Chwilę
później byłem już w swoim gabinecie, lekko ożywiony.
Przynajmniej na moment zapomniałem o Hance, co w obecnej sytuacji
było dla mnie bardzo wskazane.
-
O, szefie, już pan jest? – zdziwił się Jerzy.
-
Cały czas tu siedziałeś? – było to wybitnie nie naturalne.
-
Mhm – mruknął - Detta mi kazała. Nazwała też półgłówkiem i
męskim szowinistą, a ja nie bardzo wiem co to znaczy...
-
Mnie się nie pytaj, ja się nie znam na slangu ludzi, a co dopiero
młodzieży. Przecież to ty miałeś zawsze takie informacje.
-
Tak, ale tego słowa nie znam.
-
Bo jesteś ciemniakiem! – powiedziała Detta wkraczając do pokoju.
– Zerowe poszanowanie dla czyjegoś zranionego serca!
-
O czym ty mówisz? – zdziwiłem się.
-
Jak rozumiem nie wspomniał o swojej niefortunnej wyprawie do Hanki?
-
Nie, nie dokładnie – odparłem przeciągając sylaby. Patrzyłem
na lekko zaczerwienionego pomocnika z niepokojem. – To kiedy tam
byłeś?
-
Jak tylko poszedłeś do przełożonego szefie. Chciałem dobrze,
naprawdę. A ta baba kazała mi się wynosić do stu diabłów.
-
Miałeś nieodpowiednią taktykę – powiedziała Detta. – Ja
przynajmniej osiągnęłam cel – uśmiechnęła się. – Możesz
iść do Hanki, szefie, ale jutro. Ona wszystko zrozumie,
opowiedziałam jej też o pozostałych naszych poczynaniach.
Pomijając niektóre szczegóły, oczywiście – jak zwykle
uprzedziła moje pytanie.
-
Oj, dzieciaki – westchnąłem – Dzięki za pomoc, jesteście
naprawdę kochani.
-
Tylko bez rozklejania się szefie. – Jerzy poklepał mnie po
ramieniu. - Był tu posłaniec, zostawił pismo od pana Tobiasza.
-
Czytaj.
-
Ja?
-
Tak, mi się ręce trzęsą.
„Gabrielu,
Wraz
z Radą przeanalizowaliśmy informacje, które wraz ze swoimi
pomocnikami przekazałeś na ostatnim spotkaniu. Jako, że całkiem
niedawno mieliśmy kłopoty z Damielem, pasujące nieco do
opisywanych przez Ciebie wydarzeń, postanowiliśmy ponownie
przyjrzeć się jego sprawie i dokładnie sprawdzić jego działania
i otoczenie. W gabinecie tego osobnika znaleźliśmy przejście do
innego wymiaru, gdzie między innymi ukryta była Księga
Przeznaczenia Zygmunta, została ona zwrócona do Sali Przeznaczeń.
Powinno Ci to ułatwić dalsze działania. Biorąc jednak pod uwagę,
że ostatnio miało miejsce kilka przykrych incydentów, w które
zamieszany był również Damiel, uznaliśmy, że należy podjąć
bardziej oficjalne kroki …”
-
Jerzy, błagam, przejdź do sedna. On lubuje się w formalnych
pismach i będzie ględził o niczym przez kolejne dziesięć stron.
-
No tyle to tutaj nie ma szefie – westchnął Jerzy. – Ale niech
będzie. W dużym skrócie sprawa Zygmunta została uznana za jedną
z ważniejszych, ale nie bardzo wiedzą co zrobić, więc
oddelegowali ją tobie.
-
No chyba żartujesz? – parsknąłem.
-
Dlaczego szefie? – dla Detty nie było to dziwne.
-
Skoro oni nie znają rozwiązania, to jak ja mam je znać? –
podrapałem się po brodzie. - Chyba, że zadziała metoda kota.
Moi
podopieczni mieli nieco głupawe miny, opowiedziałem im zatem o moim
spotkaniu z Klejnocikiem czy raczej czarownicą i jej-jego radach.
-
To powinno zadziałać, zwłaszcza, że mamy pozwolenie – Detta nie
miała wątpliwości.
-
Zgadzam się, dlatego teraz pójdziemy do przełożonego i poprosimy
o oficjalne pismo. Nie chciałbym się tam zakradać.
Jak
powiedzieliśmy tak zrobiliśmy. Oficjalny glejt uprawniający mnie
do poruszania się po wszystkich archiwach w celu zakończenia pokuty
Zygmunta i Eleonory już na mnie czekał. Zeszliśmy do najniższej
sali, w której znajdowały się Księgi Przeznaczenia.
Bernardetta
przywołała księgi po imieniu, zarówno Zygmunta jak i Eleonory.
Złotym piórem naniosłem nowy wpis do każdej z ksiąg dbając, aby
nie pomylić treści. Poza tym w księdze Zygmunta musiałem
wykreślić i wymazać wszystkie fałszywe wersje wypisywane
wcześniej.
-
Teraz już wszystko powinno być w porządku – szepnąłem.
-
Mhm – odparł Jerzy. – To przenosimy się do Eleonory?
-
Tak, i nie tylko do niej. Muszę się zająć wszystkimi mieszkańcami
tej kamienicy, zajęcia starczy nam na dłużej. Chyba, że nie
chcecie już ze mną pracować? – spytałem zatroskany.
-
No wie pan co szefie, nie spodziewałam się takiego pytania. –
Detta była urażona.
-
To bardzo głupie pytanie, skąd ci przyszło do głowy, że możemy
zrezygnować, szefie? – Jerzy był podobnego zdania.
Ucieszyło
mnie to niezmiernie, naprawdę zgraliśmy się jako zespół i
radziliśmy sobie coraz lepiej. Nie chciałem tego tracić.
-
Świetnie, to przenosimy się do kamienicy, na dach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz