czwartek, 23 sierpnia 2012

AZ_Rozdział dziesiąty


*
Jan siedział w starym wyliniałym fotelu, zagłębiony w lekturze. Fotel prawdopodobnie miał dawniej kolor beżowy, teraz jednak trudno było zgadnąć jak wyglądał w czasach swojej świetności. Niedaleko stał piecyk gazowy, który ogrzewał całe pomieszczenie. Nie było ono zresztą zbyt wielkie – fotel, stół pełniący funkcję biurka, obrotowe krzesło znalezione pod śmietnikiem oraz proste sosnowe łóżko znajdowały się w centrum, natomiast całą pozostałą przestrzeń zajmowały książki. Regały i półki pękały w szwach, obok nich w stosach piętrzyły się kolejne pozycje. Janek jednak potrafił się bez trudu poruszać w tym swoistym labiryncie: wiedział dokładnie gdzie szukać konkretnej pozycji; kochał książki i wydawał na nie całe swoje oszczędności. To właśnie książki były  jedynymi towarzyszami chłopca, nie szło mu zbyt dobrze kontaktowanie się z rówieśnikami na uczelni, ani też z innymi osobami. Generalnie postrzegany był jako dziwak, i po pewnym czasie uznał, że nie przeszkadza mu to szczególnie. Zapewniał sobie w ten sposób kokon bezpieczeństwa, jednocześnie odsuwając się od studenckiego życia.


Na stole stała na wpół wystygła herbata – zapomniał o niej, gdy tylko zagłębił się w tajemniczy świat magii i miecza. Otulony ciepłym kocem przeżywał kolejne przygody, zdobywał przyjaciół i wrogów, poznawał różne kultury, zwiedzał światy – te prawdziwe i te wymyślone. Dzięki temu spychał na dno świadomości nieprzyjemne uwagi koleżanek i kolegów, którzy nienawidzili go zarówno za to, że jest inny, jak i za to że doskonale radzi sobie na studiach.
Bo Jan naprawdę miał olbrzymią wiedzę, głównie z pochłanianych książek o różnorodnej tematyce. Poza tym lubił się uczyć, studia wybrał bardziej dla przyjemności, niż dla pieniędzy. No bo kim można być po polonistyce? Nauczycielem z nędzną pensją, tracącego swoje zdrowie na próbach wbicia czegokolwiek do zakutych pał, jakimi zazwyczaj są uczniowie? Może pisarzem? Dziennikarzem? Do tego jednak potrzebne są kontakty, znajomości, oraz mnóstwo szczęścia, a wydanie książki to już wieloletnie starania i ciężka praca, nie koniecznie uwieńczona sukcesem.

Owszem, stwierdziłem, wydawał się być samotny, jednak nie odczuwał tego tak gwałtownie jak Hanka. Mimo wszystko nie powinno się czekać, aż jego izolacja osiągnie tak groźne stadium jak w przypadku mojej podopiecznej, postanowiłem więc przy najbliższej okazji porozmawiać z jego Opiekunem.

I znów parę słów wyjaśnienia: fakt, że postanowiłem zajrzeć do mieszkańców tej kamienicy nie oznaczał, że będę mógł podjąć jakiekolwiek kroki w stosunku do nich. Nie były to moje sprawy i nie powinienem się do nich mieszać. Jedyne, co mogłem zrobić, to złożyć oficjalny raport z zastanego stanu. Nasze kompetencje są bardzo dokładnie określane, a ich przestrzeganie jest jednym z ważniejszych punktów regulaminu. Nie uśmiechaj się tak dziwnie – w naszej społeczności też muszą być jakieś normy określające postępowanie. W innym wypadku zapanowałby chaos, a tego musimy uniknąć i to za wszelką cenę. Mogłoby to sprowadzić zagrożenie na całą anielską społeczność i nie tylko. Ale dość nudnych szczegółów, wracam do rodzin zamieszkujących kamienicę czynszową…

Małżeństwo radziło sobie całkiem dobrze. Pomimo mojej specjalnej osłony wolałem nie podchodzić zbyt blisko; powodem było małe dziecko – jak już wspominałem często mają one zdolność „widzenia”, a im młodsze tym wyraźniej. Ponadto do utrzymania tak mocnej osłony potrzeba bardzo dużo energii, a moja powoli się kończyła.
Malutka brykała zadowolona na łóżku rodziców, a wokół niej unosiła się radosna aura miłości i szczęścia. Matka krzątała się jeszcze po pokoju, szukając królika - przytulanki, którego uwielbiała jej córka. Wyciągnęła go wreszcie spod łóżka i otrzepała z kurzu.
- No Lolu, pora już iść spać – powiedziała podając maskotkę, co spotkało się z aprobatą potwierdzoną szerokim uśmiechem przechodzącym w ziewnięcie, a następnie wzięła córkę na ręce i przełożyła do łóżeczka. Mała nie protestowała zbyt gwałtownie, zwłaszcza gdy mama włączyła jej grającą karuzelę i zgasiła światło. Kobieta jeszcze chwilę stała wpatrując się w dziewczynkę, a następnie usiadła przed komputerem i sprawdziła pocztę. Pomiędzy standardowymi informacjami z forów internetowych i kilkoma spamami znalazł się interesujący email.
- Czego może ode mnie chcieć moja uczelnia? – mruknęła patrząc na adresata. – Chyba rozliczyłam się ze wszystkiego jeszcze w ubiegłym roku … Kliknęła, żeby rozwinąć wiadomość, a następnie przez kilka minut wpatrywała się z niedowierzaniem w ekran.

„Szanowna Pani,

Pani doktorat jako jeden z najciekawszych i najwyżej ocenionych na przestrzeni ostatnich lat został zgłoszony do prestiżowego konkursu organizowanego przez znaną międzynarodową firmę kosmetyczną poszukującą nowych talentów. Zakres Pani badań i opracowań idealnie wpisuje się w profil firmy oraz jej obszary badawcze, ponadto firma zapoznała się z kilkoma Pani publikacjami.

 Niezmiernie miło nam poinformować, iż firma Zenou doceniła Pani osiągnięcia i przyznała Pani nagrodę pieniężną w wysokości 10 000 zł oraz sposobność odbycia płatnych praktyk wraz z możliwością zatrudnienia na stałe w dziale badawczym firmy w Polsce.
Poniżej podaję dane kontaktowe do osoby reprezentującej firmę Zenou w Polsce.

W imieniu wszystkich pracowników naukowych gratuluję Pani i życzę powodzenia w dalszej pracy naukowej.

Jan Bazyli Proterka
Rektor”

O rany... – wyszeptała. – Ktoś wreszcie docenił moje badania i całą tą harówkę związaną z pisaniem doktoratu … I nawet oferuje praktyki wraz z opcją zatrudnienia .. I do tego ta nagroda pieniężna – chlipnęła, a po chwili rozpłakała się na dobre zagłębiając się w fantazje o przyszłości i wyobrażając sobie łatwiejsze życie z nową pralką czy zmywarką. Nie usłyszała nawet szczęku otwieranego zamka ani kroków męża w korytarzu.
- Marta? Wszystko w porządku? Co się stało? – zaniepokojony mężczyzna szybko przeszedł do pokoju i stanął obok niej.
- Och Damian, jestem taka szczęśliwa! – odparła z uśmiechem tuląc się do niego. – Właśnie się dowiedziałam, że zdobyłam nagrodę pieniężną i płatne praktyki w dużej firmie!
- Ale .. jak to?
- Moja praca doktorska! Wreszcie okazało się, że ktoś ją docenił!
- To fantastycznie kochanie, powinniśmy to jakoś uczcić! Może jakiś obiad w restauracji jutro?
- O tak!! – wykrzyknęła, lecz po chwili zmitygowała się i ściszyła głos, aby nie obudzić Loli. - A potem kupimy ten sprzęt AGD, na który nas nie było stać i jeszcze ..
Westchnąłem zadowolony pozostawiając rodzinę w stanie euforii. Przynajmniej u nich wszystko było w porządku. Postanowiłem jeszcze zajrzeć do staruszki z tego samego piętra oraz mieszkającego naprzeciwko Hanki starszego pana. Pamiętałem co nieco z archiwów, jednak nie wszystko mi pasowało. Miałem nadzieję rozejrzeć się i ewentualnie przekazać jakieś informacje bezpośrednim Opiekunom.

Eleonora Kruszyńska mieszkała samotnie od wielu, wielu lat, od dawna też nie wychodziła na zewnątrz. Był to jakiś rodzaj psychicznej blokady, przerażenia graniczącego z obłędem, dotyczącego życia poza granicami jej małego mieszkania: pokoju, kuchni, łazienki i małego ciemnego korytarzyka pełniącego funkcję przedpokoju. Bliskiej rodziny nie miała, a dalecy krewni pomarli lub wyjechali za granicę. Jedynym świadectwem ich istnienia były pieczołowicie zbierane i przechowywane kartki bożonarodzeniowe: zajmowały zaszczytne miejsce w górnej przeszklonej części sekretarzyka
Pani Eleonora nie była osobą niesamodzielną – cieszyła się dobrym zdrowiem i potrafiła zadbać o siebie i swoje otoczenie. Jedyny problem stanowiły zakupy, ponieważ wymagały wyjścia z domu. Przez jakiś czas robiła to sąsiadka z naprzeciwka, z którą utrzymywała bliższe kontakty, jednak po jej decyzji o przenosinach na wieś musiała znaleźć inne rozwiązanie. Przez jakiś czas żyła na zakupionych wcześniej rezerwach: Stefania uprzedziła o przeprowadzce, więc Eleonora zdążyła zrobić zapasy na kilka miesięcy. Jedyne czego mogło jej brakować to świeży chleb, jednak sztukę wypieku pieczywa opanowała już wcześniej, zatem była gotowa na dłuższą przerwę w dostawach produktów z zewnątrz. Obserwowała wprowadzające się młode małżeństwo z maleńkim dzieckiem i uznała, ze nie będzie robić kłopotu prosząc o pomoc. Jednak gdy kilka tygodni później przez dziurkę od klucza ujrzała młodego Jana, rozwiązanie nasunęło się samo.
Chłopak sprawiał wrażenie zabiedzonego – małżeństwo odnajmowało mu pokój, lecz nic poza tym. Wyglądał jakby niedojadał: szczupły, wysoki, zapadnięte oczy.. Pewnego dnia Eleonora poczekała, aż będzie sam wychodził z mieszkania i zaproponowała prostą współpracę – Jan będzie płacił jej rachunki i robił zakupy co tydzień, w zamian za to będzie dostawał niewielką sumkę. Propozycja padła na podatny grunt i tak nawiązała się dobrze rokująca dla obu stron znajomość.

Szybko zorientowałem się, że dzisiejszy dzień był dla Eleonory nietypowy, a jego skutki nadal były odczuwalne. Wzmożone napięcie i problemy z koncentracją utrudniały codzienne prace. Nie dość, że wszystko leciało jej z rąk, to jeszcze zapominała po co poszła lub co miała zrobić. Starała się opanować narastającą irytację poprzez rutynowe podejście do obowiązków: pranie, prasowanie, zmywanie, gotowanie. Upiekła nawet ciasto czekoladowe, które wyjątkowo się udało. Odkroiła już kawałek dla Janka i zawinęła w papier; zamierzała dać mu jutro rano, gdy będzie wychodził do biblioteki. Zawsze w sobotę szedł do biblioteki – kobieta uśmiechnęła się do swoich myśli. – Janek bywał bardzo przewidywalny …

Jednak teraz, po całym dniu, napięcie było jeszcze bardziej wyczuwalne, dołączył także silny ból głowy. Podeszła do kredensu, gdzie w szufladzie przechowywała podręczne leki i stanęła z ręką opartą na metalowej okrągłej gałce szuflady. Kredens był rodzinną pamiątką, dostała go w spadku po babce. Starannie wykonany metodą intarsji w stylu secesji wyglądał przepięknie.: górna część podzielona była na trzy segmenty – środkowy był przeszkolony, boczne były otwarte, wszystko ozdobione dodatkowymi rzeźbieniami. Poniżej znajdowały się dwie szuflady, a najniżej zamykana na drewniane drzwiczki szafka. Staruszka wpatrywała się w elegancki roślinny motyw zdobniczy znajdujący się na szufladach dotykając palcem intarsjowanych elementów. Po chwili schyliła się i otworzyła drzwi od szafki ozdobione tym samym wzorem. Mechanicznie, jak w transie wyjmowała kolejne naczynia: miski i salaterki, talerze i półmiski oraz ozdobny serwis do herbaty dla sześciu osób. Kiedy już opróżniła szafkę trzęsącymi się dłońmi macała jej tylne ścianki, aż natrafiła na charakterystyczne wybrzuszenia, zawahała się, a potem nacisnęła je nieco mocniej. Coś zaskrzypiało i pisnęło, lecz ścianka nie ustąpiła pod naciskiem słabych rąk. Przed oczami pojawiła się zamglona postać mężczyzny w kapeluszu, którego sylwetka wyglądała niepokojąco znajomo … Jednak po chwili wizja zniknęła, a wraz z nią ból głowy oraz chęć otwarcia tajemniczej klapki.

- Co ja właściwie robię? – powiedziała na głos rozglądając się ze zdziwieniem dokoła. – Przecież nic tutaj nie ma… - pokręciła głową po czym zebrała naczynia i ponownie ustawiła je w kredensie. Potem podeszła do kuchenki i wstawiła w czajniku wodę na herbatę. Wyjęła szklankę oraz stylizowany na srebrny metalowy uchwyt z szafki kuchennej. Wstawiła do niego szklankę, wsypała dokładnie jedną płaską łyżeczkę herbaty Assam i przeszła do pokoju. Włączyła telewizor i z przyjemnością stwierdziła, że właśnie nadawana jest powtórka jej ulubionego serialu, opowiadającego o perypetiach młodej sieroty, zakochanej w nieodpowiednim mężczyźnie. Na dźwięk gwizdka wróciła do kuchni i zalała przygotowaną herbatę wrzątkiem, posłodziła dwoma łyżeczkami cukru i starannie zamieszała. Zgasiła światło w kuchni, herbatę postawiła na stoliku w pokoju, usiadła na kanapie, ujęła druty i zabrała się za rozpoczętą wcześniej robótkę, jednocześnie oglądając telewizję. Jej myśli nie zaprzątało nic innego, jakby wydarzenia sprzed kilku minut nie miały w ogóle miejsca. Postanowiłem zajrzeć głębiej do jej akt, ot tak z ciekawości. No i oczywiście zgłosić jej Opiekunowi to dziwne wydarzenie; on powinien wiedzieć nieco więcej na ten temat. Pozostał mi już tylko Zygmunt Chwerowski, na parter jakoś nie chciało mi się zaglądać. O przeszłości tego lokatora wiedziałem niewiele, akta były bardziej  niż ubogie w informacje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz