-
I jak mi poszło? – zbyt zmęczony, żeby stać usiadłem ciężko
na krześle. Materializacja i szał zakupów wyczerpały moje rezerwy
energii.
-
Świetnie szefie! Jestem z pana naprawdę dumny! Przełożony też
wydawał się być zadowolony.
-
Był tu?
-
Tak, nawet w ramach nagrody przydzielił nam współpracownika –
promienny uśmiech Jerzego był podejrzany.
-
Że jak? A właściwie dlaczego nie ma cię przy Hance?
-
No przecież mówię, mamy pomocnika, ona dopiero się przyucza, jest
na okresie próbnym, więc dostaje najprostsze i zarazem
najnudniejsze zadania.
-
Powiedziałeś „ona”? – coś mnie ścisnęło w gardle,
wstałem.
-
Przecież tak powiedziałem, nie? Nazywa się Bernardetta, dla
przyjaciół Detta.
-
Kobieta? Nowicjuszka? Jak on mi mógł coś takiego zrobić! – z
wrażenia opadłem z powrotem na krzesło. Moja dotychczasowa
współpraca z kobietami kończyła się awanturą i zdecydowanym
sprzeciwem wobec moich standardowych metod.
-
On mówił, że to w ramach treningu przed awansem – burknął mój
nieoceniony pomocnik. Oznaczało to, że nie wymigam się od narwanej
panienki, choćby nie wiem co. A że była narwana, to nie ulegało
wątpliwości – wszyscy nowicjusze są narwani i nie ma wyjątków
od reguły. Ja także byłem nowicjuszem i pamiętam gorączkę,
która mnie opętywała przed każdą misją, chęć wykazania się...
Ech. No nic, trzeba będzie sobie jakoś poradzić – pomyślałem.
– Nie zostawił żadnej informacji? – zapytałem już głośniej.
-
Jest list szefie. Proszę bardzo.
-
Dzięki – odparłem i złamałem pieczęć. List był krótki.
„Gabrielu,
dołączam do twojego zespołu nowicjuszkę Bernardettę, uznałem,
iż idealnie będzie pasować do waszego duetu. Pewnie zdajesz sobie
sprawę, że awans oznaczać będzie także kierowanie podwładnymi,
zatem postanowiłem dać ci możliwość sprawdzenia się w tej roli.
Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.”
Rewelacja
– pomyślałem – na sto procent przydzielili mi największą
wariatkę z roku. I jeszcze delikatna sugestia, żeby zrobić z niej
porządnego Anioła. Ciekawe co jeszcze mnie czeka na drodze do
urlopu i awansu – westchnąłem ciężko i powróciłem do
rzeczywistości.
-
Wspomniałeś jej chyba, że Hanka jest „widzącą”?
-
Jasne szefie, nie odważyłbym jej tam zostawić samej bez dokładnych
wskazówek.
-
To dobrze, jeden problem mniej. Ale zmieniajcie się przy niej co
jakiś czas, będę miał spokojniejsze sumienie, OK.?
-
Oczywiście. Ale mam inną sprawę – był tu też Klemens, Opiekun
tego staruszka z naprzeciwka. Podobno tamtejszy kot z tobą
rozmawiał?
-
No fakt, nawet trochę psioczył na dotychczasowego Opiekuna.
Klemens, tak? On jest całkiem niezły, nie pamiętam też żeby
kiedykolwiek były na niego skargi... Ale chciał coś konkretnego?
-
Nie nic. Podobno Klejnocik mówił, że byłeś u jego podopiecznego.
I tak się przyszedł spytać, czy wszystko w porządku.
-
I co mu powiedziałeś? – w duchu zastanawiałem się, czy wyniknie
z tego jakaś afera.
-
Nie, tylko tyle, że twoja podopieczna mieszka naprzeciwko, być może
stąd to zainteresowanie.
-
W porządku. A tak między nami: kot faktycznie do mnie zagadał i
zasugerował, żebym zajrzał tam jutro przed południem. Z tego co
zrozumiałem, jeśli nie domyślę się o co chodzi, to nie mam po co
do niego wracać. Niezbyt pochlebnie wyrażał się też o Klemensie.
-
Szefie, ja czytałem trochę o wszystkich mieszkańcach, ale w
raporcie o tym panu Zygmuncie nie było zbyt wiele.
-
Masz rację, ja też przeglądałem ten raport i nic ciekawego nie
znalazłem. Skoro mamy tą Benedyktynę...
-
Bernardettę – poprawił mnie Jerzy
-
Niech i tak będzie, to ja spróbuję poszperać w archiwum, i stawię
się tam jutro koło południa, a wy tymczasem pilnujcie dziewczyny.
Nie wydaje mi się, żeby miała jakieś problemy, ale
strzeżonego....
-
Jasne szefie. To ja sprawdzę jak sobie radzi Detta.
-
Ok. – odparłem. – Co to za dziwne imię – dodałem w myślach
– i jeszcze dziwniejsze zdrobnienie... Ciekawe co z tego wyniknie …
Zamyślony powędrowałem do archiwum, mając nadzieję na
znalezienie czegoś ciekawego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz