poniedziałek, 14 lipca 2014

AZ Rozdział Dwudziesty Drugi

Ledwo przekroczyłem próg pokoju zalał mnie potok słów.
- Szefie, to jest po prostu niesamowite! Nigdy czegoś takiego nie widziałem! Księgi latały, fruwały, jak ptaki czy motyle! A do tego tak głośno furkotały, że nie słyszałem własnych myśli! No i jeszcze cała ta historia: misz masz maksymalny, absolutny i niepowtarzalny! – Jerzy wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego.
Bernardetta nie ustępowała mu pola.
- No właśnie, wszystko się totalnie nie zgadza, bałagan na sto pięćdziesiąt, albo jeszcze więcej! Nie sądziłam, że mogą być aż tak pokręcone historie! A znalezienie tego wszystkiego graniczyło z cudem!
- Ale my byliśmy lepsi! – pękał z dumy mój pomocnik.
- No pewnie, że tak! Odkryliśmy kilka istotnych szczegółów!
- Po kolei, spokojnie, nie wszystko na raz. Nie mam tak doskonałej podzielności uwagi jak wam się wydaje! – uspokoiłem moich pomocników. – Może zacznijmy od najprostszych rzeczy: co udało wam się ustalić?

- Detta była niesamowita! – opowiadał Jerzy. – Dzięki jej umiejętnościom przez Księgi Przeznaczenia przebiliśmy się w cztery godziny! Ponieważ nie zlatywały się na nazwisko, rzucaliśmy różne fakty z życia Zygmunta, a potem wymyślaliśmy różne odmiany przeznaczenia, aby sprawdzić każdą dostępną opcję. W ten sposób zebraliśmy najważniejsze informacje, niestety tylko w podstawowym zakresie.
- Ustaliliśmy zatem, że miał on zapisaną w swoim przeznaczeniu pokutę, dokładnie taką jaką odbywa. Różnica polega na tym, że miał ją zakończyć piętnaście lat temu – relacjonowała Detta.
- Poza tym odkryliśmy pewnego rodzaju powiązania z sąsiadką z góry.
- Sprawdzaliście także sąsiadów? – zdziwiłem się.
- Szukaliśmy stycznych punktów z tą historią – odparł Jerzy – no i natknęliśmy się na tą staruszkę. Ma na imię Eleonora i wywodzi się ze starego arystokratycznego rodu.
- Takiego z wielowiekowymi tradycjami i zasadami kultywowanymi od pokoleń. Była hrabianką. – Detta niemalże czytała w moich myślach.
- Aha, no i co mają wspólnego?
- Sprowadzili się mniej więcej w tym samym czasie, przy czym o Eleonorze wiemy trochę więcej. Informacje o niej nie są aż tak ukryte – uśmiechnęła się Detta.
- Ona sprowadziła się jakieś trzy miesiące przed Zygmuntem, w roku 1965, od samego początku cierpiała też na lęk przed otoczeniem. Wcześniej mieszkała jednak z młodszą krewną, która załatwiała wszystkie sprawy na zewnątrz. Po pięciu latach tamta wyszła za mąż i wyprowadziła się od Eleonory, pozostając w stałych z nią kontaktach. Nadal też robiła zakupy i płaciła rachunki. Taki układ przetrwał jakieś dwadzieścia lat, potem nastąpiła dość duża zmiana. Krewna wraz z rodziną wyemigrowała do Stanów, pozostawiając Eleonorę pod opieką sąsiadki z naprzeciwka. Kiedy kilka lat temu sąsiadka nagle zmarła musiała poszukać nowego opiekuna. Do sąsiedniego mieszkania wprowadzili się młodzi rodzice, którzy wkrótce podnajęli pokój studentowi. I to on właśnie podjął się robienia sprawunków dla Eleonory.
Nawał informacji zaczynał mnie po woli przytłaczać, zaczynałem się gubić w tych wszystkich opowieściach. Już miałem zadać pytanie, jednak Detta mnie ubiegła.
- Ale najważniejsze jest, to że mają podobne ciągi przeznaczeń! Czyli cierpienie powiązane z miłością do jedynego człowieka. Objawy oczywiście się różnią, natomiast sensus stricte jest taki sam.
- Kto jest Opiekunem Eleonory? – zapytałem przytomnie.
- Miłosz – odparła – Ale przed nim była anielica, Lidia.
- Nie rozmawialiście z nimi, prawda?
- Nie, oczywiście, że nie. Taka była umowa, prawda? – spytał Jerzy.
- A co do Opiekuna Zygmunta, to przed tym gościem, któremu wymazano pamięć, to zajmował się nim Damiel – powiedziała Detta.
Poczułem się dziwnie. Nie mogłem określić przyczyny niepokoju, który mną zawładną. Miał on jednak mocne powiązania z moją nową pomocnicą, Najgorsze było to, że akurat ta myśl, na którą odpowiedziała, kołatała mi właśnie po głowie.
- Stop – powiedziałem nagle. – Detto, musimy sobie coś wyjaśnić, bo albo o tym nie wiesz, albo to ukrywasz.
- Niby co? – dziewczyna zacietrzewiła się i spojrzała na mnie groźnie.
- Nie denerwuj się, nic złego się nie stało. Powiedz po prostu o czym teraz myślę – powiedziałem, skupiając uwagę na obrazie czerwonego, soczystego jabłka.
- O czerwonym jabłku – odparła natychmiast.
- Ty czytasz w myślach! – zdumiał się Jerzy.
- A to nie jest normalne? – Detta nie widziała problemu.
- To jakiś czas temu było zakazane! – syknąłem przez zęby. – Ale mi się udało! Dwójka pomocników o zakazanych mocach – jęknąłem. – Ale dobrze, niech i tak będzie. Waszymi zdolnościami zajmiemy się po rozwiązaniu tej zagadki i zakończeniu historii z Hanką.
- Odbiorą mi tą zdolność, prawda? – wyglądała żałośnie: ramiona jej się zapadły, a oczy straciły blask.
- Decyzja nie należy do mnie, ani do mojego przełożonego. O tym decyduje Rada Najwyższa – starałem się mówić chłodno i profesjonalnie, choć czułem się podle z myślą, że będę musiał przekazać tą informację Radzie.
- Te szychy znaczy się, to oni zdecydują? – Jerzy patrzył na mnie zmartwiony.
- No tak – odparłem – ale na razie się nie przejmujemy – zmusiłem się do uśmiechu. - Wiemy o tym tylko my i nie będziemy tego zmieniać. Na razie. Poza tym zdolności Detty mogłyby mi w pewnym sensie ułatwić sprawę… Ale najpierw chciałbym porozmawiać z tamtymi Opiekunami. No i fakt, że w to wszystko jest zamieszany Damiel… Bardzo mi się to nie podoba.
- A kim jest Damiel? – Detta znów się ożywiła, co bardzo mnie ucieszyło.
- Damiel był Opiekunem Hanki, jakiś czas temu zresztą. Mam wrażenie, że w dużej mierze właśnie jemu zawdzięczamy jej próby samobójcze. Nie przykładał się do swoich obowiązków, nie dbał o przydzielonych mu ludzi. To nie jest zachowanie godne Anioła, a w szczególności Opiekuna. Naszym zadaniem jest pomagać, a nie utrudniać życie naszych podopiecznych. To tak jakby ktoś podszywał się pod dobrego opiekuna, aby wyrządzić szkody: ludziom i Aniołom. Tak nie może być – pokręciłem głową. Dla mnie było niepojętym zachowywać się w ten sposób. Zresztą wieloletnie studia, skomplikowane procedury i etapy przygotowawcze miały na celu eliminowanie zbyt słabych jednostek. Coś musiało się zadziać – pomyślałem, kontynuowałem jednak podjęty wątek. - Damiel w tej chwili prawdopodobnie przebywa w izolacji. Miał mieć kasowaną pamięć, ale ponieważ nie byłoby to po raz pierwszy, chyba nie podjęli jeszcze decyzji co do dalszych działań. Nie chciałbym być w jego skórze – wzdrygnąłem się.
- A co dzieje się z takimi Aniołami? – Jerzy był lekko przybity wizją fałszywych Aniołów.
- Masz na myśli tych hochsztaplerów, tak? Standardowa procedura to kasowanie pamięci, jednak w przypadku stałego łamania zasad i działania przeciw ludziom i Aniołom wymiar kary jest bardziej skomplikowany. To może być dodatkowa pokuta na ziemi, w formie ludzkiej lub zwierzęcej, albo wykonanie zadań pod postacią ducha, czyli niematerialną. Czasem separacja zamieniana jest na długotrwałe zamknięcie, mające na celu przemyślenie przez delikwenta jego występków. No i mamy pewność, że znowu nie będzie próbował czegoś popsuć. Są jednak przypadki, kiedy takiego eks-anioła trzeba usunąć z Nieba.
- A dokąd?
- Czyściec, czasem i Piekło …
- Och jej! – wykrzyknęła dziewczyna.
- Nie wolno igrać z Aniołami. Mamy bardzo odpowiedzialne zadania do wykonania, mamy chronić ludzi i ich wspierać, a nie doprowadzać do załamania nerwowego – odetchnąłem głęboko. Nie bardzo podobało mi się to w jakim kierunku szła nasza sprawa, efekty bowiem nie dawały się przewidzieć. W znanych mi historycznych opisach działalności anielskiej nie było nawet jednej wzmianki o wewnętrznych problemach. Choć oczywiście mogło to być celowe działanie, aby nie prowokować taki zachowań. - Dobrze, na razie wystarczy tych przygnębiających opowieści. Wracajcie do Hanki, warto mieć na nią oko. Chociaż nie – zawahałem się - Jerzy, ty pójdziesz sam. Coś mi nie gra, mam pewne przeczucie, tylko nie potrafię go nazwać. Wykorzystamy zatem twoje zdolności moja pomocnico – uśmiechnąłem się do dziewczyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz