*
Plątałem
się po korytarzach, nie mogąc nigdzie znaleźć miejsca.
Przeniosłem się zatem do mojej kamienicy, żeby sprawdzić co
słychać u Hanki. Zastałem tam jednak Dettę i nie chciałem im
przeszkadzać. – Wiem, zajrzę do Klejnocika, powinniśmy chyba
pogadać o tej legendzie i tak dalej – pomyślałem. Wsunąłem się
do mieszkania lekko onieśmielony. Mimo tego, że podjąłem jakieś
wysiłki mające na celu unieszkodliwienie klątwy, głupio mi było
przychodzić z pustymi rękami. No i kocur wyglądał groźnie.
Gorzej to już chyba nie będzie – pomyślałem i wszedłem do
środka.
Kot
rozpierał się na kanapie, dyskretnie obserwując ptaki za oknem.
Zauważył mnie od razu, lecz ja nigdzie nie widziałem jego
właściciela.
-
Czego tu? – Klejnocik nie był zbyt przyjaźnie nastawiony.
-
Przyszedłem pogadać, jestem w podłym nastroju, nic mi nie
wychodzi...
-
I co? Mam cię wesprzeć moralnie? – prychnął z pogardą.
-
Chociaż wysłuchaj. Próbowałem rozwiązać sprawę twojego pana,
naprawdę próbowałem. Wypłynąłem jednak na mętne wody: wersje
legendy, które znalazłem mocno się od siebie różnią. Zbieżna
jest tylko opowieść o dwóch duszach, które mają wspólną
pokutę. Czy są bratnimi czy nie to ja nie wiem, ten fragment
również nie jest jasny. Tak czy siak ta druga dusza mieszka piętro
wyżej, to Eleonora. Nie wiem jednak jak im pomóc. I wiem, że czas
ucieka, wiem jak bardzo jest ważny, a do tego jeszcze zakochałem
się w mojej podopiecznej, czuję się z tym podle, bo ją oszukałem
i nic nie rozumiałem...
-
Czujesz się podle, bo się zakochałeś? – kot nie nadążał za
moim tokiem myślenia.
-
Nie, czuję się podle, bo ją oszukałem, zawiodłem, zraniłem.
Ogólnie jest mi źle.
-
Aha – mruknął. - I oczywiście jako Anioł nie wolno ci się w
niej kochać, czyż nie?
-
No właśnie. A do tego muszę zakończyć tą sprawę, no i jeszcze
w ramach pokuty dostałem zadanie specjalne – uszczęśliwienie
mieszkańców tej kamienicy. Ale jak do diaska mam to zrobić, skoro
dwoje z tych ludzi to udręczone dusze pokutujące od kilku wieków!!
I do tego zakończenie sprawy nie jest w mojej mocy!
-
Może tak, może nie – odparł tajemniczo kot. – Jesteś teraz
oficjalnym Opiekunem Zygmunta?
-
Nie jestem pewien.
-
Ale stoisz w hierarchii wyżej niż ten, co się tym do tej pory
zajmował?
-
Tak, to na pewno.
-
Więc w jakiś sposób jesteś jego przełożonym, nie?
-
No, można to tak ująć – odparłem.
-
To masz moc zdjęcia tego przekleństwa, przynajmniej z Zygmunta, tu
się dopełniła wola czarownicy.
-
Powiedz mi jedną rzecz, tak po koleżeńsku, czy to nie ty
przypadkiem jesteś tą czarownicą? – wymsknęło mi się
nurtujące mnie od dawna pytanie.
-
A co cię to tak interesuje? – warknął.
-
Bo ja mam swoją teorię. Że ta klątwa musi skończyć się w
określonym czasie, aby dusza czarownicy też zakończyła pokutę.
-
A ty myślisz, że za co ja tak cierpię? – prychnął kot prężąc
się i wyginając – Do czyśćca udało mi się dostać wcześniej,
gdyż na stosie żałowałam swoich czynów i prosiłam o złagodzenie
kary, prosiłam o tą cholerną pokutę. I dzięki łaskawości
jednego z twoich powinowatych siedzę w skórze kota ponad tysiąc
lat. Umierałam setki razy! Ileż można to wytrzymać! Są pewne
granice, nawet przy pokucie!
-
Wydaje mi się, że bluźnisz – powiedziałem sucho.
-
No to niech ci się tylko wydaje – fuknął kot-czarownica. –
Zabierz się lepiej do roboty, zamiast smęcić o tym jaki jesteś
biedny i zrozpaczony!
Poczułem
się urażony. – Niby jak mam ci pomóc?
-
Nie uczyli cię nigdy takich procedur?
-
Nie, nie zdarzyło mi się zdejmować klątwy.
-
Ależ nie musisz jej zdejmować, po prostu potwierdź, że została
dopełniona.
-
W Księgach Przeznaczenia? – domyśliłem się.
-
No proszę, potrafisz czasami coś wycisnąć z tej zakutej i tępej
pały, którą nosisz na ramionach.
-
Wiesz, intryguje mnie medalion Zygmunta …
-
Tak? Nie wiem o czym mówisz.
-
Moim zdaniem wiesz bardzo dobrze. To on łagodzi ból i przerywa
cierpienia staruszka w każdą niedzielę.
-
Powiedzmy, że to taki prezencik – odparł z przekąsem Klejnocik -
Nie skazywałam go na wielokrotne cierpienia, raz mnie
satysfakcjonował.
-
A czemu w ogóle ich przeklęłaś?
-
Sami się o to prosili! Trzeba było nie kłamać i nie kombinować.
Ale książątko miało inny pomysł na życie i uznało, że
czarownicy nie trzeba mówić wszystkiego. I teraz ma za swoje –
syknął kot, wyglądał na mocno zirytowanego. Postanowiłem więc
nie ciągnąć tematu, może kiedyś opowie mi swoją historię.
-
A Eleonora? – zmieniłem temat
-
Musi odnaleźć to, co zamknęła w najdalszych komórkach pamięci,
i wytrzymać ból jaki się z tym wiąże. Wtedy będzie wolna. I
masz to wpisać do jej księgi, nie wiem jakie wpisy istnieją tam
teraz.
-
W porządku, to zabieram się za kolejne zadanie. – powiedziałem i
pożegnałem się grzecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz