Udałem
się bezpośrednio do Klemensa, który nadal przeglądał tą samą
księgę w bibliotece. Nawet siedział przy tym samym stoliku, tylko
serwis do herbaty uległ zmianie. Był zdumiony moimi najnowszymi
informacjami, choć i jemu nie wspomniałem o tajemniczym medalionie.
-
Więc przejąłeś Zygmunta jakieś sześć lat temu? – spytałem.
Potrzebne mi były konkrety, aby rozpocząć moje małe śledztwo.
-
Zastanowiłem się nad tym dokładniej – odparł Klemens popijając
aromatyczną herbatę. - To było siedem lat temu, było ciepło i
ładnie. Chyba czerwiec, ale nie jestem pewien.
-
A kto był jego wcześniejszym Opiekunem?
-
Chyba Krzysztof, teraz z dziewiątego poziomu. Jednak on także nie
miał zbyt wnikać w życie tego człowieka. To on przekazał mi taką
informację.
-
Zatem to musiało się wydarzyć wcześniej – powiedziałem i
pogrążyłem się w zadumie. Będę musiał zatem odnaleźć tego
Krzysztofa i sprawdzić kto opiekował się Zygmuntem wcześniej.
Gorzej jeśli było ich więcej, mój łańcuszek mógł się gdzieś
przerwać, a wtedy zostałyby tylko oficjalne ścieżki, czego
pragnąłem uniknąć. Za dużo zamieszania, przynajmniej moim
zdaniem.
-
Przed Krzysztofem było kilku innych, zmieniali się dość często –
powiedział Klemens. – Ja z moimi siedmioma latami mam chyba
najdłuższy staż. Ale też nie jestem młody, nie ma we mnie tej
żądzy przygód, chęci awansu... Choć dobrze byłoby pomóc temu
człowiekowi, jeśli oczywiście nie zapisano tego w jego
przeznaczeniu.
-
No tak! – pacnąłem się z rozmachem w czoło, umknęło mi bardzo
ważne źródło informacji. – Są jeszcze Księgi Przeznaczenia!
Kompletnie zapomniałem, że tam też można poszukać rozwiązania
tej zagadki.
-
Tylko że nie potrwa to chwilę – ostudził moje zapędy Klemens. –
Wiesz jaki tam panuje rozgardiasz.
-
Nic się nie zmieniło? – jęknąłem. Podczas mojej ostatniej
wizyty zrozumiałem, że jeśli szukam akt o numerze G-23876, to na
pewno nie znajdę ich na regale zatytułowanym akta G-23500 do
G-23999. Wszędzie indziej być może, ale na pewno nie tam gdzie
powinny być.
-
Nie, i nie sądzę aby coś miało się tam zmienić – dodał
znaczącym tonem Klemens. – Jakby nie patrzeć to tydzień wyjęty
z życiorysu, przynajmniej dla nas.
-
Kurczę, te księgi to może być naprawdę świetne rozwiązanie,
tyko jak to ogarnąć czasowo – mruczałem do siebie. – Wiem! –
rozpromieniłem się - Mogę tam wysłać dzieciaki! Dzięki
Klemensie, jesteś nieoceniony! – uścisnąłem go z radości. –
Jak tylko się czegoś nowego dowiem, to dam ci znać, obiecuję.
-
Dzięki chłopcze, i uważaj na siebie.
Niesiony
nadzieją na rozwikłanie zagadki pośpieszyłem na poszukiwania
Krzysztofa z poziomu dziewiątego. Szczęście mi sprzyjało,
odnalazłem go w jednej z sali spotkań. To tak jakby knajpka do
pogaduszek ze znajomymi: wygodne krzesła, jakieś przekąski i
napoje. Klemens opisał mi dokładnie tego Anioła: dość wysoki
brunet, ciemne bystre oczy, ostry nos i charakterystyczny uśmieszek
na twarzy. Po kilku słowach powitania przeszedłem do sedna sprawy:
-
Pamiętasz może pana Zygmunta Chwerowskiego? Opiekowałeś się nim
jakieś siedem lat temu?
-
A nawet jeśli, to po co ci to wiedzieć? – odparł opryskliwie.
Siedział rozparty na krześle i popijał oranżadę z butelki.
-
Razem z Klemensem próbujemy rozwiązać jego tajemnicę.
Pomyśleliśmy, że może ty coś wiesz na ten temat.
-
Tajemnicę? Z Klemensem? – wybuchnął śmiechem. - Musieli ci się
pomylić koledzy, Klemens się do takich rzeczy nie nadaje! Żaden z
niego bystrzak, tempo jego myślenia jest wolniejsze niż ruch
najszybszego żółwia. Najmłodszy też nie jest, nie wspominając o
tym jak wygląda. Te jego bokobrody! – rechotał nieprzyjemnie.
-
No wiesz – oburzyłem się – Nie sądzę, aby osoba Klemensa była
warta pośmiewiska, które właśnie usiłujesz uczynić. Jest
godzien zaufania i solidny, i temu nie możesz zaprzeczyć –
podkreśliłem moje słowa zamaszystym gestem. - A tobie nie wydało
się dziwne, że facet nie ma przeszłości?
-
Owszem, wydało – wpatrywał się bezmyślnie w butelkę w dłoni.
-
I nic? Nie zainteresowałeś się tym? – zaczynałem się irytować.
-
Owszem, lecz powiedziano mi, że to nie moja sprawa. W
przeciwieństwie co do niektórych zrozumiałem aluzję i zostawiłem
temat. Zależy mi na karierze, wiesz? – łypnął na mnie
nieprzyjemnie.
-
Czyli nie przejąłeś się szczególnie losem tego człowieka? Ładny
z ciebie Opiekun.
-
Pilnowałem bieżących spraw, nie wtykałem nosa tam, gdzie nie
powinienem.
-
Podły lizus – pomyślałem gniewnie, a na głos zapytałem –
Możesz mi chociaż powiedzieć kto był przed tobą Opiekunem
Zygmunta?
-
Tak, Bartłomiej. Ale ponieważ za mocno się sprawą interesował
oddalili go, potem coś przeskrobał i wymazali mu pamięć – twarz
wykrzywiał mu przy tym dziwny grymas.
Jak
na Anioła to coś mi w nim nie gra, pomyślałem zgryźliwie.
Szkoda, że te słowa nie otworzyły mi oczu, ułatwiłoby to
znacznie dalsze działania. Ale podziękowałem za informacje, choć
niewiele one wnosiły. Pozostawał jeszcze plan B, czyli Księgi
Przeznaczenia. Będę musiał wtajemniczyć dzieciaki – pomyślałem
i od razu się do nich przeniosłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz