Dziewczyna
właśnie wracała z próby tanecznej. Przeszła już z trzeciej
obsady do drugiej, i za wszelką cenę chciała wypaść jak
najlepiej. Jeśli nie ćwiczyła z resztą grupy, to trenowała w
domu. Jeden pokój przerobiła na salę do tańca i ćwiczeń –
dwie ściany były całe w lustrach, wzdłuż nich biegły barierki.
Centralne miejsce zajmował sprzęt muzyczny.
Zaparkowała
przed domem, tanecznych krokiem weszła po schodach. Przekręciła
klucz w zamku i weszła do środka. Zostawiła rzeczy w przedpokoju,
wzięła z kuchni butelkę wody i usiadła w fotelu przy kominku.
Postanowiłem się ujawnić.
-
Witaj Haniu – zacząłem.
-
Cześć Gabrielu, dawno cię nie widziałam – odparła, reagowała
już całkiem normalnie.
-
Mieliśmy dużo zajęć, potem trzeba było się zregenerować.
Obudziłem się dopiero dzisiaj...
-
Rozumiem. Ja też dużo ćwiczę, dostałam solową partię, wiesz?
Druga obsada to już coś, przynajmniej dla mnie.
-
To fantastycznie! – zawołałem. Po chwili westchnąłem i zacząłem
kwestię, w której przyszedłem. – Chciałem cię przeprosić. Nie
powinienem cię oszukiwać, wszystko wyszło tak nagle.
-
Rozumiem, naprawdę – kiwnęła smutno głową. - Detta mi wszystko
opowiedziała. Jesteś wspaniałym Aniołem, to dzięki tobie babcia
Eleonora żyje.
-
Babcia? – zdziwiłem się.
-
Tak się kazała nazywać. Jest już w domu, uzgodnili z panem
Zygmuntem, że zamieszkają razem, a jego mieszkanie zajmie Janek.
-
O, to bardzo dobrze, może nabierze więcej pewności siebie.
Hanka
przekrzywiła lekko głowę i popatrzyła na mnie pytającym
wzrokiem.
-
Och, nie powinienem tego mówić. Jest chorobliwie nieśmiały,
przynajmniej tak opowiadał Jerzy, i ma problemy z odnalezieniem się
w życiu. Właściwie to wie, czego chce, ale się boi. Podobno mój
pomocnik już coś wymyślił, ale ja się tego nieco obawiam.
-
Ten chudy i wysoki?
-
Mhm. A widziałaś innych?
-
No w sumie tak. I dobrze zrobiłeś, że nie ujawniłeś się jako
Anioł. Wiesz, wtedy, gdy przyszedłeś po raz pierwszy.
Nienawidziłam was z całą siłą jaka we mnie pozostała. Dlatego
przepędzałam wszystkich Opiekunów – dodała lekko rozbawiona.
-
Cóż faktycznie, przewinęła się ich niezła ilość, ja sam
rozmawiałem z ponad dziesięcioma, lecz żaden nie chciał się
przyznać jak to się stało, że musieli zostać zmienieni.
-
Nie wytrzymywali psychicznie – prychnęła z pogardą. –
Wystarczyło się nieco podroczyć, albo opowiadać sprośne
historyjki i już uciekali.
-
Ładny z ciebie gagatek – uśmiechnąłem się pod nosem. - A tak
na marginesie, znalazłaś już kogoś?
-
Masz na myśli ukochanego? – w jej uśmiechu widziałem leciutki
żal. – Tak, zrozumiałam, że uczucie do ciebie to tylko
platoniczne zadurzenie samotnej dziewczyny. Pamiętasz tego
weterynarza, u którego byłam z Mruczusiem?
Kiwnąłem
głową, nie chciałem jej przerywać.
-
Zaprzyjaźniliśmy się, może wyjdzie z tego coś więcej.
-
To dobrze, że sobie radzisz. A gdzie jest Mruczuś?
-
Ojej, pewnie zamknęłam go na balkonie! – krzyknęła i pobiegła
do drugiego pokoju. Po chwili wróciła z lekko napuszonym kociakiem
w rękach. – Bardzo lubi wychodzić na balkon – mówiła
głaszcząc go po sterczącej sierści – a ja czasem zapominam, że
go wypuszczałam.
Mruczuś
popatrzył na mnie spod oka.
-
Wszystko w porządku? – spytałem uprzejmie kota.
-
Jako tako. – odparł. – Ona miewa czasami dziwne pomysły, ale
nie jest tak źle. Skoro wie, że jesteś Aniołem, to może
wytłumaczyłbyś jej, że nie trzeba mnie przykrywać na noc, że
nienawidzę tej papki z ryżem, i nie trzeba mi czyścić uszu?
Bardzo cię proszę, to przekracza granice mojej cierpliwości.
Nie
mogłem pohamować śmiechu, jednak żeby nie ośmieszać kota
zamarkowałem kaszel, dość długi atak kaszlu. Rozbawiony zwróciłem
się do dziewczyny: - Haniu, pewnie cię zaskoczę, ale twój kot
prosił o przekazanie wiadomości...
-
Rozmawiasz z kotami? – zdziwiła się.
-
Mhm. Mruczuś prosi o trzy rzeczy: nie przykrywaj go na noc kocem,
nie dawaj ryżowej papki i nie czyść mu uszu – wiedziałem, że w
moim głosie słychać było śmiech, ale naprawdę nie mogłem się
opanować.
-
Aż tak mu to przeszkadza? – roześmiała się dziewczyna.
-
No wiesz, jest młodą duszą, niewiele jeszcze przeszedł. Co innego
Klejnocik – odparłem.
-
Klejnocik odszedł – moja podopieczna miała znowu smętną minę.
– Pan Zygmunt, czyli dziadek bardzo się martwił, ale potem
stwierdził, że tak będzie lepiej.
-
Zatem dusza czarownicy zyskała odpuszczenie grzechów – mruknąłem
do siebie. – A co u nich?
-
Wszystko dobrze, wczoraj byli w schronisku i wzięli następnego
kota, też nie najmłodszego, ale bardzo przytulaśnego. Wiesz,
pokochałam ich, tak naprawdę. Mam teraz namiastkę rodziny.
-
Bardzo się cieszę. Nie wiem czy będę jeszcze tu zaglądał. Moja
misja jest prawie zakończona, zostało mi już niewiele pracy, potem
mam zostać przeniesiony.
Hanka
patrzyła na mnie smutnym wzrokiem, w palcach gniotła jakąś
maskotkę. – Czyli więcej cię nie zobaczę? – wyszeptała.
-
Tego nie byłbym taki pewien – odparłem. – Chętnie czasem do
ciebie zajrzę, jednak nie będzie to tak regularnie jak dawniej.
-
Ale chyba przyjdziesz na premierę, prawda?
-
A chciałabyś?
-
Bardzo! I mógłbyś zabrać swoich pomocników, posadziłabym was w
pierwszym rzędzie... – pogrążyła się w marzeniach.
Rozumiałem
ją – nie miała prawie nikogo bliskiego, nasza obecność
znaczyłaby dla niej bardzo wiele. Nie wiedziałem jednak co na to
mój przełożony. Teoretycznie powinien się zgodzić, ale będę
musiał to sprawdzić.
-
Powinno się udać, daj znać jak będziesz znała datę i wszystkie
szczegóły.
-
Mam zadzwonić? Nie wiem czy ten telefon jeszcze będzie działał...
-
Wystarczy, że wezwiesz mnie myślami. Telefon to dla mnie tylko taki
gadżet.
-
Bardzo się cieszę, po premierze będzie bankiet, nie wiem czy
Andrzej będzie mógł przyjść, może byś go poznał. Och jestem
taka szczęśliwa i smutna jednocześnie – zawołała i rzuciła
się na łóżko. – Nie mogę cię dotknąć, prawda? – w jej
oczach odbijał się smutek, smutek duszy, która traciła
przyjaciela.
-
Nie, jestem teraz niematerialny, i nie wolno mi przybierać ludzkiej
postaci. Poproszę o zgodę na twój występ, razem z dzieciakami.
-
Ale pozostaniemy przyjaciółmi, prawda?
-
Pewnie, że tak, moja mała. Nigdy o tobie nie zapomnę, zawsze
będziesz gdzieś w kąciku mojego serca.
-
A ty w moim – w jej oczach zakręciły się łzy. – Idź już,
nie chcę, żebyś zapamiętał mnie ze łzami w oczach. Podeszła do
kota i wzięła go na ręce. Zanurzyła nos w jego mięciutkim
futerku. – Do zobaczenia Gabrielu, jesteś naprawdę fantastycznym
Opiekunem – wyszeptała.
-
Bywaj przyjaciółko, niech ci się wiedzie w życiu – odparłem i
przeniosłem się do gabinetu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz