poniedziałek, 23 lutego 2015

AZ Rozdział Czterdziesty Czwarty

Dziewczyna właśnie wracała z próby tanecznej. Przeszła już z trzeciej obsady do drugiej, i za wszelką cenę chciała wypaść jak najlepiej. Jeśli nie ćwiczyła z resztą grupy, to trenowała w domu. Jeden pokój przerobiła na salę do tańca i ćwiczeń – dwie ściany były całe w lustrach, wzdłuż nich biegły barierki. Centralne miejsce zajmował sprzęt muzyczny.
Zaparkowała przed domem, tanecznych krokiem weszła po schodach. Przekręciła klucz w zamku i weszła do środka. Zostawiła rzeczy w przedpokoju, wzięła z kuchni butelkę wody i usiadła w fotelu przy kominku. Postanowiłem się ujawnić.

- Witaj Haniu – zacząłem.
- Cześć Gabrielu, dawno cię nie widziałam – odparła, reagowała już całkiem normalnie.
- Mieliśmy dużo zajęć, potem trzeba było się zregenerować. Obudziłem się dopiero dzisiaj...
- Rozumiem. Ja też dużo ćwiczę, dostałam solową partię, wiesz? Druga obsada to już coś, przynajmniej dla mnie.
- To fantastycznie! – zawołałem. Po chwili westchnąłem i zacząłem kwestię, w której przyszedłem. – Chciałem cię przeprosić. Nie powinienem cię oszukiwać, wszystko wyszło tak nagle.
- Rozumiem, naprawdę – kiwnęła smutno głową. - Detta mi wszystko opowiedziała. Jesteś wspaniałym Aniołem, to dzięki tobie babcia Eleonora żyje.
- Babcia? – zdziwiłem się.
- Tak się kazała nazywać. Jest już w domu, uzgodnili z panem Zygmuntem, że zamieszkają razem, a jego mieszkanie zajmie Janek.
- O, to bardzo dobrze, może nabierze więcej pewności siebie.
Hanka przekrzywiła lekko głowę i popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem.
- Och, nie powinienem tego mówić. Jest chorobliwie nieśmiały, przynajmniej tak opowiadał Jerzy, i ma problemy z odnalezieniem się w życiu. Właściwie to wie, czego chce, ale się boi. Podobno mój pomocnik już coś wymyślił, ale ja się tego nieco obawiam.
- Ten chudy i wysoki?
- Mhm. A widziałaś innych?
- No w sumie tak. I dobrze zrobiłeś, że nie ujawniłeś się jako Anioł. Wiesz, wtedy, gdy przyszedłeś po raz pierwszy. Nienawidziłam was z całą siłą jaka we mnie pozostała. Dlatego przepędzałam wszystkich Opiekunów – dodała lekko rozbawiona.
- Cóż faktycznie, przewinęła się ich niezła ilość, ja sam rozmawiałem z ponad dziesięcioma, lecz żaden nie chciał się przyznać jak to się stało, że musieli zostać zmienieni.
- Nie wytrzymywali psychicznie – prychnęła z pogardą. – Wystarczyło się nieco podroczyć, albo opowiadać sprośne historyjki i już uciekali.
- Ładny z ciebie gagatek – uśmiechnąłem się pod nosem. - A tak na marginesie, znalazłaś już kogoś?
- Masz na myśli ukochanego? – w jej uśmiechu widziałem leciutki żal. – Tak, zrozumiałam, że uczucie do ciebie to tylko platoniczne zadurzenie samotnej dziewczyny. Pamiętasz tego weterynarza, u którego byłam z Mruczusiem?
Kiwnąłem głową, nie chciałem jej przerywać.
- Zaprzyjaźniliśmy się, może wyjdzie z tego coś więcej.
- To dobrze, że sobie radzisz. A gdzie jest Mruczuś?
- Ojej, pewnie zamknęłam go na balkonie! – krzyknęła i pobiegła do drugiego pokoju. Po chwili wróciła z lekko napuszonym kociakiem w rękach. – Bardzo lubi wychodzić na balkon – mówiła głaszcząc go po sterczącej sierści – a ja czasem zapominam, że go wypuszczałam.
Mruczuś popatrzył na mnie spod oka.
- Wszystko w porządku? – spytałem uprzejmie kota.
- Jako tako. – odparł. – Ona miewa czasami dziwne pomysły, ale nie jest tak źle. Skoro wie, że jesteś Aniołem, to może wytłumaczyłbyś jej, że nie trzeba mnie przykrywać na noc, że nienawidzę tej papki z ryżem, i nie trzeba mi czyścić uszu? Bardzo cię proszę, to przekracza granice mojej cierpliwości.
Nie mogłem pohamować śmiechu, jednak żeby nie ośmieszać kota zamarkowałem kaszel, dość długi atak kaszlu. Rozbawiony zwróciłem się do dziewczyny: - Haniu, pewnie cię zaskoczę, ale twój kot prosił o przekazanie wiadomości...
- Rozmawiasz z kotami? – zdziwiła się.
- Mhm. Mruczuś prosi o trzy rzeczy: nie przykrywaj go na noc kocem, nie dawaj ryżowej papki i nie czyść mu uszu – wiedziałem, że w moim głosie słychać było śmiech, ale naprawdę nie mogłem się opanować.
- Aż tak mu to przeszkadza? – roześmiała się dziewczyna.
- No wiesz, jest młodą duszą, niewiele jeszcze przeszedł. Co innego Klejnocik – odparłem.
- Klejnocik odszedł – moja podopieczna miała znowu smętną minę. – Pan Zygmunt, czyli dziadek bardzo się martwił, ale potem stwierdził, że tak będzie lepiej.
- Zatem dusza czarownicy zyskała odpuszczenie grzechów – mruknąłem do siebie. – A co u nich?
- Wszystko dobrze, wczoraj byli w schronisku i wzięli następnego kota, też nie najmłodszego, ale bardzo przytulaśnego. Wiesz, pokochałam ich, tak naprawdę. Mam teraz namiastkę rodziny.
- Bardzo się cieszę. Nie wiem czy będę jeszcze tu zaglądał. Moja misja jest prawie zakończona, zostało mi już niewiele pracy, potem mam zostać przeniesiony.
Hanka patrzyła na mnie smutnym wzrokiem, w palcach gniotła jakąś maskotkę. – Czyli więcej cię nie zobaczę? – wyszeptała.
- Tego nie byłbym taki pewien – odparłem. – Chętnie czasem do ciebie zajrzę, jednak nie będzie to tak regularnie jak dawniej.
- Ale chyba przyjdziesz na premierę, prawda?
- A chciałabyś?
- Bardzo! I mógłbyś zabrać swoich pomocników, posadziłabym was w pierwszym rzędzie... – pogrążyła się w marzeniach.
Rozumiałem ją – nie miała prawie nikogo bliskiego, nasza obecność znaczyłaby dla niej bardzo wiele. Nie wiedziałem jednak co na to mój przełożony. Teoretycznie powinien się zgodzić, ale będę musiał to sprawdzić.
- Powinno się udać, daj znać jak będziesz znała datę i wszystkie szczegóły.
- Mam zadzwonić? Nie wiem czy ten telefon jeszcze będzie działał...
- Wystarczy, że wezwiesz mnie myślami. Telefon to dla mnie tylko taki gadżet.
- Bardzo się cieszę, po premierze będzie bankiet, nie wiem czy Andrzej będzie mógł przyjść, może byś go poznał. Och jestem taka szczęśliwa i smutna jednocześnie – zawołała i rzuciła się na łóżko. – Nie mogę cię dotknąć, prawda? – w jej oczach odbijał się smutek, smutek duszy, która traciła przyjaciela.
- Nie, jestem teraz niematerialny, i nie wolno mi przybierać ludzkiej postaci. Poproszę o zgodę na twój występ, razem z dzieciakami.
- Ale pozostaniemy przyjaciółmi, prawda?
- Pewnie, że tak, moja mała. Nigdy o tobie nie zapomnę, zawsze będziesz gdzieś w kąciku mojego serca.
- A ty w moim – w jej oczach zakręciły się łzy. – Idź już, nie chcę, żebyś zapamiętał mnie ze łzami w oczach. Podeszła do kota i wzięła go na ręce. Zanurzyła nos w jego mięciutkim futerku. – Do zobaczenia Gabrielu, jesteś naprawdę fantastycznym Opiekunem – wyszeptała.
- Bywaj przyjaciółko, niech ci się wiedzie w życiu – odparłem i przeniosłem się do gabinetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz