poniedziałek, 19 stycznia 2015

AZ Rozdział Trzydziesty Drugi

****
Szliśmy ulicą oglądając wystawy sklepowe – Hanka oglądała je z zachwytem wskazując na co ciekawsze jej zdaniem witryny. Było ciepłe grudniowe popołudnie, wokół było mnóstwo śniegu, mróz był niewyczuwalny, jedynie śnieg świadczył o tym, że mamy zimę. W powietrzu czuć było zapach świąt – specyficzna mieszanka gałązek igliwia, wypieków świątecznych oraz wszechogarniająca chęć zakupów i poszukiwania prezentów gwiazdkowych. Dziewczyna wyglądała już dużo lepiej – nie była taka chuda, a radość życia emanowała z niej jak z małego słoneczka. Moje zadanie było niemal zakończone, w związku z czym powstawał kłopot. Nie mogłem po prostu zniknąć z jej życia, to byłoby zbyt okrutne. Ujawnienie prawdy również nie wchodziło w grę – mogło wywołać nieprzewidziane skutki. Musiałem coś zrobić, jednak najpierw należało to wszystko przemyśleć, nie chciałem wykonać fałszywego ruchu. Błędy to coś naturalnego, także w tym „drugim” świecie.

Wolnym krokiem zbliżaliśmy się do jednej z bocznych uliczek, niezbyt uczęszczanych. Zostawiłem Hanię na chwilę samą, postanowiłem bowiem kupić jej prezent świąteczny
– jakoś tak zapragnąłem przez moment być taki jak inni ludzie. Nie zdążyłem odejść zbyt daleko, ledwo zniknąłem za rogiem, gdy usłyszałem krzyk przerażenia, od strony Hanki napłynęła fala strachu. Nie namyślając się długo zdematerializowałem się i pojawiłem się obok podopiecznej – w ostatniej chwili, aby przesunąć ją i dziecko na bezpieczną odległość od rozpędzonego samochodu. Jako Anioł oczywiście…

Zwykli ludzie widzieli tylko jak mały chłopiec wszedł na uliczkę, którą jechał samochód, sytuacja taka groziła wypadkiem. Zauważyła to także Hanka, której przed oczami stanął wypadek sprzed lat. Rzuciła się w stronę chłopca, i niechybnie by oboje zginęli, gdyby nie moja dyskretna pomoc: nadałem jej nieco większego przyśpieszenia, dzięki czemu uniknęła zderzenia z samochodem. Zapomniałem jedynie, że ona była widzącą.

Gdy wszyscy przechodnie już ochłonęli, rodzice chłopczyka podziękowali Hani ze łzami w oczach za uratowanie ich latorośli, przyszła kolej na moje tłumaczenie się.
- Ty! Kim ty właściwie jesteś? – w jej głosie była złość i rozgoryczenie.
- Możemy pójść tam, gdzie nikt nas nie usłyszy? – spytałem rozglądając się dokoła.
- Co!? – aż otworzyła buzię ze zdziwienia. - Czyli naprawdę jesteś jednym z nich? Ty …
- Chodź – przerwałem wypowiedź dziewczyny i pociągnąłem za sobą. Wsiedliśmy do pierwszej z brzegu taksówki. W drodze do domu nie odzywała się nawet słowem, ale wybuchła jak tylko zamknąłem za sobą drzwi.
- Ty mała podła kanalio! Jak długo zamierzałeś mnie okłamywać! – zacisnęła pięści, była wściekła. Najgorsze było to, że miała do tego prawo.
- To nie tak.. – próbowałem się tłumaczyć, jednak moje wysiłki z góry skazane były na niepowodzenie.
- A jak?! Przecież jesteś cholernym Aniołem, czyż nie?! – szarpnęła czapkę z głowy i rzuciła ją na komodę.
- Owszem, ale…
- Co ale?! Jakie ale?! Oszukałeś mnie ty podła gnido!! – szalik poleciał na podłogę, a Hanka się dopiero rozkręcała. Za chwilę cała kamienica będzie wszystko słyszeć, musiałem jakoś ja uspokoić.
- Ja tylko uratowałem Ci życie…
- Ale moich bliskich to już nie mogłeś uratować? Przecież stałeś tam i patrzyłeś, to stąd pamiętam twoją twarz! – tupnęła gniewnie - Jak mogłeś? – łzy płynęły jej po policzkach.
- Nie miałem na to wpływu! – zaprotestowałem ostro.
- Nie?! To czemu nie zareagowałeś? Dlaczego? Dlaczego mi nie pomogłeś?!
- Nie wolno mi było – kręciłem głową. - Takie są procedury, ponadto dopiero się przyuczałem.
- A dzisiaj to co? Nie było już procedur?! – głos zaczął jej się załamywać.
- Zapomniałem się… Nie powinienem był… - zwiesiłem głowę.
- Wynoś się! – uderzyła mnie pięścią w tors. - Wynoś i nigdy nie wracaj! Nie chcę cię widzieć, znać… Och dlaczego to musiałeś być ty… - rozpłakała się i uciekła do kuchni.
Nie mogłem jej za to winić – miała oczywiście rację. Jak tylko znikła mi sprzed oczu zdematerializowałem się, poprosiłem Jerzego żeby miał na nią oko i udałem się do mojego szefa. Na pewno czekała na mnie bura, i oczywiście kara za występek. Nie będzie to najłatwiejsza rozmowa, ale nie miałem wyjścia. Widziałem tylko oddalające się perspektywy wypoczynku i awansu… I czułem dziwny ból w sercu, bardzo dawno go nie czułem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz