środa, 16 lipca 2014

AZ Rozdział Dwudziesty Trzeci

Jakiś czas później byliśmy w pokojach spotkań. Postanowiłem porozmawiać z Miłoszem i Lidią, nie wracając już do Krzysztofa. Prosiłem jednak Dettę, aby dyskretnie czytała atmosferę otoczenia, poszukując czegoś niepasującego do naszych anielskich standardów. Tak, aby nie czytała samych myśli, a skupiała się na odbiorze uczuć i pragnień innych Aniołów. Dzięki temu może łatwiej znajdziemy punkt zaczepienia, no i nie jest to nielegalne.


Poszukiwanie przez nas Opiekunowie siedzieli trochę na uboczu, przeglądając jakieś czasopisma. Nie wyglądali na pogrążonych w lekturze, więc nie będziemy przeszkadzać.
Miłosz jest moim dobrym znajomym z okresu praktyk, jego blond grzywa od razu rzuciła mi się w oczy. Lidię znałem nieco mniej, była osobą chłodną i opanowaną, znaną z ciętego języka. Ciemne włosy zawsze upinała w ciasny kok, przyozdabiając go czasami czerwoną wstążeczką. Ponieważ była dobrą znajomą Miłka spędzaliśmy razem trochę czasu, jednak nie wiedziałem o niej zbyt wiele. I faktem jest, że mogli czuć się zaniedbani, przyznałem w duchu, bo dawno się z nimi kontaktowałem. Nawet od bardzo dawna – westchnąłem w myślach – więc pewnie czeka mnie bura.
- Witam, mam nadzieję, że nie przeszkadzamy? – zapytałem grzecznie przysiadając się na jednym z dwóch wolnych krzeseł.
- Nie, skąd? Nie rozmawialiśmy paręnaście lat, ostatnio widywaliśmy się rzadziej niż raz do roku. – odparł Miłosz unosząc znacząco krzaczaste brwi. – Więc co skłoniło cię do rozmowy z nami? Zapewne masz jakiś interes?
- Och, widzę że masz też i nową pomocnicę? Niektórym to się powodzi – Lidia wbiła swoją słynną szpilę.
- Proszę, nie czyńcie mi wyrzutów, naprawdę źle się z tym czuję. Przyznaję, że zaniedbałem nasze relacje, byłem ostatnio trochę zapracowany. Obiecuję jednak, że to naprawię. A to jest Bernardetta, którą przydzielił mi Przełożony, jest na okresie próbnym – wskazałem moją rudowłosą towarzyszkę, która miała dość dziwną minę. - Tymczasem faktycznie mam pewną sprawę. Interesuje mnie jeden z waszych podopiecznych, twój były Lidio, a obecny Miłosza.
- Więc pewnie mówisz o tej staruszce, Eleonorze Bartockiej? – stwierdził raczej niż zapytał Miłosz.
- Mhm. Moja podopieczna mieszka w tej samej kamienicy i ostatnio rozglądałem się po jej sąsiedztwie.
- To Rudolf już wypadł? – zdziwiła się Lidia.
- Jaki Rudolf? – zaczynało mi się już kręcić w głowie. Owszem, przychodzili do mnie różni koledzy, żeby zdać sprawozdania na temat Hanki, ale nie kojarzyłem ich ani z twarzy ani z imienia.
- Opiekun tej panienki z pierwszego piętra – odparł Miłosz – jak jej tam było, Henia?
- Hania, Henio to ten wariat z dołu - poprawiłem.
- No tak. Ale oni się tam dość często zmieniali… nieważne. Mówiliśmy o mojej podopiecznej, Eleonorze.
- No właśnie – chwyciłem się tematu. – Ostatnio zachowywała się dość dziwnie.
- Czyli jak? – Lidia miała czujny wzrok.
- Jak w transie podeszła do szafki, chyba kredensu, wyjęła wszystkie rzeczy i próbowała otworzyć schowek. Potem jakby ktoś wyłączył guzik i o wszystkim zapomniała.
- Och, to oznacza, że niedługo się przebudzi – westchnęła Lidia.
- No tak, już zbliża się czas – dodał Miłosz.
- O czym wy mówicie? – spytała Detta. Wydawała się rozemocjonowana, i choć to u niej częste zachowanie, to musiałem poznać tego przyczyny. I to jak najszybciej.
- Ta kobieta miała ponieść karę za przewinienia z poprzedniego wcielenia, pewnego rodzaju pokutę. – wyjaśniał Miłosz. – Nie pamiętam dokładnie ani co to za występek, ani w jaki sposób miała być ukarana. Wiem tylko, że jej psychika nie wytrzymała zaplanowanej kary.
Stąd też jej wycofanie z normalnego życia, zamknięcie się w swoich rytuałach i unikanie wychodzenia na zewnątrz. Powstrzymuje ją obawa przed czymś złym, czymś strasznym, czego nie potrafi nazwać.
- Zdecydowaliśmy wtedy razem z Radą - kontynuowała Lidia - że damy jej nieco wytchnienia, aby po jakimś czasie wszystko powróciło. W sumie nie zależało nam na karaniu jej regularnie, mogło to także być jednorazowe wydarzenie.
- Czyli nie znacie szczegółów? – zaciekawiłem się, mając nadzieję, że naprowadzi nas to na ślad Zygmunta.
- O, to była długa historia. Trzeba by sięgnąć jeszcze do jej poprzedniego wcielenia, jednak opowieść ta była tak zagmatwana, że nie jestem w stanie jej przywołać – Miłosz wydawał się zagubiony.
- Ale wiesz co? Wydaje mi się, że jej ówczesny Opiekun spisał całą tą historię, powinna być w Czytelni Naukowej.
- Lidio tchnęłaś nadzieję w moją duszę – powiedziałem.
- A właściwie to po co ci to wszystko? – zainteresował się Miłosz.
- Pomagamy Klemensowi rozwiązać zagadkę jego podopiecznego, Zygmunta. Ale nigdzie nie ma żadnych danych.
- No tak – uśmiechnęła się dwuznacznie Lidia. – Ale nie głupi pomysł, żeby tu szukać, naprawdę nie głupi…
- Popatrzcie w czytelni – poradził Miłek – to najlepsze źródło informacji jakie możemy wam polecić.
- Dziękujemy bardzo, byliście bardzo pomocni. No i tak jak obiecałem, będziemy w kontakcie!
Lidia i Miłek uśmiechnęli się tylko, a my pożegnaliśmy się i powędrowaliśmy w kierunku wyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz