piątek, 4 lipca 2014

AZ Rozdział Dwudziesty

Zuch dziewczyna! – pomyślałem. Szło jej całkiem nieźle, jednak ja wiedziałem, że stać ją na dużo więcej. Byłem ciekaw jak rozwinie się ta sytuacja, bo zapowiadała się niezmiernie ciekawie.

- Mam zatem nadzieję, że mi także umili pani dzień – odparł złośliwie. – Kawa na początek dnia byłaby doskonałym pomysłem.
- To, jest moim obowiązkiem, panie prezesie – odparła i poszła przygotować kawę.

I tak było przez cały dzień: dla koleżanek i kolegów uprzejma i uśmiechnięta, dla pana prezesa – oschła i bezosobowa. Czyli dokładnie taka, jaka była przez ostatnie lata. Dzień pracy minął szybko – nawet z interesantami, którzy dzwonili do firmy rozmawiała bardziej przyjaźnie. Od czasu do czasu zamieniała słówko z kolegami czy koleżankami. Rozsyłała faksy, rozdzielała pocztę, odbierała telefony i łączyła rozmowy. Nawet się nie obejrzała, kiedy nadeszła pora lunchu i mocno zgłodniała. Do tej pory się to nie zdarzało, dlatego też nigdy nie brała ze sobą kanapek. Czuła się dość dziwnie.
- Nie jesz lunchu? – spytała się Anka, kadrowa.
- Nie, zapomniałam kanapek, a do sklepu nie mogę wyjść, sama wiesz dlaczego – odparła zastanawiając się jak to możliwe, żeby w jeden dzień osiągnąć tak wiele. Ci ludzie ją polubili. Naprawdę!
- No tak, prezesik cię nie puści. Tak jakby świat miał się zawalić – dodała popatrując złowrogo w stronę gabinetu pryncypała. – Ale wiesz co, ja mam trochę za dużo jedzenia, mogę się podzielić.
- Nie chciałabym cię objadać – protestowała nieśmiało moja podopieczna.
- Jeśli to cię tak gryzie, to jutro ty możesz się podzielić swoim jedzeniem.
- Ok. Bardzo ci dziękuję. Strasznie zgłodniałam – przyznała i poszła razem z Anką do kuchni.

Spędziły tam wesołe dziesięć minut, pozostali pracownicy również przyszli zjeść swój obiad i wytworzyła się bardzo miła atmosfera. Jednak po pewnym czasie rozdzwoniły się telefony i Hanka musiała wracać, żeby nie denerwować szefa.
- Pani Hanno wychodzę na jakieś dwie godziny – powiedział prezes koło piętnastej.
Hanka nie odpowiedziała. Zaczęła się zastanawiać co dalej. Bo to, że wieczór spędzi w firmie, to było bardziej niż pewne. Pryncypał załatwiał swoje prywatne sprawy kiedy chciał, a ona musiała tutaj siedzieć i czekać nie wiadomo do której. I wysłuchiwać w nieskończoność jego czczej gadaniny! Niedoczekanie! Jak nie wróci do siedemnastej trzydzieści, to ona wyjdzie, nie zwracając na nic uwagi. Zresztą i tak nie płacą jej za nadgodziny, których wyrobiła tutaj drugie tyle co normalnych.
Kolejne godziny szybko mijały, a teraz gdy przełożonego nie było w biurze, wszyscy chętniej przychodzili do niej, ot tak żeby pogawędzić. Żeby przez chwilę poczuć się wolnym. O piątej praktycznie wszyscy wyszli, pozostała tylko kadrowa. Musiała czekać na prezesa, bo miał podpisać jakieś ważne dokumenty, które nie mogły czekać do jutra.

Wybiło wpół do szóstej, pora do domu. Hanka ociągając się zaczęła zbierać swoje rzeczy, powiedziała też Ance, że wychodzi dzisiaj normalnie, nie będzie czekała na szefa.
- Może i masz rację dziewczyno – odparła zadumana. Tylko ona i księgowa znały dokładnie dość kiepską kondycję firmy, pozostali pracownicy wiedzieli tylko, że nie jest najlepiej. – Pora mi chyba poszukać nowej firmy – dodała patrząc znacząco na Hankę. – I tobie też bym to radziła.
- Zastanowię się – odparła moja podopieczna, wzięła torebkę i założyła płaszcz . Była już przy drzwiach, gdy wrócił prezes. Spojrzał zdumionym wzrokiem na swoją sekretarkę, która prawie wyszła do domu. Zdarzyło się to po raz pierwszy odkąd pamiętał.
- Gdzie pani idzie pani Hanno?
- Do domu – odparła spoglądając na niego czujnie.
- Słucham? Nie skończyliśmy jeszcze wszystkiego. Ma pani zostać.
- Nie – wyszeptała patrząc przed siebie. – Nie! Mój dzień pracy się skończył – mówiła odważnie, lecz tylko ja widziałem leciutkie drżenie rąk.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz