środa, 2 lipca 2014

AZ Rozdział Dziewiętnasty

Sytuacja zaczyna się komplikować. Jak już wspominałem, kandydaci na Opiekunów, czy w ogóle Anioły, mając wymazywaną pamięć. Totalnie. Nie ma wyjątków. Jedyne co pozostaje to umiejętności, które mają ułatwić pełnienie obowiązków, czyli takie jak prawość, umiejętność oceny sytuacji, bystrość umysłu. Na pewno nie emocje, które w jakiś sposób zasłaniają pełny obraz, one są eliminowane jako pierwsze. A tymczasem moja dwójka podopiecznych od emocji wręcz kipiała, żądza przygód od nich biła, a do tego jeszcze pojawiały się te przedziwne zdolności, z pogranicza tolerowanych umiejętności. Doszedłem do wniosku, że analizowanie tej wiedzy może tylko pogorszyć moje samopoczucie, więc wybrałem najprzyjemniejszy dostępny scenariusz, czyli zająłem się Hanką.


Dziewczyna jechała już do pracy. Z przyjemnością skonstatowałem, że wygląda na zadbaną i elegancką. Aż miło było na nią patrzeć. Postanowiłem obserwować wydarzenia, bez ingerencji, która mogłaby się źle zakończyć, przynajmniej dla mnie.

Hanka rozejrzała się po firmie, jak zawsze była punktualnie, na ósmą trzydzieści, przed wszystkimi innymi pracownikami.
- Jak tutaj pusto i szaro – powiedziała rozglądając się, tak jakby po raz pierwszy widziała biuro. Pracowała tutaj już kilka lat, nic się w międzyczasie nie zmieniło, a jednak dzisiaj dostrzegała monotonię otoczenia, która działała przygnębiająco. Nieciekawa ciemnoszara wykładzina, białe zimne ściany oraz meble w kolorach szarości i czerni nie nastrajały pozytywnie. Całość robiła smutne wrażenie, nawet standardowe biurowe obrazki na ścianach były nijakie.
Wpisała się na listę obecności i poszła do kuchni zrobić sobie herbaty. Kilkanaście minut później siedziała już przed komputerem, odbierając pocztę elektroniczną oraz faksy. Uporała się z tym szybko i postanowiła poszukać w internecie informacji o kursach tańca i zawodach tanecznych. Obiecała przecież, że się tym zainteresuje.

Pół godziny szybko zleciało, zaczęli pojawiać się pierwsi pracownicy. Hanka przywdziała swoją firmową minę, wyrażającą obojętność wobec wszystkiego co się dzieje wokół, jednak w oku pozostał przebłysk szczęścia, nie potrafiła ani nie chciała go ukryć.
- Cześć Hania! – pierwszy przyszedł Rysiek, informatyk.
- Cześć – odparła nie odrywając wzroku od komputera.
- Jakoś inaczej dzisiaj wyglądasz, wiesz? – powiedział jednocześnie wpisując się na listę.
Spojrzała na niego zaciekawiona.
- Nie wiem co, ale wyglądasz jakoś tak radośniej, jesteś mniej skwaszona.
- Dzięki – odparła uśmiechając się krzywo.
- Chyba ładniejsza jesteś, taka zadbana. Tylko się nie obraź – dodał szybko, przypominając sobie wcześniejsze zachowanie sekretarki.
- Jakoś przeżyję pierwszy komplement w życiu – odburknęła, lecz twarz rozjaśnił jej leciutki uśmiech, jak pierwszy promyk słońca, który zapowiada nadejście lata.
- Cóż, to punkt dla mnie – odpowiedział i poszedł dalej.

Pracownicy schodzili się dalej i prawie każdy z nich zauważył zmianę.
- A może ty masz dzisiaj urodziny – zastanawiała się Beata, księgowa.
- Nie, po prostu postanowiłam coś zmienić – powiedziała. – I nie wiecie jeszcze jak wiele – dodała w myślach.
Wpół do dziesiątej wpadł Robert, jeden z handlowców. – Jest już prezesik? – spytał na dzień dobry.
- Nie, jeszcze nie ma. Możesz wpisać, że byłeś u klienta, bo właśnie zaparkował i wyda się, że nie przyszedłeś na czas. – Hanka patrzyła na niego spod oka.
- Dzięki, tak zrobię. Musiałem zawieść rano małego do przedszkola, bo żona z córeczką szły na badania.... – jakby dopiero teraz zrozumiał z kim rozmawia podniósł głowę i zdumiał się.
- Dziewczyno, ty mówisz? Serio, myślałem, że zasób słów ograniczasz do burknięć i potakiwań. I wyglądasz jakoś inaczej... To na pewno ty?
Hanka już chciała protestować i zezłościć się, gdy zobaczyła wesołe chochliki w oczach kolegi. Roześmiała się więc i odparła wesoło: - Nie, to nie ja. Mnie porwali kosmici, teraz wróciłam i jestem drugą ja.
- Pani Hanno, jak to miło, że gawędzi pani z pracownikami – rozległ się suchy głos od strony drzwi. Roberta wywiało, zdążył tylko rzucić „do zobaczenia księżniczko” i ewakuował się do kuchni. Dziewczyna chętnie zrobiłaby to samo, lecz ona miała biurko tutaj, poza tym właśnie przyszedł jej bezpośredni przełożony i od razu dał jej burę. W starym odruchu chciała coś burknąć i schować głowę w ramionach, lecz nagle zmieniła zdanie. Gabriel miał rację, musi walczyć o swoje! Inaczej nikt nie będzie jej szanował.
- Staram się umilać im dzień, panie prezesie – odparła chłodno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz