Zuch
dziewczyna! – pomyślałem. Szło jej całkiem nieźle, jednak ja
wiedziałem, że stać ją na dużo więcej. Byłem ciekaw jak
rozwinie się ta sytuacja, bo zapowiadała się niezmiernie ciekawie.
-
Mam zatem nadzieję, że mi także umili pani dzień – odparł
złośliwie. – Kawa na początek dnia byłaby doskonałym pomysłem.
-
To, jest moim obowiązkiem, panie prezesie – odparła i poszła
przygotować kawę.
I
tak było przez cały dzień: dla koleżanek i kolegów uprzejma i
uśmiechnięta, dla pana prezesa – oschła i bezosobowa. Czyli
dokładnie taka, jaka była przez ostatnie lata. Dzień pracy minął
szybko – nawet z interesantami, którzy dzwonili do firmy
rozmawiała bardziej przyjaźnie. Od czasu do czasu zamieniała
słówko z kolegami czy koleżankami. Rozsyłała faksy, rozdzielała
pocztę, odbierała telefony i łączyła rozmowy. Nawet się nie
obejrzała, kiedy nadeszła pora lunchu i mocno zgłodniała. Do tej
pory się to nie zdarzało, dlatego też nigdy nie brała ze sobą
kanapek. Czuła się dość dziwnie.
-
Nie jesz lunchu? – spytała się Anka, kadrowa.
-
Nie, zapomniałam kanapek, a do sklepu nie mogę wyjść, sama wiesz
dlaczego – odparła zastanawiając się jak to możliwe, żeby w
jeden dzień osiągnąć tak wiele. Ci ludzie ją polubili. Naprawdę!
-
No tak, prezesik cię nie puści. Tak jakby świat miał się zawalić
– dodała popatrując złowrogo w stronę gabinetu pryncypała. –
Ale wiesz co, ja mam trochę za dużo jedzenia, mogę się podzielić.
-
Nie chciałabym cię objadać – protestowała nieśmiało moja
podopieczna.
-
Jeśli to cię tak gryzie, to jutro ty możesz się podzielić swoim
jedzeniem.
-
Ok. Bardzo ci dziękuję. Strasznie zgłodniałam – przyznała i
poszła razem z Anką do kuchni.
Spędziły
tam wesołe dziesięć minut, pozostali pracownicy również przyszli
zjeść swój obiad i wytworzyła się bardzo miła atmosfera. Jednak
po pewnym czasie rozdzwoniły się telefony i Hanka musiała wracać,
żeby nie denerwować szefa.
-
Pani Hanno wychodzę na jakieś dwie godziny – powiedział prezes
koło piętnastej.
Hanka
nie odpowiedziała. Zaczęła się zastanawiać co dalej. Bo to, że
wieczór spędzi w firmie, to było bardziej niż pewne. Pryncypał
załatwiał swoje prywatne sprawy kiedy chciał, a ona musiała tutaj
siedzieć i czekać nie wiadomo do której. I wysłuchiwać w
nieskończoność jego czczej gadaniny! Niedoczekanie! Jak nie wróci
do siedemnastej trzydzieści, to ona wyjdzie, nie zwracając na nic
uwagi. Zresztą i tak nie płacą jej za nadgodziny, których
wyrobiła tutaj drugie tyle co normalnych.
Kolejne
godziny szybko mijały, a teraz gdy przełożonego nie było w
biurze, wszyscy chętniej przychodzili do niej, ot tak żeby
pogawędzić. Żeby przez chwilę poczuć się wolnym. O piątej
praktycznie wszyscy wyszli, pozostała tylko kadrowa. Musiała czekać
na prezesa, bo miał podpisać jakieś ważne dokumenty, które nie
mogły czekać do jutra.
Wybiło
wpół do szóstej, pora do domu. Hanka ociągając się zaczęła
zbierać swoje rzeczy, powiedziała też Ance, że wychodzi dzisiaj
normalnie, nie będzie czekała na szefa.
-
Może i masz rację dziewczyno – odparła zadumana. Tylko ona i
księgowa znały dokładnie dość kiepską kondycję firmy,
pozostali pracownicy wiedzieli tylko, że nie jest najlepiej. –
Pora mi chyba poszukać nowej firmy – dodała patrząc znacząco na
Hankę. – I tobie też bym to radziła.
-
Zastanowię się – odparła moja podopieczna, wzięła torebkę i
założyła płaszcz . Była już przy drzwiach, gdy wrócił prezes.
Spojrzał zdumionym wzrokiem na swoją sekretarkę, która prawie
wyszła do domu. Zdarzyło się to po raz pierwszy odkąd pamiętał.
-
Gdzie pani idzie pani Hanno?
-
Do domu – odparła spoglądając na niego czujnie.
-
Słucham? Nie skończyliśmy jeszcze wszystkiego. Ma pani zostać.
-
Nie – wyszeptała patrząc przed siebie. – Nie! Mój dzień pracy
się skończył – mówiła odważnie, lecz tylko ja widziałem
leciutkie drżenie rąk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz