Ledwo
przekroczyłem próg pokoju zalał mnie potok słów.
-
Szefie, to jest po prostu niesamowite! Nigdy czegoś takiego nie
widziałem! Księgi latały, fruwały, jak ptaki czy motyle! A do
tego tak głośno furkotały, że nie słyszałem własnych myśli!
No i jeszcze cała ta historia: misz masz maksymalny, absolutny i
niepowtarzalny! – Jerzy wyrzucał z siebie słowa z prędkością
karabinu maszynowego.
Bernardetta
nie ustępowała mu pola.
-
No właśnie, wszystko się totalnie nie zgadza, bałagan na sto
pięćdziesiąt, albo jeszcze więcej! Nie sądziłam, że mogą być
aż tak pokręcone historie! A znalezienie tego wszystkiego
graniczyło z cudem!
-
Ale my byliśmy lepsi! – pękał z dumy mój pomocnik.
-
No pewnie, że tak! Odkryliśmy kilka istotnych szczegółów!
-
Po kolei, spokojnie, nie wszystko na raz. Nie mam tak doskonałej
podzielności uwagi jak wam się wydaje! – uspokoiłem moich
pomocników. – Może zacznijmy od najprostszych rzeczy: co udało
wam się ustalić?
-
Detta była niesamowita! – opowiadał Jerzy. – Dzięki jej
umiejętnościom przez Księgi Przeznaczenia przebiliśmy się w
cztery godziny! Ponieważ nie zlatywały się na nazwisko, rzucaliśmy
różne fakty z życia Zygmunta, a potem wymyślaliśmy różne
odmiany przeznaczenia, aby sprawdzić każdą dostępną opcję. W
ten sposób zebraliśmy najważniejsze informacje, niestety tylko w
podstawowym zakresie.
-
Ustaliliśmy zatem, że miał on zapisaną w swoim przeznaczeniu
pokutę, dokładnie taką jaką odbywa. Różnica polega na tym, że
miał ją zakończyć piętnaście lat temu – relacjonowała Detta.
-
Poza tym odkryliśmy pewnego rodzaju powiązania z sąsiadką z góry.
-
Sprawdzaliście także sąsiadów? – zdziwiłem się.
-
Szukaliśmy stycznych punktów z tą historią – odparł Jerzy –
no i natknęliśmy się na tą staruszkę. Ma na imię Eleonora i
wywodzi się ze starego arystokratycznego rodu.
-
Takiego z wielowiekowymi tradycjami i zasadami kultywowanymi od
pokoleń. Była hrabianką. – Detta niemalże czytała w moich
myślach.
-
Aha, no i co mają wspólnego?
-
Sprowadzili się mniej więcej w tym samym czasie, przy czym o
Eleonorze wiemy trochę więcej. Informacje o niej nie są aż tak
ukryte – uśmiechnęła się Detta.
-
Ona sprowadziła się jakieś trzy miesiące przed Zygmuntem, w roku
1965, od samego początku cierpiała też na lęk przed otoczeniem.
Wcześniej mieszkała jednak z młodszą krewną, która załatwiała
wszystkie sprawy na zewnątrz. Po pięciu latach tamta wyszła za mąż
i wyprowadziła się od Eleonory, pozostając w stałych z nią
kontaktach. Nadal też robiła zakupy i płaciła rachunki. Taki
układ przetrwał jakieś dwadzieścia lat, potem nastąpiła dość
duża zmiana. Krewna wraz z rodziną wyemigrowała do Stanów,
pozostawiając Eleonorę pod opieką sąsiadki z naprzeciwka. Kiedy
kilka lat temu sąsiadka nagle zmarła musiała poszukać nowego
opiekuna. Do sąsiedniego mieszkania wprowadzili się młodzi
rodzice, którzy wkrótce podnajęli pokój studentowi. I to on
właśnie podjął się robienia sprawunków dla Eleonory.
Nawał
informacji zaczynał mnie po woli przytłaczać, zaczynałem się
gubić w tych wszystkich opowieściach. Już miałem zadać pytanie,
jednak Detta mnie ubiegła.
-
Ale najważniejsze jest, to że mają podobne ciągi przeznaczeń!
Czyli cierpienie powiązane z miłością do jedynego człowieka.
Objawy oczywiście się różnią, natomiast sensus stricte jest taki
sam.
-
Kto jest Opiekunem Eleonory? – zapytałem przytomnie.
-
Miłosz – odparła – Ale przed nim była anielica, Lidia.
-
Nie rozmawialiście z nimi, prawda?
-
Nie, oczywiście, że nie. Taka była umowa, prawda? – spytał
Jerzy.
-
A co do Opiekuna Zygmunta, to przed tym gościem, któremu wymazano
pamięć, to zajmował się nim Damiel – powiedziała Detta.
Poczułem
się dziwnie. Nie mogłem określić przyczyny niepokoju, który mną
zawładną. Miał on jednak mocne powiązania z moją nową
pomocnicą, Najgorsze było to, że akurat ta myśl, na którą
odpowiedziała, kołatała mi właśnie po głowie.
-
Stop – powiedziałem nagle. – Detto, musimy sobie coś wyjaśnić,
bo albo o tym nie wiesz, albo to ukrywasz.
-
Niby co? – dziewczyna zacietrzewiła się i spojrzała na mnie
groźnie.
-
Nie denerwuj się, nic złego się nie stało. Powiedz po prostu o
czym teraz myślę – powiedziałem, skupiając uwagę na obrazie
czerwonego, soczystego jabłka.
-
O czerwonym jabłku – odparła natychmiast.
-
Ty czytasz w myślach! – zdumiał się Jerzy.
-
A to nie jest normalne? – Detta nie widziała problemu.
-
To jakiś czas temu było zakazane! – syknąłem przez zęby. –
Ale mi się udało! Dwójka pomocników o zakazanych mocach –
jęknąłem. – Ale dobrze, niech i tak będzie. Waszymi
zdolnościami zajmiemy się po rozwiązaniu tej zagadki i zakończeniu
historii z Hanką.
-
Odbiorą mi tą zdolność, prawda? – wyglądała żałośnie:
ramiona jej się zapadły, a oczy straciły blask.
-
Decyzja nie należy do mnie, ani do mojego przełożonego. O tym
decyduje Rada Najwyższa – starałem się mówić chłodno i
profesjonalnie, choć czułem się podle z myślą, że będę musiał
przekazać tą informację Radzie.
-
Te szychy znaczy się, to oni zdecydują? – Jerzy patrzył na mnie
zmartwiony.
-
No tak – odparłem – ale na razie się nie przejmujemy –
zmusiłem się do uśmiechu. - Wiemy o tym tylko my i nie będziemy
tego zmieniać. Na razie. Poza tym zdolności Detty mogłyby mi w
pewnym sensie ułatwić sprawę… Ale najpierw chciałbym
porozmawiać z tamtymi Opiekunami. No i fakt, że w to wszystko jest
zamieszany Damiel… Bardzo mi się to nie podoba.
-
A kim jest Damiel? – Detta znów się ożywiła, co bardzo mnie
ucieszyło.
-
Damiel był Opiekunem Hanki, jakiś czas temu zresztą. Mam wrażenie,
że w dużej mierze właśnie jemu zawdzięczamy jej próby
samobójcze. Nie przykładał się do swoich obowiązków, nie dbał
o przydzielonych mu ludzi. To nie jest zachowanie godne Anioła, a w
szczególności Opiekuna. Naszym zadaniem jest pomagać, a nie
utrudniać życie naszych podopiecznych. To tak jakby ktoś podszywał
się pod dobrego opiekuna, aby wyrządzić szkody: ludziom i Aniołom.
Tak nie może być – pokręciłem głową. Dla mnie było
niepojętym zachowywać się w ten sposób. Zresztą wieloletnie
studia, skomplikowane procedury i etapy przygotowawcze miały na celu
eliminowanie zbyt słabych jednostek. Coś musiało się zadziać –
pomyślałem, kontynuowałem jednak podjęty wątek. - Damiel w tej
chwili prawdopodobnie przebywa w izolacji. Miał mieć kasowaną
pamięć, ale ponieważ nie byłoby to po raz pierwszy, chyba nie
podjęli jeszcze decyzji co do dalszych działań. Nie chciałbym być
w jego skórze – wzdrygnąłem się.
-
A co dzieje się z takimi Aniołami? – Jerzy był lekko przybity
wizją fałszywych Aniołów.
-
Masz na myśli tych hochsztaplerów, tak? Standardowa procedura to
kasowanie pamięci, jednak w przypadku stałego łamania zasad i
działania przeciw ludziom i Aniołom wymiar kary jest bardziej
skomplikowany. To może być dodatkowa pokuta na ziemi, w formie
ludzkiej lub zwierzęcej, albo wykonanie zadań pod postacią ducha,
czyli niematerialną. Czasem separacja zamieniana jest na długotrwałe
zamknięcie, mające na celu przemyślenie przez delikwenta jego
występków. No i mamy pewność, że znowu nie będzie próbował
czegoś popsuć. Są jednak przypadki, kiedy takiego eks-anioła
trzeba usunąć z Nieba.
-
A dokąd?
-
Czyściec, czasem i Piekło …
-
Och jej! – wykrzyknęła dziewczyna.
-
Nie wolno igrać z Aniołami. Mamy bardzo odpowiedzialne zadania do
wykonania, mamy chronić ludzi i ich wspierać, a nie doprowadzać do
załamania nerwowego – odetchnąłem głęboko. Nie bardzo podobało
mi się to w jakim kierunku szła nasza sprawa, efekty bowiem nie
dawały się przewidzieć. W znanych mi historycznych opisach
działalności anielskiej nie było nawet jednej wzmianki o
wewnętrznych problemach. Choć oczywiście mogło to być celowe
działanie, aby nie prowokować taki zachowań. - Dobrze, na razie
wystarczy tych przygnębiających opowieści. Wracajcie do Hanki,
warto mieć na nią oko. Chociaż nie – zawahałem się - Jerzy, ty
pójdziesz sam. Coś mi nie gra, mam pewne przeczucie, tylko nie
potrafię go nazwać. Wykorzystamy zatem twoje zdolności moja
pomocnico – uśmiechnąłem się do dziewczyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz