Szybkim
krokiem wróciliśmy do mojego gabinetu, byłem bardzo ciekaw
rewelacji Bernardetty, bo patrząc na jej twarz byłem pewien, że
dowiem się czegoś arcyciekawego. Wyglądała jak tykająca bomba
zegarowa! Ledwo zamknąłem za nami drzwi wybuchła:
-
Szefie, ta Lidia jest pierońsko zazdrosna!
-
Ale o co?
-
O mój przydział! Bo ja miałam trafić do niej, przynajmniej tak to
sobie zaplanowała. Złorzeczyła zwłaszcza na to, że tyle pracy i
przygotowań poszło na marne, że ty na pewno tego nie wykorzystasz
lub zniszczysz jej dzieło…
-
No proszę. Brzmi bardzo tajemniczo i skomplikowanie.
-
A o historii Zygmunta i Eleonory wie znacznie więcej niż nam
powiedziała, choć nie kłamała mówiąc, że wszystko znajdziemy w
czytelni.
-
Nie do końca to wszystko rozumiem.
-
No ja niestety też nie. Acha i Lidia zna się z Krzysztofem. Okazuje
się, że jemu pan podebrał Jerzego szefie – uśmiechnęła się.
– Też specjalnie przygotowanego, więc są na pana naprawdę
wściekli.
-
Tak jakbym sam sobie wybierał współpracowników, a nie dostawał
ich od swojego przełożonego – fuknąłem. – Ale jak można
sobie przygotować Anioła do współpracy? Widziałaś kiedyś
wcześniej Lidię?
-
Nie – zdecydowanie pokręciła głową. – Kompletnie jej nie
kojarzę, podobnie jak Krzysztofa. Z nim zresztą sprawa jest
bardziej skomplikowana.
-
Bardziej? – jęknąłem. – Jak to bardziej?
-
Po pierwsze on starannie ukrywa swoje myśli. Nie tylko przed
otoczeniem, ale także przed sobą samym. Po drugie – kontynuowała
wędrując po pokoju – kłębią się w nim emocje, bardzo silne. A
pan wspominał, że to nie jest normalne u Aniołów szefie.
Kiwnąłem
głową, lecz nie przerywałem.
-
Ponadto jest tam także wspomnienie spotkania pewnej postaci, nie
wiem dokładnie o kogo chodzi, jednak Krzysztof się jej obawia.
Spotkał ją jakiś czas temu, dość dawno, i miało to wpływ na
jego osobowość. – zamyśliła się na moment. – Czy Anioły
powinny robić karierę zawodową? – to pytanie trochę mnie zbiło
z pantałyku.
-
Słucham?
-
No tak jak w świecie ludzi, że się awansuje i awansuje.
-
Wiem co to znaczy robić karierę zawodową – wszedłem jej w
słowo.
-
No ale czy można ją robić kosztem ludzi? Bo on ma jakąś obsesję
na tym punkcie, o niczym innym nie myśli tylko o kolejnym awansie.
-
Jakby się zastanowić to faktycznie sam wspominał o tym podczas
naszej rozmowy. Ale nam nie zależy na zdobywaniu kolejnych
stanowisk! Nam zależy na rozwoju własnym, takim, który wpływa na
lepszą opiekę nad ludźmi. To jest nasz cel, nie zaś awans sam w
sobie.
-
Tak mi się właśnie wydawało szefie. Coś tu nie pasuje.
-
Zgadzam się z tobą, jednak nie bardzo wiem co robić … -
Zamyśliłem się. Jeśli pójdę z tymi rewelacjami do przełożonego,
nie mając żadnych dowodów, a jedynie domysły oparte na średnio
legalnych talentach Detty, to się co w najlepszym przypadku
zbłaźnię.
-
No to mamy bigos! – westchnąłem. – Jak powiemy o Krzysztofie,
to wyjdą na jaw twoje zdolności, a jak nie powiemy? To co?
-
Tego właśnie nie wiemy, może poobserwujmy jeszcze przez jakiś
czas?
-
Tak, to chyba jest rozwiązanie. Jednak nie daje mi spokoju myśl o
przygotowaniu Was, coś mi znowu umyka. Niech to szlag.
-
Szefie?
-
Przepraszam. Jestem sfrustrowany, bo nic nie idzie po mojej myśli.
Po prostu za dużo tego wszystkiego na raz. Hanka, do tego Zygmunt z
Eleonorą i jeszcze to! Musimy się jakoś podzielić – idź teraz
proszę do Jerzego i wyjaśnij mu całą sytuację. Ja udam się do
Czytelni i tam poszukam informacji o tej dwójce.
-
Tak jest, szefie! Wszystko się ułoży, zobaczysz. Przecież jesteś
najlepszy - Uśmiechnęła się i zapytała jeszcze – A mogę
wiedzieć co jest w tej kopercie, którą ma znaleźć Hanka?
-
To niespodzianka. Rozwiąże ona wszystkie problemy, jakie mogła
postawić na swojej drodze do sławy – uśmiechnąłem się pod
nosem.
-
Więc będzie sławna?
-
Jasne, że tak. Takie jest jej przeznaczenie. Pytanie tylko, którą
drogę wybierze.
***
Czytelnia
o tej porze była już wyludniona, tylko nieliczni studenci zgłębiali
mądre księgi. Był to osobny budynek, znajdujący się bliżej
Uczelni, w typowo klasycznym stylu: ciemnozielone ściany, ciemne
drewniane podłogi oraz wydzielone spokojne miejsca do pracy: biurka,
fotele ze stolikami czy adamaszkowe kanapy. Lubiłem atmosferę
panującą w tym pomieszczeniu – spokój, cisza i wszechobecny
zapach książek. Bezkresne regały wypełnione szczelnie księgami i
książkami, podzielonymi na zbiory i podzbiory. Jako student
potrafiłem spędzać tutaj wiele, bardzo wiele godzin. Pochłonięty
przez niesamowite historie zapominałem o całym świecie, pragnąc
aby dzień nigdy się nie kończył. A przynajmniej dopóki ja nie
skończę czytać kolejnej fascynującej opowieści. Nastrój
panujący w czytelni sprzyjał skupieniu i myśleniu, miałem
nadzieję, że zadziała i tym razem umożliwiając mi rozwikłanie
zagadki.
Skierowałem
swoje kroki do działu „Podania i legendy”, wybrałem tematykę
„Pokutujące dusze” i wziąłem wszystkie pozycje o tym
traktujące, zarówno te, które opisywały całą interesującą
mnie historię jak i te, które tylko wspominały mimochodem o
poszukiwanych przeze mnie osobach. Wyszło tego prawie sto ksiąg,
zapowiadało się więc dłuższe czytanie. Wybrałem zatem
stanowisko z podręcznym regałem, wygodnym fotelem i dobrym
oświetleniem. I zanurzyłem się w lekturze.
Nie
wiem jak długo tam siedziałem – dopasowałem wszystkie informacje
o Zygmuncie i Eleonorze, które udało się zgromadzić moim
pomocnikom, sprawdziłem kilka wersji legendy, o której wspominali
moi znajomi i powolutku układało mi się to w całość. Brakowało
jedynie małego elementu, który spoiłby wszystkie te historie.
Półprzytomny spojrzałem na księgi leżące przede mną, nie
przeczytałem jeszcze tylko trzech z nich, najstarszych zresztą.
Wyglądały zachęcająco – grube zakurzone tomiszcza, oprawione w
skórę i wypisane przez skrybów, przewertowane tysiącami dłoni –
wszystko to świadczyło o bardzo wiekowym pochodzeniu. Mogły zatem
zawierać najwcześniejsze wersje poszukiwanych przeze mnie legend,
czyli teoretycznie najbliższe prawdzie. Przetarłem oczy dłonią,
zamówiłem kolejny imbryk herbaty, podkręciłem mocniej światło
lampki i pogrążyłem się w lekturze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz