****
Na
ziemi wstawał nowy dzień. Słoneczne promienie z trudem przebijały
się przez szarobure chmury, zapowiadające śnieg lub też deszcz ze
śniegiem. Na ulicach pojawiali się już ludzie śpieszący do
pracy, opatuleni dokładnie szalikami, ubrani w czapki i ciepłe
rękawiczki. Wielkimi krokami nadchodziła zima, a jej oddech był
coraz bardziej odczuwalny.
Jeden
nieśmiały promyk słońca delikatnie zapukał do okien Hanki i nie
słysząc odpowiedzi wślizgnął się do środka. Dziewczyna jeszcze
spała, zdrowym mocnym snem. Było jej to potrzebne po ostatnich
wydarzeniach. Promyk obiegł cały pokój, ze zdumieniem zauważył,
że jest jasny i ciepły, a nigdy wcześniej taki nie był. Zrobił
się przytulniejszy, jakby osoba która go zajmowała, bardziej
zadbała o wnętrze. To już nie była noclegownia, lecz pokój –
prawdziwy dom. Widać było detale świadczące o wyczuciu smaki
właścicielki, ciepły kolor ścian ładnie harmonizował z miodowym
dywanem, na półeczkach stały zdjęcia w pięknych oprawkach,
zarówno prostych jak i bardziej ozdobnych. Obok w wazonie stały
kwiaty, napełniając pokój niesamowitym zapachem róż. Lecz
najbardziej zdumiony był promyk, gdy w nogach łóżka zobaczył
zwiniętego małego kotka. Nigdy wcześniej nie widział tu żadnych
zwierząt, zresztą ta młoda dziewczyna rzadko bywała w domu, skąd
pomysł na kotka? I to tak małego? Promyk postanowił podzielić się
nowiną z pozostałymi promykami – wpadło ich do pokoju ponad
dwadzieścia, budząc śpiącą.
Hanka
półprzytomnie otworzyła oczy – w pokoju było niesamowicie
jasno, pewnie nie zaciągnęła zasłon. Mimo, że to już ponad
tydzień, to jeszcze się do nich nie przyzwyczaiła. Tyle się
zmieniło od zeszłego wtorku, wszystko za sprawą jednego człowieka,
jednej koperty...
Pamiętała
jakby to było wczoraj – robiła w domu wielkie sprzątanie:
wszystkie pomieszczenia miały być wyczyszczone z niepotrzebnych
rzeczy, a następnie wyszorowane do czysta. Zaczęła od łazienki i
kuchni, potem dwa pokoje i na końcu przedpokój. Kilkakrotnie
wynosiła śmieci, nazbierało się ich nie mało po kątach. Z
trudem odsunęła komodę, żeby wytrzeć kurze, gdy zauważyła
elegancką kopertę.
-
No tak, zapomniałam o tym liście, przyszedł chyba wtedy, kiedy
poznałam Gabriela – powiedziała biorąc go do ręki. „Kancelaria
Adwokacka Józef Miłosiejski i wspólnicy” – głosił napis w
miejscu adresata. Litery były starannie wykaligrafowane, koperta
była wysokiej jakości, chyba welinowa. Jednak nazwisko nic Hance
nie mówiło. – Ciekawe o co może chodzić? – zastanawiała się.
Nie chcąc niszczyć koperty poszła do kuchni i otworzyła ją
zwykłym nożem. W środku znajdowało się kilka zadrukowanych
arkusików grubego papieru, na ostatniej stronie zauważyła
zamaszysty podpis. W nagłówku było jej imię i nazwisko, więc
raczej nie mogło być mowy o pomyłce. Idąc do pokoju rozkładała
arkusiki, jednak pierwsze zdania sprawiły, że postanowiła usiąść,
zanim będzie kontynuować.
Moja
Droga Hanno,
Zapewne
zastanawiasz się co to za list
i kim w ogóle jest jego nadawca. I dlaczego zwracam się do Ciebie
tak poufale? To trochę skomplikowane, postaram się wyjaśnić w
kilku słowach.
Najkrócej
rzecz ujmując jestem Twoim dziadkiem. Dziadkiem, którego nigdy nie
poznałaś, bo jeśli czytasz teraz ten list, to oznacza, że ja już
odszedłem z tego świata, podobnie jak wszyscy Twoi krewni. Zgodnie
z życzeniem Twojej babki nie splamiłem honoru waszej rodziny.
Wiem,
że pod opieką Franciszki było Ci ciężko. Nie wiem czy znasz
przeszłość swojej babki, jednak ona też nie miała w życiu
łatwo. Wojny zawsze sieją spustoszenie, nie tylko fizyczne, ale
także psychiczne. Franciszce nie pożałowano niczego: straciła
narzeczonego i rodziców, mocno podupadła na zdrowiu, zabrano jej
cały rodzinny majątek. Została jej tylko młodsza siostra
Gabriela, którą musiała się zająć. I choć starała się ze
wszystkich sił, nie potrafiła poskromić Gabi, która kochała
życie i kochała taniec! Jesteś do niej bardzo podobna Haniu, i to
także zaważyło na surowym podejściu babki.
Poznałem
Gabrysię, gdy miała dwadzieścia lat i zakochałem się
nieprzytomnie. Na moje szczęście, lub też nie, ona odwzajemniła
moje uczucie. Franciszka, z jej konserwatywnymi poglądami i
poczuciem siostrzanego obowiązku, szukała dla Gabi odpowiedniego
męża. Czyli z odpowiednim wykształceniem, koneksjami, takiego
jakiego sama miała mieć. Nie spełniałem założeń tego ideału,
byłem wtedy artystą, pisałem opowiadania i wiersze, czym nie
wzbudziłem sympatii Twojej babki. Mimo wszystko jednak
postanowiliśmy się pobrać, gdyż okazało się że moja Gabrysia
była w ciąży. Nie przewidziałem jednak determinacji Twojej babki,
która na wieść o planowanym ślubie uruchomiła wszystkie swoje
znajomości i doprowadziła do tego, że musiałem wyjechać z kraju.
Sam, bez mojej ukochanej, której powiedziała tylko, że ją
opuściłem i wybrałem wyjazd za granicę. Gabriela uwierzyła
słowom siostry: nigdzie mnie nie było, moje mieszkanie było
opustoszałe, nikt nic nie wiedział. Franciszka była zadowolona,
ponadto znalazła już nowego kandydata na męża dla swojej
ukochanej siostry. Z uwagi na stan Gabrieli ślub z Ignacym Koryckim
odbył się bardzo szybko, i nikt niczego nie zauważył. Nie wiem
czy była szczęśliwa, nie udało mi się nigdy skontaktować z
Gabrysią, mogłem jedynie obserwować wydarzenia oczami innych.
Dzięki
Franciszce znalazłem się w Ameryce, gdzie imałem się różnych
zajęć, aby przetrwać, dzięki niej również postanowiłem zostać
prawnikiem. Tak szanowana profesja pomogłaby mi zyskać szacunek w
jej oczach. Jednak gdy wreszcie udało mi się wrócić do Polski
było już za późno. Gabriela miała rodzinę, ułożone życie –
postanowiłem się nie wtrącać i ułożyć sobie życie na nowo.
Założyłem kancelarię adwokacką i od czasu do czasu sprawdzałem
jak radzi sobie mój syn, a potem jego rodzina.
W
dniu wypadku nie było mnie w Polsce, zanim wróciłem wszystko już
było ustalone. Jedyne, co udało mi się wymóc na Franciszce, to
skontaktowanie się z tobą, pod kilkoma jednak warunkami. Stąd
właśnie ten list.
Teraz
nieco weselsze wiadomości. Jesteś moją jedyną krewną, moja żona
zmarła przede mną, a my nigdy nie doczekaliśmy się potomstwa.
Zapisuję ci więc cały mój majątek, a nie jest on bagatelny.
Wiem, że nigdy byś go nie roztrwoniła, ale na wszelki wypadek
ustanowiłem kilka klauzul, aby nie przepadł.
W
pierwszej wypłacie dostaniesz konkretną kwotę do wydania na swoje
własne potrzeby. Czyli zrobisz z nimi co zechcesz. Drugi zapis
ustala twoje miesięczne uposażenie, którego wartość będzie
korygowana o stopę inflacji każdego roku. I klauzula trzecia. Jeśli
kiedykolwiek wyjdziesz za mąż, tylko i wyłącznie z miłości, nie
dla interesu, otrzymasz dom – szczegóły zna twój prawnik,
kontakt do niego podałem na końcu tego listu. Twoje dzieci również
dostaną spadek, kwoty są określone, lecz tym na razie nie musisz
się przejmować.
Wszystkie
rachunki były do tej pory płacone przez moją kancelarię, tam też
trafiała twoja pensja. Stan konta dokładnie zna pan Kaniowski. Mam
nadzieję, że podobały ci się prezenty na urodziny? Tak, telefon
komórkowy też jest ode mnie, wierzę, że ci się przydaje.
Dla
ciebie mam dwie rady – powróć do tańca i zakochaj się! To jest
dla człowieka największe szczęście. Ufam, że zaznasz go również.
Życząc
ci spełnienia marzeń,
Z
wyrazami szacunku,
Józef
Miłosiejski.
Na
dole kartki podane były informacje adresowe oraz telefon do
prawnika. – O mój Boże! – westchnęła z niedowierzaniem. –
To jest po prostu niesamowite! Jak w bajce! A ja się martwiłam o
pieniądze – zaśmiała się przepełniona nadzieją i ufnością w
przyszłość. Po jakimś czasie śmiech przeszedł w szloch, nerwy
nie wytrzymały takiego napięcia. Śmiała się i płakała na
przemian, całe jej opanowanie i maska uleciały precz. Usiadła na
łóżku i wpatrywała się w zapisane kartki.
-
Dziadku – wyszeptała – jaka szkoda, że cię nigdy nie
poznałam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz