poniedziałek, 20 sierpnia 2012

AZ_Rozdział dziewiąty



- I jak szefie? – Jerzy od razu znalazł się obok mnie. Szliśmy dalej przez pustoszejący park, niewidoczni i niesłyszalni dla innych ludzi.
- Co jak? – spojrzałem zdziwiony.
- Jak to jest być znowu człowiekiem? – oczy mu błyszczały, był cały podekscytowany.
- To nie to samo, nie byłem ponownie człowiekiem – starałem się wytłumaczyć. – To bardziej jak zmiana, hmmm, powłoki na ludzką - materialną. Wewnątrz pozostajesz taki sam, nic się nie zmienia.
- Aha! – w tym jednym dźwięku kryło się zrozumienie i niewielkie rozczarowanie, to ostatnie jednak szybko zniknęło. - Ale całkiem nieźle sobie poradziłeś szefie. Naprawdę nieźle! – poklepał mnie przyjaźnie po ramieniu. – Musisz tylko bardziej zapoznać się ze światem ludzi. Żeby nie wiedzieć co to komórka… - potrząsnął z niedowierzaniem głową.
- No co? – oburzyłem się nieco. – A tak w ogóle to skąd ty masz taką wiedzę, hę? Doszliśmy już do stawu, w którym przeglądał się księżyc w nowiu, co jakiś czas przesłaniany przez chmury. W parku nie było już nikogo, nawet kaczki gdzieś zniknęły.
- Tak prawdę mówiąc to nie wiem – odparł bezbarwnym głosem obserwując swoje stopy, płynące nad i przez suche liście, które opadły na ścieżkę. – Ona po prostu tkwi we mnie, jakby nie do końca wymazano mi pamięć.
- Może powinniśmy to sprawdzić? – zastanawiałem się na głos idąc dalej. – Razem z tą twoją dziwną zdolnością do zbiorowych teleportacji… No i ta materializacja oraz torsje … Strasznie dużo tego na raz – zakończyłem spoglądając na mojego pomocnika.

Jerzy nic nie mówił, tylko smętnie patrzył przed siebie. Właściwie to trochę go rozumiałem – nie chciałbym tracić wiedzy, która jest tak cenna, a pewnie na tym by się skończyło oficjalne badanie. Umiejętności pewnie też zostałyby skasowane lub chłopaka oddelegowano by na specjalistyczne szkolenie, a potem do działań operacyjnych nie mających nic wspólnego z opieką nad ludźmi. Była jednak jeszcze jedna sprawa do załatwienia, z kategorii „formalne” i „bardzo ważne”, zanim podejmę ostateczną decyzję.
- Wiesz Jerzy – mój głos przeszedł w wariant „surowa nagana”: ostry i nieprzyjemny w odbiorze - do tych wszystkich wymienionych przeze mnie rzeczy dochodzi jeszcze najważniejsza sprawa: dopuściłeś do próby samobójczej Hanki! – stanąłem i patrzyłem wyczekująco.
Mój współpracownik zatrzymał się w pół kroku: zapadł się w sobie, uszy płonęły czerwienią, co wyglądało kontrastowo przy kredowobiałej twarzy. Jeden rzut oka wystarczył by uznać, iż jest chodzącym uosobieniem poczucia winy.
- Ja … ja nie mam nic na swoją obronę – wyszeptał nerwowo wyginając palce. – Założyłem, że skoro dziewczyna zasnęła, to nic głupiego nie zrobi i dlatego rzadziej do niej zaglądałem. No i tak jak pan mówił trzymałem się na dystans, aby mnie nie zauważyła.
- Hmm – mruknąłem gniewnie, a oczy Jerzego zrobiły się jeszcze większe. Trzeba mu przyznać, że nie próbował się wykręcić ani przerzucić odpowiedzialności, do tego trzymał się faktów. I w sumie prawidłowo zareagował w sytuacji kryzysowej. Westchnąłem.
- Szefie, jeśli zechce mnie pan odesłać … – wyjąkał przerażony, potem nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego dodatkowego dźwięku. Postanowiłem dać chłopakowi jeszcze jedną szansę, mając nadzieję, że była to wystarczająca nauczka na przyszłość. Generalnie całkiem nieźle się zapowiadał.
- Jerzy, powiedziałem patrząc bardzo uważnie w jego oczy, czego się dzisiaj nauczyłeś?
- Nigdy nie polegać tylko na swoich odczuciach, jeśli mogę je zweryfikować w rzeczywistości, zwracać uwagę na zachowanie ludzi, którzy są nieprzewidywalni – mówił poważnym głosem wyliczając kolejne elementy na palcach, a ja kiwałem z aprobatą głową. – Acha, i jeszcze powinienem lepiej poznać siebie i swoje umiejętności.
- Bardzo dobra odpowiedź, dostaniesz jeszcze jedną szansę …
- Szefie, dzięki, super !!!! – ulga i radość malujące się na jego twarzy były dla mnie prawdziwą nagrodą, ja jednak chciałem mieć pewność co do przyszłych działań i zachowań. Przerwałem dziękczynne wywody ruchem ręki i kontynuowałem. – Dostajesz ją głównie dlatego, że wiedziałeś co robić w sytuacji kryzysowej i potrafiłeś się przyznać do błędu. Zawdzięczasz to sobie, nie mi.
- Dziękuję, naprawdę, będę starał się jeszcze bardziej!!! – Jerzy niemal podskakiwał z radości.
- Mam nadzieję, bo kolejnej szansy nie będzie – odparłem grożąc palcem. – Acha, jest jeszcze jedna rzecz, która mnie zastanawia.
- Tak? A co konkretnie?
Westchnąłem cicho. – Jak to jest z pieniędzmi?

Jerzy śmiał się przez następne pięć minut. Potem zaczął mi tłumaczyć zawiłości zdobywania pieniędzy, wydawania ich, oszczędzania oraz pozostałych czynności, które mogły się z tym kojarzyć. Miałem niezły mętlik w głowie, kiedy już zakończył swój wykład. Na szczęście obiecał, że w razie problemów mi pomoże. Wysłałem go zatem do naszego biura, żeby załatwił dla mnie przepustkę, telefon i pieniądze, a także wykreował jakąś rzeczywistość z moim udziałem. Zanim jednak się rozstaliśmy zobowiązałem go sumiennie do informowania mnie o różnego rodzaju niespodziankach, jakie jeszcze w sobie może kryć. Tak będzie zdecydowanie bezpieczniej.
Sam zaś skierowałem się do mieszkania Hanki, zabezpieczony specjalną podwójną zasłoną wzrokowo-słuchową: nie mogła mnie zobaczyć bardzo uzdolniona osoba widząca oraz wielu Aniołów. To bardzo rzadka umiejętność, jeszcze rzadziej używana – w tym jednak przypadku była koniecznością.

Hania stała w przedpokoju patrząc na drzwi wejściowe. Ma przyjaciela! Pierwszy raz od niepamiętnych czasów! W jej oczach znowu zalśniły łzy.
- Jak dobrze było to z siebie zrzucić, opowiedzieć komuś o swoich problemach i znaleźć zrozumienie… - myślała idąc do kuchni. W przedpokoju potknęła się o wystającą klepkę i automatycznie złapała się za najbliższy sprzęt, czyli komódkę, aby nie stracić równowagi. – Złośliwość rzeczy martwych! Kontuzja to ostatnia rzecz, której mi teraz trzeba – mruknęła masując stopę. Po chwili poszła dalej, a koperta leżąca na szafce zsunęła się w stronę ściany i spadła w szczelinę, pomiędzy kępki kurzu. Niezauważona przez nikogo, zapomniana, samotna.

Dziewczyna poczuła się głodna; od dawna nie zwracała uwagi na takie drobiazgi jak smaczne jedzenie, teraz jednak zatęskniła za czymś apetycznym i świeżym. Biorąc pod uwagę okoliczności i późną porę zdecydowała się na żelazny zapas znajdujący się w domu, czyli gotowe mrożone danie z supermarketu. Wyjęła nową patelnię z szafki i zajęła się smażeniem. Jednocześnie w głowie robiła listę zakupów żywnościowych, skupiając się głównie na tym, co chodziło jej po głowie: zupa marchewkowa z imbirem, zupa pieczarkowa, kotleciki mielone z groszkiem i marchewką … Szybko zjadła chińską mieszankę, obiecując sobie jednocześnie, iż mrożonki będą rzadziej gościły na jej stole, zwłaszcza tak nafaszerowane chemią jak ta. Spisała na kartce listę zakupów, pozmywała i poszła do swojego pokoju zastanawiając się nad nadchodzącymi zmianami w jej życiu. Stanęła przy drzwiach szafy i otworzyła ją, oceniając zawartość świeżym okiem przeglądała kolejne wieszaki.
- Nie ma nic co by się nadawało do założenia – mruczała pod nosem. – Przecież nie założę garsonki .. Zresztą one są okropne.
Przyłożyła do siebie jeden ze służbowych zestawów i przejrzała się w lustrze. - Boże, czy można wyglądać tak źle? – aż wstrząsnęła się na swój widok: zapadłe policzki, podkrążone oczy i ziemista cera… Do tego szarobure ubranie, niechlujnie związane włosy, i zdecydowanie za szczupłe kończyny. Zresztą chyba nie tylko kończyny – pomyślała oceniając krytycznie typowo kobiece walory. – Chyba naprawdę nie zwracałam uwagi na siebie ani na swój wygląd. Wyglądam fatalnie, a ubrania jeszcze pogarszają sytuację. Wszystko bure i obskurne, wyglądam w tym jak zagłodzone dziecko … Przecież gdzieś kiedyś miałam bardziej kolorowe ciuchy…

Kiedy zajrzałem do mojej podopiecznej zdumiałem się niepomiernie. Pełna energii młoda kobieta z zaciekłością godną medalistów olimpijskich wyrzucała zawartość szafy na środek pokoju. Sterta rosła systematycznie, pokrywały ją kolejne sztuki odzieży w odcieniach szarości i czerni.
- Niewiarygodne, ile rzeczy może zgromadzić młody człowiek przez lata… - pomyślałem zaciekawiony. Oczywiście cieszyło mnie, że dziewczyna obudziła się z odrętwienia i zamierza coś zmienić w swoim życiu, bardziej mi jednak zależało na jej pasji do tańca. Cóż wygląda na to, że wszystko przed nami… Choć pora już późna postanowiłem zajrzeć także do innych mieszkańców kamienicy – skoro już tu jestem, a moja podopieczna czuje się całkiem nieźle, to czemu nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz