czwartek, 24 lipca 2014

AZ Rozdział Dwudziesty Czwarty

Szybkim krokiem wróciliśmy do mojego gabinetu, byłem bardzo ciekaw rewelacji Bernardetty, bo patrząc na jej twarz byłem pewien, że dowiem się czegoś arcyciekawego. Wyglądała jak tykająca bomba zegarowa! Ledwo zamknąłem za nami drzwi wybuchła:
- Szefie, ta Lidia jest pierońsko zazdrosna!
- Ale o co?
- O mój przydział! Bo ja miałam trafić do niej, przynajmniej tak to sobie zaplanowała. Złorzeczyła zwłaszcza na to, że tyle pracy i przygotowań poszło na marne, że ty na pewno tego nie wykorzystasz lub zniszczysz jej dzieło…
- No proszę. Brzmi bardzo tajemniczo i skomplikowanie.
- A o historii Zygmunta i Eleonory wie znacznie więcej niż nam powiedziała, choć nie kłamała mówiąc, że wszystko znajdziemy w czytelni.
- Nie do końca to wszystko rozumiem.
- No ja niestety też nie. Acha i Lidia zna się z Krzysztofem. Okazuje się, że jemu pan podebrał Jerzego szefie – uśmiechnęła się. – Też specjalnie przygotowanego, więc są na pana naprawdę wściekli.

- Tak jakbym sam sobie wybierał współpracowników, a nie dostawał ich od swojego przełożonego – fuknąłem. – Ale jak można sobie przygotować Anioła do współpracy? Widziałaś kiedyś wcześniej Lidię?
- Nie – zdecydowanie pokręciła głową. – Kompletnie jej nie kojarzę, podobnie jak Krzysztofa. Z nim zresztą sprawa jest bardziej skomplikowana.
- Bardziej? – jęknąłem. – Jak to bardziej?
- Po pierwsze on starannie ukrywa swoje myśli. Nie tylko przed otoczeniem, ale także przed sobą samym. Po drugie – kontynuowała wędrując po pokoju – kłębią się w nim emocje, bardzo silne. A pan wspominał, że to nie jest normalne u Aniołów szefie.
Kiwnąłem głową, lecz nie przerywałem.
- Ponadto jest tam także wspomnienie spotkania pewnej postaci, nie wiem dokładnie o kogo chodzi, jednak Krzysztof się jej obawia. Spotkał ją jakiś czas temu, dość dawno, i miało to wpływ na jego osobowość. – zamyśliła się na moment. – Czy Anioły powinny robić karierę zawodową? – to pytanie trochę mnie zbiło z pantałyku.
- Słucham?
- No tak jak w świecie ludzi, że się awansuje i awansuje.
- Wiem co to znaczy robić karierę zawodową – wszedłem jej w słowo.
- No ale czy można ją robić kosztem ludzi? Bo on ma jakąś obsesję na tym punkcie, o niczym innym nie myśli tylko o kolejnym awansie.
- Jakby się zastanowić to faktycznie sam wspominał o tym podczas naszej rozmowy. Ale nam nie zależy na zdobywaniu kolejnych stanowisk! Nam zależy na rozwoju własnym, takim, który wpływa na lepszą opiekę nad ludźmi. To jest nasz cel, nie zaś awans sam w sobie.
- Tak mi się właśnie wydawało szefie. Coś tu nie pasuje.
- Zgadzam się z tobą, jednak nie bardzo wiem co robić … - Zamyśliłem się. Jeśli pójdę z tymi rewelacjami do przełożonego, nie mając żadnych dowodów, a jedynie domysły oparte na średnio legalnych talentach Detty, to się co w najlepszym przypadku zbłaźnię.
- No to mamy bigos! – westchnąłem. – Jak powiemy o Krzysztofie, to wyjdą na jaw twoje zdolności, a jak nie powiemy? To co?
- Tego właśnie nie wiemy, może poobserwujmy jeszcze przez jakiś czas?
- Tak, to chyba jest rozwiązanie. Jednak nie daje mi spokoju myśl o przygotowaniu Was, coś mi znowu umyka. Niech to szlag.
- Szefie?
- Przepraszam. Jestem sfrustrowany, bo nic nie idzie po mojej myśli. Po prostu za dużo tego wszystkiego na raz. Hanka, do tego Zygmunt z Eleonorą i jeszcze to! Musimy się jakoś podzielić – idź teraz proszę do Jerzego i wyjaśnij mu całą sytuację. Ja udam się do Czytelni i tam poszukam informacji o tej dwójce.
- Tak jest, szefie! Wszystko się ułoży, zobaczysz. Przecież jesteś najlepszy - Uśmiechnęła się i zapytała jeszcze – A mogę wiedzieć co jest w tej kopercie, którą ma znaleźć Hanka?
- To niespodzianka. Rozwiąże ona wszystkie problemy, jakie mogła postawić na swojej drodze do sławy – uśmiechnąłem się pod nosem.
- Więc będzie sławna?
- Jasne, że tak. Takie jest jej przeznaczenie. Pytanie tylko, którą drogę wybierze.

***
Czytelnia o tej porze była już wyludniona, tylko nieliczni studenci zgłębiali mądre księgi. Był to osobny budynek, znajdujący się bliżej Uczelni, w typowo klasycznym stylu: ciemnozielone ściany, ciemne drewniane podłogi oraz wydzielone spokojne miejsca do pracy: biurka, fotele ze stolikami czy adamaszkowe kanapy. Lubiłem atmosferę panującą w tym pomieszczeniu – spokój, cisza i wszechobecny zapach książek. Bezkresne regały wypełnione szczelnie księgami i książkami, podzielonymi na zbiory i podzbiory. Jako student potrafiłem spędzać tutaj wiele, bardzo wiele godzin. Pochłonięty przez niesamowite historie zapominałem o całym świecie, pragnąc aby dzień nigdy się nie kończył. A przynajmniej dopóki ja nie skończę czytać kolejnej fascynującej opowieści. Nastrój panujący w czytelni sprzyjał skupieniu i myśleniu, miałem nadzieję, że zadziała i tym razem umożliwiając mi rozwikłanie zagadki.
Skierowałem swoje kroki do działu „Podania i legendy”, wybrałem tematykę „Pokutujące dusze” i wziąłem wszystkie pozycje o tym traktujące, zarówno te, które opisywały całą interesującą mnie historię jak i te, które tylko wspominały mimochodem o poszukiwanych przeze mnie osobach. Wyszło tego prawie sto ksiąg, zapowiadało się więc dłuższe czytanie. Wybrałem zatem stanowisko z podręcznym regałem, wygodnym fotelem i dobrym oświetleniem. I zanurzyłem się w lekturze.

Nie wiem jak długo tam siedziałem – dopasowałem wszystkie informacje o Zygmuncie i Eleonorze, które udało się zgromadzić moim pomocnikom, sprawdziłem kilka wersji legendy, o której wspominali moi znajomi i powolutku układało mi się to w całość. Brakowało jedynie małego elementu, który spoiłby wszystkie te historie. Półprzytomny spojrzałem na księgi leżące przede mną, nie przeczytałem jeszcze tylko trzech z nich, najstarszych zresztą. Wyglądały zachęcająco – grube zakurzone tomiszcza, oprawione w skórę i wypisane przez skrybów, przewertowane tysiącami dłoni – wszystko to świadczyło o bardzo wiekowym pochodzeniu. Mogły zatem zawierać najwcześniejsze wersje poszukiwanych przeze mnie legend, czyli teoretycznie najbliższe prawdzie. Przetarłem oczy dłonią, zamówiłem kolejny imbryk herbaty, podkręciłem mocniej światło lampki i pogrążyłem się w lekturze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz