****
Szliśmy
ulicą oglądając wystawy sklepowe – Hanka oglądała je z
zachwytem wskazując na co ciekawsze jej zdaniem witryny. Było
ciepłe grudniowe popołudnie, wokół było mnóstwo śniegu, mróz
był niewyczuwalny, jedynie śnieg świadczył o tym, że mamy zimę.
W powietrzu czuć było zapach świąt – specyficzna mieszanka
gałązek igliwia, wypieków świątecznych oraz wszechogarniająca
chęć zakupów i poszukiwania prezentów gwiazdkowych. Dziewczyna
wyglądała już dużo lepiej – nie była taka chuda, a radość
życia emanowała z niej jak z małego słoneczka. Moje zadanie było
niemal zakończone, w związku z czym powstawał kłopot. Nie mogłem
po prostu zniknąć z jej życia, to byłoby zbyt okrutne. Ujawnienie
prawdy również nie wchodziło w grę – mogło wywołać
nieprzewidziane skutki. Musiałem coś zrobić, jednak najpierw
należało to wszystko przemyśleć, nie chciałem wykonać
fałszywego ruchu. Błędy to coś naturalnego, także w tym „drugim”
świecie.
Wolnym
krokiem zbliżaliśmy się do jednej z bocznych uliczek, niezbyt
uczęszczanych. Zostawiłem Hanię na chwilę samą, postanowiłem
bowiem kupić jej prezent świąteczny
– jakoś tak zapragnąłem
przez moment być taki jak inni ludzie. Nie zdążyłem odejść zbyt
daleko, ledwo zniknąłem za rogiem, gdy usłyszałem krzyk
przerażenia, od strony Hanki napłynęła fala strachu. Nie
namyślając się długo zdematerializowałem się i pojawiłem się
obok podopiecznej – w ostatniej chwili, aby przesunąć ją i
dziecko na bezpieczną odległość od rozpędzonego samochodu. Jako
Anioł oczywiście…
Zwykli
ludzie widzieli tylko jak mały chłopiec wszedł na uliczkę, którą
jechał samochód, sytuacja taka groziła wypadkiem. Zauważyła to
także Hanka, której przed oczami stanął wypadek sprzed lat.
Rzuciła się w stronę chłopca, i niechybnie by oboje zginęli,
gdyby nie moja dyskretna pomoc: nadałem jej nieco większego
przyśpieszenia, dzięki czemu uniknęła zderzenia z samochodem.
Zapomniałem jedynie, że ona była widzącą.
Gdy
wszyscy przechodnie już ochłonęli, rodzice chłopczyka
podziękowali Hani ze łzami w oczach za uratowanie ich latorośli,
przyszła kolej na moje tłumaczenie się.
-
Ty! Kim ty właściwie jesteś? – w jej głosie była złość i
rozgoryczenie.
-
Możemy pójść tam, gdzie nikt nas nie usłyszy? – spytałem
rozglądając się dokoła.
-
Co!? – aż otworzyła buzię ze zdziwienia. - Czyli naprawdę
jesteś jednym z nich? Ty …
-
Chodź – przerwałem wypowiedź dziewczyny i pociągnąłem za
sobą. Wsiedliśmy do pierwszej z brzegu taksówki. W drodze do domu
nie odzywała się nawet słowem, ale wybuchła jak tylko zamknąłem
za sobą drzwi.
-
Ty mała podła kanalio! Jak długo zamierzałeś mnie okłamywać! –
zacisnęła pięści, była wściekła. Najgorsze było to, że miała
do tego prawo.
-
To nie tak.. – próbowałem się tłumaczyć, jednak moje wysiłki
z góry skazane były na niepowodzenie.
-
A jak?! Przecież jesteś cholernym Aniołem, czyż nie?! –
szarpnęła czapkę z głowy i rzuciła ją na komodę.
-
Owszem, ale…
-
Co ale?! Jakie ale?! Oszukałeś mnie ty podła gnido!! – szalik
poleciał na podłogę, a Hanka się dopiero rozkręcała. Za chwilę
cała kamienica będzie wszystko słyszeć, musiałem jakoś ja
uspokoić.
-
Ja tylko uratowałem Ci życie…
-
Ale moich bliskich to już nie mogłeś uratować? Przecież stałeś
tam i patrzyłeś, to stąd pamiętam twoją twarz! – tupnęła
gniewnie - Jak mogłeś? – łzy płynęły jej po policzkach.
-
Nie miałem na to wpływu! – zaprotestowałem ostro.
-
Nie?! To czemu nie zareagowałeś? Dlaczego? Dlaczego mi nie
pomogłeś?!
-
Nie wolno mi było – kręciłem głową. - Takie są procedury,
ponadto dopiero się przyuczałem.
-
A dzisiaj to co? Nie było już procedur?! – głos zaczął jej się
załamywać.
-
Zapomniałem się… Nie powinienem był… - zwiesiłem głowę.
-
Wynoś się! – uderzyła mnie pięścią w tors. - Wynoś i nigdy
nie wracaj! Nie chcę cię widzieć, znać… Och dlaczego to
musiałeś być ty… - rozpłakała się i uciekła do kuchni.
Nie
mogłem jej za to winić – miała oczywiście rację. Jak tylko
znikła mi sprzed oczu zdematerializowałem się, poprosiłem Jerzego
żeby miał na nią oko i udałem się do mojego szefa. Na pewno
czekała na mnie bura, i oczywiście kara za występek. Nie będzie
to najłatwiejsza rozmowa, ale nie miałem wyjścia. Widziałem tylko
oddalające się perspektywy wypoczynku i awansu… I czułem dziwny
ból w sercu, bardzo dawno go nie czułem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz