej
podopiecznej, postanowiłem więc przy najbliższej okazji porozmawiać z jego Opiekunem.
I znów parę słów
wyjaśnienia: fakt, że postanowiłem zajrzeć do mieszkańców tej kamienicy nie
oznaczał, że będę mógł podjąć jakiekolwiek kroki w stosunku do nich. Nie były
to moje sprawy i nie powinienem się do nich mieszać. Jedyne, co mogłem zrobić,
to złożyć oficjalny raport z zastanego stanu. Nasze kompetencje są bardzo
dokładnie określane, a ich przestrzeganie jest jednym z ważniejszych punktów
regulaminu. Nie uśmiechaj się tak dziwnie – w naszej społeczności też muszą być
jakieś normy określające postępowanie. W innym wypadku zapanowałby chaos, a
tego musimy uniknąć i to za wszelką cenę. Mogłoby to sprowadzić zagrożenie na
całą anielską społeczność i nie tylko. Ale dość nudnych szczegółów, wracam do
rodzin zamieszkujących kamienicę czynszową…
Małżeństwo radziło sobie całkiem dobrze. Pomimo mojej
specjalnej osłony wolałem nie podchodzić zbyt blisko; powodem było małe dziecko
– jak już wspominałem często mają one zdolność „widzenia”, a im młodsze tym
wyraźniej. Ponadto do utrzymania tak mocnej osłony potrzeba bardzo dużo energii,
a moja powoli się kończyła.
Malutka brykała zadowolona na łóżku rodziców, a wokół niej
unosiła się radosna aura miłości i szczęścia. Matka krzątała się jeszcze po
pokoju, szukając królika - przytulanki, którego uwielbiała jej córka.
Wyciągnęła go wreszcie spod łóżka i otrzepała z kurzu.
- No Lolu, pora już iść spać – powiedziała podając
maskotkę, co spotkało się z aprobatą potwierdzoną szerokim uśmiechem
przechodzącym w ziewnięcie, a następnie wzięła córkę na ręce i przełożyła do
łóżeczka. Mała nie protestowała zbyt gwałtownie, zwłaszcza gdy mama włączyła
jej grającą karuzelę i zgasiła światło. Kobieta jeszcze chwilę stała wpatrując
się w dziewczynkę, a następnie usiadła przed komputerem i sprawdziła pocztę.
Pomiędzy standardowymi informacjami z forów internetowych i kilkoma spamami
znalazł się interesujący email.
- Czego może ode mnie chcieć moja uczelnia? – mruknęła
patrząc na adresata. – Chyba rozliczyłam się ze wszystkiego jeszcze w ubiegłym
roku … Kliknęła, żeby rozwinąć wiadomość, a następnie przez kilka minut
wpatrywała się z niedowierzaniem w ekran.
„Szanowna Pani,
Pani doktorat jako jeden z najciekawszych i najwyżej
ocenionych na przestrzeni ostatnich lat został zgłoszony do prestiżowego
konkursu organizowanego przez znaną międzynarodową firmę kosmetyczną
poszukującą nowych talentów. Zakres Pani badań i opracowań idealnie wpisuje się
w profil firmy oraz jej obszary badawcze, ponadto firma zapoznała się z kilkoma
Pani publikacjami.
Niezmiernie
miło nam poinformować, iż firma Zenou doceniła Pani osiągnięcia i przyznała
Pani nagrodę pieniężną w wysokości 10 000 zł oraz sposobność odbycia
płatnych praktyk wraz z możliwością zatrudnienia na stałe w dziale badawczym
firmy w Polsce.
Poniżej podaję dane kontaktowe do osoby
reprezentującej firmę Zenou w Polsce.
W imieniu wszystkich pracowników naukowych gratuluję
Pani i życzę powodzenia w dalszej pracy naukowej.
Jan Bazyli Proterka
Rektor”
O rany... – wyszeptała. – Ktoś wreszcie docenił moje
badania i całą tą harówkę związaną z pisaniem doktoratu … I nawet oferuje
praktyki wraz z opcją zatrudnienia .. I do tego ta nagroda pieniężna –
chlipnęła, a po chwili rozpłakała się na dobre zagłębiając się w fantazje o
przyszłości i wyobrażając sobie łatwiejsze życie z nową pralką czy zmywarką. Nie
usłyszała nawet szczęku otwieranego zamka ani kroków męża w korytarzu.
- Marta? Wszystko w porządku? Co się stało? –
zaniepokojony mężczyzna szybko przeszedł do pokoju i stanął obok niej.
- Och Damian, jestem taka szczęśliwa! – odparła z
uśmiechem tuląc się do niego. – Właśnie się dowiedziałam, że zdobyłam nagrodę
pieniężną i płatne praktyki w dużej firmie!
- Ale .. jak to?
- Moja praca doktorska! Wreszcie okazało się, że ktoś ją docenił!
- To fantastycznie kochanie, powinniśmy to jakoś uczcić!
Może jakiś obiad w restauracji jutro?
- O tak!! – wykrzyknęła, lecz po chwili zmitygowała się i
ściszyła głos, aby nie obudzić Loli. - A potem kupimy ten sprzęt AGD, na który
nas nie było stać i jeszcze ..
Westchnąłem zadowolony pozostawiając rodzinę w stanie euforii.
Przynajmniej u nich wszystko było w porządku. Postanowiłem jeszcze zajrzeć do
staruszki z tego samego piętra oraz mieszkającego naprzeciwko Hanki starszego
pana. Pamiętałem co nieco z archiwów, jednak nie wszystko mi pasowało. Miałem
nadzieję rozejrzeć się i ewentualnie przekazać jakieś informacje bezpośrednim Opiekunom.
Eleonora Kruszyńska mieszkała samotnie od wielu, wielu
lat, od dawna też nie wychodziła na zewnątrz. Był to jakiś rodzaj psychicznej
blokady, przerażenia graniczącego z obłędem, dotyczącego życia poza granicami
jej małego mieszkania: pokoju, kuchni, łazienki i małego ciemnego korytarzyka
pełniącego funkcję przedpokoju. Bliskiej rodziny nie miała, a dalecy krewni
pomarli lub wyjechali za granicę. Jedynym świadectwem ich istnienia były
pieczołowicie zbierane i przechowywane kartki bożonarodzeniowe: zajmowały
zaszczytne miejsce w górnej przeszklonej części sekretarzyka
Pani Eleonora nie była osobą niesamodzielną – cieszyła się
dobrym zdrowiem i potrafiła zadbać o siebie i swoje otoczenie. Jedyny problem
stanowiły zakupy, ponieważ wymagały wyjścia z domu. Przez jakiś czas robiła to sąsiadka
z naprzeciwka, z którą utrzymywała bliższe kontakty, jednak po jej decyzji o
przenosinach na wieś musiała znaleźć inne rozwiązanie. Przez jakiś czas żyła na
zakupionych wcześniej rezerwach: Stefania uprzedziła o przeprowadzce, więc
Eleonora zdążyła zrobić zapasy na kilka miesięcy. Jedyne czego mogło jej
brakować to świeży chleb, jednak sztukę wypieku pieczywa opanowała już
wcześniej, zatem była gotowa na dłuższą przerwę w dostawach produktów z
zewnątrz. Obserwowała wprowadzające się młode małżeństwo z maleńkim dzieckiem i
uznała, ze nie będzie robić kłopotu prosząc o pomoc. Jednak gdy kilka tygodni
później przez dziurkę od klucza ujrzała młodego Jana, rozwiązanie nasunęło się
samo.
Chłopak sprawiał wrażenie zabiedzonego – małżeństwo odnajmowało
mu pokój, lecz nic poza tym. Wyglądał jakby niedojadał: szczupły, wysoki,
zapadnięte oczy.. Pewnego dnia Eleonora poczekała, aż będzie sam wychodził z
mieszkania i zaproponowała prostą współpracę – Jan będzie płacił jej rachunki i
robił zakupy co tydzień, w zamian za to będzie dostawał niewielką sumkę.
Propozycja padła na podatny grunt i tak nawiązała się dobrze rokująca dla obu
stron znajomość.
Szybko zorientowałem się, że dzisiejszy dzień był dla
Eleonory nietypowy, a jego skutki nadal były odczuwalne. Wzmożone napięcie i
problemy z koncentracją utrudniały codzienne prace. Nie dość, że wszystko
leciało jej z rąk, to jeszcze zapominała po co poszła lub co miała zrobić.
Starała się opanować narastającą irytację poprzez rutynowe podejście do
obowiązków: pranie, prasowanie, zmywanie, gotowanie. Upiekła nawet ciasto
czekoladowe, które wyjątkowo się udało. Odkroiła już kawałek dla Janka i
zawinęła w papier; zamierzała dać mu jutro rano, gdy będzie wychodził do
biblioteki. Zawsze w sobotę szedł do biblioteki – kobieta uśmiechnęła się do
swoich myśli. – Janek bywał bardzo przewidywalny …
Jednak teraz, po całym dniu, napięcie było jeszcze
bardziej wyczuwalne, dołączył także silny ból głowy. Podeszła do kredensu,
gdzie w szufladzie przechowywała podręczne leki i stanęła z ręką opartą na metalowej
okrągłej gałce szuflady. Kredens był rodzinną pamiątką, dostała go w spadku po
babce. Starannie wykonany metodą intarsji w stylu secesji wyglądał
przepięknie.: górna część podzielona była na trzy segmenty – środkowy był
przeszkolony, boczne były otwarte, wszystko ozdobione dodatkowymi rzeźbieniami.
Poniżej znajdowały się dwie szuflady, a najniżej zamykana na drewniane
drzwiczki szafka. Staruszka wpatrywała się w elegancki roślinny motyw zdobniczy
znajdujący się na szufladach dotykając palcem intarsjowanych elementów. Po
chwili schyliła się i otworzyła drzwi od szafki ozdobione tym samym wzorem.
Mechanicznie, jak w transie wyjmowała kolejne naczynia: miski i salaterki,
talerze i półmiski oraz ozdobny serwis do herbaty dla sześciu osób. Kiedy już
opróżniła szafkę trzęsącymi się dłońmi macała jej tylne ścianki, aż natrafiła
na charakterystyczne wybrzuszenia, zawahała się, a potem nacisnęła je nieco mocniej.
Coś zaskrzypiało i pisnęło, lecz ścianka nie ustąpiła pod naciskiem słabych
rąk. Przed oczami pojawiła się zamglona postać mężczyzny w kapeluszu, którego
sylwetka wyglądała niepokojąco znajomo … Jednak po chwili wizja zniknęła, a
wraz z nią ból głowy oraz chęć otwarcia tajemniczej klapki.
- Co ja właściwie robię? – powiedziała na głos rozglądając
się ze zdziwieniem dokoła. – Przecież nic tutaj nie ma… - pokręciła głową po
czym zebrała naczynia i ponownie ustawiła je w kredensie. Potem podeszła do
kuchenki i wstawiła w czajniku wodę na herbatę. Wyjęła szklankę oraz stylizowany
na srebrny metalowy uchwyt z szafki kuchennej. Wstawiła do niego szklankę, wsypała
dokładnie jedną płaską łyżeczkę herbaty Assam i przeszła do pokoju. Włączyła
telewizor i z przyjemnością stwierdziła, że właśnie nadawana jest powtórka jej
ulubionego serialu, opowiadającego o perypetiach młodej sieroty, zakochanej w
nieodpowiednim mężczyźnie. Na dźwięk gwizdka wróciła do kuchni i zalała
przygotowaną herbatę wrzątkiem, posłodziła dwoma łyżeczkami cukru i starannie zamieszała.
Zgasiła światło w kuchni, herbatę postawiła na stoliku w pokoju, usiadła na
kanapie, ujęła druty i zabrała się za rozpoczętą wcześniej robótkę,
jednocześnie oglądając telewizję. Jej myśli nie zaprzątało nic innego, jakby
wydarzenia sprzed kilku minut nie miały w ogóle miejsca. Postanowiłem zajrzeć
głębiej do jej akt, ot tak z ciekawości. No i oczywiście zgłosić jej Opiekunowi
to dziwne wydarzenie; on powinien wiedzieć nieco więcej na ten temat. Pozostał
mi już tylko Zygmunt Chwerowski, na parter jakoś nie chciało mi się zaglądać. O
przeszłości tego lokatora wiedziałem niewiele, akta były bardziej niż ubogie w informacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz