**
Zagadka
pana Zygmunta była prawie jasna, natomiast nadal brakowało mi
konkretów co do osoby Krzysztofa. Nie mogę go oskarżyć na
podstawie informacji Detty, nie wszyscy mi uwierzą. Poza tym
straciłbym doskonałą współpracownicę, bo muszę wyznać, że
razem z Jerzym odwalili kawał dobrej roboty. Ostatnio czuwaliśmy
przy Hance na zmiany i już nie przez całą dobę. Resztę czasu
poświęcaliśmy sprawie Zygmunta i Krzysztofa. W tej pierwszej
pomagał nam też Klemens, jednak do drugiej nie wtajemniczaliśmy
nikogo. Było to dość ryzykowne, trudno jest bowiem odnaleźć
takiego Anioła, który pasowałby do naszego szalonego trio, a
jednocześnie umiał trzymać język za zębami.
Istniała
bowiem legenda wywodząca się jeszcze z czasów średniowiecza, o
klątwie rzuconej przez wiedźmę na dwa rody. W czytelni znalazłem
wiele wersji tej opowieści, jednak przyczyny rzucenia klątwy nigdy
nie były jasne: jedna wersja mówiła o nieszczęśliwej miłości
czarownicy, która pokochała możnego pana. On jednak odebrał jej
niewinność i odszedł, ożeniwszy się później z panną wysokiego
rodu. Czarownica spodziewała się dziecka, w ówczesnych czasach
samotne matki nie były mile widziane, z reguły kamienowano je, bądź
też zakuwano w dyby na rynku. Przetrwała jakoś ten trudny czas i
urodziła syna. Niesiona pragnieniem uratowania go, przełknąwszy
dumę, upokorzona, pewnej nocy udała się do zamku swojego kochanka,
aby poprosić go o opiekę nad dzieckiem. Po wielu prośbach i
błaganiach uległ czarownicy, jednak chłopiec miał być oddany na
wychowanie służbie, a jego żona nigdy nie miała poznać prawdy.
Pech jednak chciał, że słyszała ona rozmowę kochanków i
następnego dnia, wiedziona nienawiścią, zabiła niewinne dziecko.
Matka dowiedziawszy się o tym, rzuciła przekleństwo na małżonków
– nigdy nie mieli się spotkać, a ich dusze miały wracać na
ziemię jako kolejne wcielenia. Trwać to miało tysiąc sto
jedenaście lat, jeden dzień i jedną godzinę. Klątwa miała być
rzucona mniej więcej w dziewiątym wieku, około roku osiemset
pięćdziesiątego.
Druga
wersja mówiła o pannie, która obiecała wiedźmie wolność i
pieniądze, jeśli człowiek, którego kocha odwzajemni jej miłość.
Czarownica dała jej tajemny eliksir, który przyciągał miłość,
należało go wlać do napoju wybranka. Dziewczyna postąpiła
zgodnie ze wskazówkami i bogaty szlachcic spojrzał na nią
przychylnym okiem, a następnie zakochał się na zabój. Wesele było
huczne, trwało wiele dni i nocy, a wiedźma nadal tkwiła w
więziennym lochu. Panna zapomniała o tej, która jej dopomogła.
Wtedy też przeklęła zarówno dziewczynę jak i jej wybranka –
mieli cierpieć po kres czasu, spotykać się w różnych epokach,
lecz nigdy nie mogli być razem. Mąż dziewczyny zginął wkrótce
po tym w bitwie z poganami, a ona sama zmarła z żałości.
Czarownica została spalona na stosie, a jej prochy rozrzucono na
wszystkie strony świata.
Dla
mnie bardziej przekonywującą wersją była ta pierwsza, albowiem
wyznaczony czas kończył się właśnie jakieś piętnaście lat
temu. Nawet biorąc pod uwagę odchylenia czasowe. Jeśli zatem pan
Zygmunt był duszą tamtego mężczyzny, to gdzieś musiała istnieć
także jego bliźniacza dusza, kobiety, która zabiła dziecko. Do
tego scenariusza idealnie pasowała Eleonora, lecz u niej nie było
żadnych oznak, że kara została wykonana. Chyba, że było właśnie
tak jak mówiła Lidia – została przesunięta w przyszłość,
dość bliską jak zrozumiałem z jej wypowiedzi. Pozostała zatem
osoba kota, żywiłem oczywiście pewne podejrzenia, lecz nie
chciałem być impertynencki, przy dobrych układach kiedyś sam mi
to powie. Pytanie jednak było inne – komu zależało na tym, aby
ich pokuta trwała? Czarownicy chyba nie, zresztą jej dusza albo
pokutowała albo trafiła... no właśnie, gdzie? Osobą która mogła
to dla mnie błyskawicznie sprawdzić była Detta. Przeniosłem się
do niej od razu.
Siedziała
razem z Jerzym z nosem w papierach zgłębiając legendy i losy
tamtej pary dusz.
-
Cześć dzieciaki! Jak badania? – spytałem.
-
Jakoś idą – odparł Jerzy. Po dłuższych dyskusjach ustaliliśmy,
że słowo „dzieciaki” nie jest dla nich obraźliwe i może być
przeze mnie używane.
-
A pan ma coś nowego szefie? – zaciekawiła się Detta.
-
Mhm. Zadanie dla ciebie. No i może dla Jerzego. Najpierw musicie
ustalić jak nazywała się tamta czarownica, a potem odnaleźć jej
losy w księgach w archiwum. Chciałbym wiedzieć, gdzie trafiła po
śmierci.
-
Masz jakiś ślad, szefie? – Jerzy od razu się ożywił.
-
Próbuję odnaleźć osoby, które mogłyby być zainteresowane
przedłużaniem cierpień tych dwojga, a ona jest na pierwszym
miejscu.
-
Racja. – kiwnęła głową dziewczyna. – Ale co by się stało,
jeśli ich pokuta nie zostałaby dokończona zgodnie z czasem przez
nią wyznaczonym?
-
No właśnie to jest dość skomplikowane, jest tak wiele opcji i
wariantów, że trudno jest wskazać jakąś konkretną odpowiedź.
Pokuta mogłaby ulec zapętleniu, tak jak to ma miejsce u Zygmunta,
mogłaby trwać w nieskończoność, przechodząc na kolejne
wcielenia, co chyba również tutaj występuje. Takie rozważania
niewiele wnoszą, więc pomyślałem, że warto sprawdzić niejako od
drugiej strony. Czyli rzucającego klątwę.
-
Ale informacje o duszach potępionych mogą być utajnione –
westchnął Jerzy.
-
Szefie? – Bernardetta nieśmiało na mnie spojrzała. – Mam
pewien pomysł, choć jest on równie nielegalny jak pozostałe moje
umiejętności.
-
Dawaj, już chyba nic mnie nie zaskoczy.
-
Można sprawdzić w Zakazanym Magazynie.
-
Tym w innym wymiarze?
-
Tak … Skąd szef o nim wie?
-
Nie wiem – odparłem rozkładając ręce. – Tak mi się
powiedziało.
-
To się nie zdarza – Jerzy pokręcił głową. – To jest
podejrzane. Czym w ogóle jest Zakazany Magazyn?
-
To miejsce, w którym trzyma się bardzo ważne lub szkodliwe
przedmioty – opowiadała Detta, a mnie zaczynała coraz bardziej
boleć głowa. – To jest niby jeden magazyn, ale w wielu wymiarach,
coś w rodzaju labiryntu, aby niepożądana osoba nie mogła nic
znaleźć…
-
Dość!! – krzyknąłem, gdyż ból wwiercał mi się coraz
bardziej w czaszkę. Moi pomocnicy spojrzeli na mnie przestraszeni. –
Przepraszam, rozbolała mnie głowa – powiedziałem już ciszej. –
Zostawmy na razie ten temat, mam wrażenie że nie tędy droga.
-
Jeśli szef tak twierdzi – Jerzy nie wyglądał na przekonanego. –
To my ustalimy sprawę tej wiedźmy. A pan szefie to chyba powinien
się zregenerować i zajrzeć do Hanki.
-
Masz rację, ale zrobię to w odwrotnej kolejności. U ludzi jest już
południe, więc nie powinna spać. Najpierw zadzwonię –
powiedziałem wyprzedzając myśli Jerzego. Raz pojawiłem się tam
bez zapowiedzi i dostałem porządną burę. - To do roboty moi
drodzy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz