poniedziałek, 11 sierpnia 2014

AZ Rozdział Dwudziesty Ósmy

**
Zagadka pana Zygmunta była prawie jasna, natomiast nadal brakowało mi konkretów co do osoby Krzysztofa. Nie mogę go oskarżyć na podstawie informacji Detty, nie wszyscy mi uwierzą. Poza tym straciłbym doskonałą współpracownicę, bo muszę wyznać, że razem z Jerzym odwalili kawał dobrej roboty. Ostatnio czuwaliśmy przy Hance na zmiany i już nie przez całą dobę. Resztę czasu poświęcaliśmy sprawie Zygmunta i Krzysztofa. W tej pierwszej pomagał nam też Klemens, jednak do drugiej nie wtajemniczaliśmy nikogo. Było to dość ryzykowne, trudno jest bowiem odnaleźć takiego Anioła, który pasowałby do naszego szalonego trio, a jednocześnie umiał trzymać język za zębami.


Istniała bowiem legenda wywodząca się jeszcze z czasów średniowiecza, o klątwie rzuconej przez wiedźmę na dwa rody. W czytelni znalazłem wiele wersji tej opowieści, jednak przyczyny rzucenia klątwy nigdy nie były jasne: jedna wersja mówiła o nieszczęśliwej miłości czarownicy, która pokochała możnego pana. On jednak odebrał jej niewinność i odszedł, ożeniwszy się później z panną wysokiego rodu. Czarownica spodziewała się dziecka, w ówczesnych czasach samotne matki nie były mile widziane, z reguły kamienowano je, bądź też zakuwano w dyby na rynku. Przetrwała jakoś ten trudny czas i urodziła syna. Niesiona pragnieniem uratowania go, przełknąwszy dumę, upokorzona, pewnej nocy udała się do zamku swojego kochanka, aby poprosić go o opiekę nad dzieckiem. Po wielu prośbach i błaganiach uległ czarownicy, jednak chłopiec miał być oddany na wychowanie służbie, a jego żona nigdy nie miała poznać prawdy. Pech jednak chciał, że słyszała ona rozmowę kochanków i następnego dnia, wiedziona nienawiścią, zabiła niewinne dziecko. Matka dowiedziawszy się o tym, rzuciła przekleństwo na małżonków – nigdy nie mieli się spotkać, a ich dusze miały wracać na ziemię jako kolejne wcielenia. Trwać to miało tysiąc sto jedenaście lat, jeden dzień i jedną godzinę. Klątwa miała być rzucona mniej więcej w dziewiątym wieku, około roku osiemset pięćdziesiątego.

Druga wersja mówiła o pannie, która obiecała wiedźmie wolność i pieniądze, jeśli człowiek, którego kocha odwzajemni jej miłość. Czarownica dała jej tajemny eliksir, który przyciągał miłość, należało go wlać do napoju wybranka. Dziewczyna postąpiła zgodnie ze wskazówkami i bogaty szlachcic spojrzał na nią przychylnym okiem, a następnie zakochał się na zabój. Wesele było huczne, trwało wiele dni i nocy, a wiedźma nadal tkwiła w więziennym lochu. Panna zapomniała o tej, która jej dopomogła. Wtedy też przeklęła zarówno dziewczynę jak i jej wybranka – mieli cierpieć po kres czasu, spotykać się w różnych epokach, lecz nigdy nie mogli być razem. Mąż dziewczyny zginął wkrótce po tym w bitwie z poganami, a ona sama zmarła z żałości. Czarownica została spalona na stosie, a jej prochy rozrzucono na wszystkie strony świata.

Dla mnie bardziej przekonywującą wersją była ta pierwsza, albowiem wyznaczony czas kończył się właśnie jakieś piętnaście lat temu. Nawet biorąc pod uwagę odchylenia czasowe. Jeśli zatem pan Zygmunt był duszą tamtego mężczyzny, to gdzieś musiała istnieć także jego bliźniacza dusza, kobiety, która zabiła dziecko. Do tego scenariusza idealnie pasowała Eleonora, lecz u niej nie było żadnych oznak, że kara została wykonana. Chyba, że było właśnie tak jak mówiła Lidia – została przesunięta w przyszłość, dość bliską jak zrozumiałem z jej wypowiedzi. Pozostała zatem osoba kota, żywiłem oczywiście pewne podejrzenia, lecz nie chciałem być impertynencki, przy dobrych układach kiedyś sam mi to powie. Pytanie jednak było inne – komu zależało na tym, aby ich pokuta trwała? Czarownicy chyba nie, zresztą jej dusza albo pokutowała albo trafiła... no właśnie, gdzie? Osobą która mogła to dla mnie błyskawicznie sprawdzić była Detta. Przeniosłem się do niej od razu.

Siedziała razem z Jerzym z nosem w papierach zgłębiając legendy i losy tamtej pary dusz.
- Cześć dzieciaki! Jak badania? – spytałem.
- Jakoś idą – odparł Jerzy. Po dłuższych dyskusjach ustaliliśmy, że słowo „dzieciaki” nie jest dla nich obraźliwe i może być przeze mnie używane.
- A pan ma coś nowego szefie? – zaciekawiła się Detta.
- Mhm. Zadanie dla ciebie. No i może dla Jerzego. Najpierw musicie ustalić jak nazywała się tamta czarownica, a potem odnaleźć jej losy w księgach w archiwum. Chciałbym wiedzieć, gdzie trafiła po śmierci.
- Masz jakiś ślad, szefie? – Jerzy od razu się ożywił.
- Próbuję odnaleźć osoby, które mogłyby być zainteresowane przedłużaniem cierpień tych dwojga, a ona jest na pierwszym miejscu.
- Racja. – kiwnęła głową dziewczyna. – Ale co by się stało, jeśli ich pokuta nie zostałaby dokończona zgodnie z czasem przez nią wyznaczonym?
- No właśnie to jest dość skomplikowane, jest tak wiele opcji i wariantów, że trudno jest wskazać jakąś konkretną odpowiedź. Pokuta mogłaby ulec zapętleniu, tak jak to ma miejsce u Zygmunta, mogłaby trwać w nieskończoność, przechodząc na kolejne wcielenia, co chyba również tutaj występuje. Takie rozważania niewiele wnoszą, więc pomyślałem, że warto sprawdzić niejako od drugiej strony. Czyli rzucającego klątwę.
- Ale informacje o duszach potępionych mogą być utajnione – westchnął Jerzy.
- Szefie? – Bernardetta nieśmiało na mnie spojrzała. – Mam pewien pomysł, choć jest on równie nielegalny jak pozostałe moje umiejętności.
- Dawaj, już chyba nic mnie nie zaskoczy.
- Można sprawdzić w Zakazanym Magazynie.
- Tym w innym wymiarze?
- Tak … Skąd szef o nim wie?
- Nie wiem – odparłem rozkładając ręce. – Tak mi się powiedziało.
- To się nie zdarza – Jerzy pokręcił głową. – To jest podejrzane. Czym w ogóle jest Zakazany Magazyn?
- To miejsce, w którym trzyma się bardzo ważne lub szkodliwe przedmioty – opowiadała Detta, a mnie zaczynała coraz bardziej boleć głowa. – To jest niby jeden magazyn, ale w wielu wymiarach, coś w rodzaju labiryntu, aby niepożądana osoba nie mogła nic znaleźć…
- Dość!! – krzyknąłem, gdyż ból wwiercał mi się coraz bardziej w czaszkę. Moi pomocnicy spojrzeli na mnie przestraszeni. – Przepraszam, rozbolała mnie głowa – powiedziałem już ciszej. – Zostawmy na razie ten temat, mam wrażenie że nie tędy droga.
- Jeśli szef tak twierdzi – Jerzy nie wyglądał na przekonanego. – To my ustalimy sprawę tej wiedźmy. A pan szefie to chyba powinien się zregenerować i zajrzeć do Hanki.
- Masz rację, ale zrobię to w odwrotnej kolejności. U ludzi jest już południe, więc nie powinna spać. Najpierw zadzwonię – powiedziałem wyprzedzając myśli Jerzego. Raz pojawiłem się tam bez zapowiedzi i dostałem porządną burę. - To do roboty moi drodzy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz