poniedziałek, 16 lutego 2015

AZ Rozdział Czterdziesty Pierwszy

Mając nadzieję, że zastanie ją w domu zbiegł po schodach i załomotał do drzwi.
- Kto tam? – usłyszał lękliwy głos
- To ja, Janek, student z drugiego piętra. Zasłabła moja sąsiadka, a ja nie wiem co robić...
Hanka otworzyła drzwi – Jak to? Co jej się stało?
- Nie wiem, jak wszedłem, bo miałem zapasowe klucze, to znalazłem ją na podłodze, w kałuży krwi. Musiała się uderzyć w głowę przy upadku.
- Choć, musimy jej pomóc – Hanka nie traciła czasu na rozmowę. Zamknęła drzwi na klucz, pociągnęła chłopaka na górę i wpadła do mieszkania. Zatrzymała się jak wryta na mój widok, na jej twarzy pojawił się dziwny wyraz, jednak po chwili zniknął. Uśmiechnąłem się leciutko i pozwoliłem jej działać. Jan nic szczególnego nie zauważył.
Podeszła do Eleonory i sprawdziła jej puls, był słabiutki, jednak stały. Zauważyła leżący obok wycinek z gazety i spojrzała na mnie.
- Czy tak musiało być? – zapytała w myślach.
- To jedyny sposób, aby zniwelować przekleństwo – odparłem. – Musi być silna, inaczej wszystko na próżno.
- Wszystko w jej rękach?
- Robię co mogę, jednak mam ograniczone pole działania. Ostateczna decyzja należy do niej, zawsze tak jest.
- Janek! Wezwij karetkę, podejrzewam wstrząs mózgu, ma obrażenia czaszki i mocny krwotok. Dodatkowo przeżyła szok, potrzebna będzie specjalistyczna opieka – wydawała polecenia opanowanym głosem, jednocześnie ściskając dłoń kobiety. Z własnego doświadczenia wiedziała jak wiele to znaczy
- Zrób co możesz – wyszeptała w moją stronę. – Nie pozwól jej przejść na drugą stronę.
- Dobrze... ale musicie się śpieszyć! Mamy mało czasu.
Kiwnęła głową masując dłonie staruszki, szepcząc jej słowa otuchy.

Wkrótce przyjechała karetka i zabrała całą trójkę na pogotowie. Eleonorę opatrzono, jej obrażenia nie były groźne, lecz nadal nie wracała do przytomności. Musiałem zaryzykować i przedostać się do jej myśli, aby przywrócić jej chęć do życia. A to nie było łatwe.

**
Znajdowałem się we śnie Eleonory, a właściwie w strzępkach snów. Panował tu nieokreślony chaos – zlepki marzeń sennych przeplatały się ze wspomnieniami z lat dziecinnych, młodzieńczych i tych z ostatnich wydarzeń, najświeższych. Jednak wspomnienia feralnego narzeczonego tu nie znalazłem, przeniosłem zatem moje myśli do jej pamięci. Musiałem wyciągnąć te wspomnienia, odrzeć je ze złudzeń i oczekiwań nastoletniej panienki i przedstawić „sauté” dorosłej już kobiecie.
Zagłębiałem się coraz dalej i dalej, przebijając się przez pokłady różnorakich wspomnień. Łatwego życia to ta kobieta nie miała; bardzo mocno przeżyła wojnę, znalazła się nawet w konwoju podążającym do obozu koncentracyjnego, na szczęście chwilę później ziemie te zostały wyzwolone. W okresie powojennym nie potrafiła przystosować się do nowej rzeczywistości, tak odmiennej od znanego jej wcześniej świata. Wtedy pomagała jej rodzina i czyniła to aż do emigracji.
Próbowałem sięgnąć głębiej, do najniższych pokładów wspomnień, lecz ciągle widziałem obrazy wojny – strzelaninę, bombardowania, łapanki, obawę przed tym, co przyniesie nowy dzień. Tak jakby tymi obrazami chciała zastąpić to jedno jedyne wspomnienie, najczarniejsze z czarnych. Przelałem na nią falę ciepła i miłości, niemo prosiłem o zaufanie, obiecałem pomóc. Długo ją przekonywałem, nie chciała wracać do tamtych wydarzeń, to było zbyt bolesne. Jednak udało się – w ciemnościach błysnął klucz – stary, wykonany chyba z brązu, z pięknymi zdobieniami. Ująłem go w dłoń i ujrzałem postać mężczyzny otoczonego jak kokon kilkoma warstwami iluzji, marzeń i oczekiwań Eleonory. Zdejmowałem je jedna po drugiej, tak delikatnie jak to było możliwe, a przy każdym odsłonięciu słyszałem westchnienie i szloch. Zdjąłem ostatnią warstwę – przede mną stał zgorzkniały i samotny wdowiec, cynik i egoista, którego jedynym pragnieniem było zniszczenie całego świata, nie zależało mu szczególnie na tym, w czyim imieniu działa. Nic poza tym go nie interesowało, nawet młodziutka dziewczyna, która obdarzyła go pierwszym i czystym uczuciem. Chciał ją mieć jako piękny przedmiot, nic więcej.
- On nie był ciebie wart – wyszeptałem w przestrzeń. W odpowiedzi usłyszałem cichy płacz i pełne tęsknoty westchnienia. Eleonora opłakiwała utracone marzenia, żałowała tych wszystkich lat, które poświęciła pamięci takiego nikczemnika.
- Twoje życie jeszcze się nie skończyło – przemawiałem dalej – Przed tobą jeszcze lata życia, które możesz spędzić z bliskimi ci osobami.
- A co z moją bliźniaczą duszą? – szepnęła.
- Jej wcielenie mieszka w tej samej kamienicy, to Zygmunt Chwerowski. Uwolniliście się już od przekleństwa, pora abyście zaczęli cieszyć się sobą.
- Czy możemy? Czy wreszcie zły los się odwrócił?
- Chodź! Wróć ze mną do świata żywych – wyciągnąłem przed siebie dłoń czekając na odpowiedź. Po krótkiej chwili poczułem muśnięcie delikatne jak tchnienie wiatru. Pochwyciłem jej dłoń i podążyliśmy razem w stronę światła.

Eleonora budziła się z odrętwienia, niepewnie otworzyła oczy mrugając powiekami. Rozejrzała się wokół: po jednej stronie siedziała Hanka, cały czas ściskając jej dłoń, po przeciwnej leżał Janek, trzymając ją za drugą rękę, oboje drzemali. Uśmiechnęła się – To prawda, ma jeszcze życie przed sobą. Ma tych dwoje młodych ludzi, dla których może być babcią, dziewczyna wszak nie ma już nikogo. I jest jeszcze jej bratnia dusza, pan Zygmunt. Już się cieszyła na to spotkanie, musi jak najszybciej wrócić do zdrowia.

Uśmiechnąłem się słysząc jej myśli, przepełnione nadzieją i optymizmem. Wiedziałem, że Anioł Śmierci nie tak szybko zastuka do jej drzwi, albowiem Rada postanowiła zwrócić tej dwójce piętnaście lat, które stracili w zapętleniu klątwy.
- Dziękuję za danie mi szansy – szepnęła spoglądając w górę.
- To człowiek decyduje o swoim życiu, my tylko pomagamy, aby nie zbłądził na jego krętych ścieżkach – odparłem łagodnie w myślach. - Decyzja zawsze należy do was, ludzi.
- Cieszę się zatem, że nie pozwoliłeś mi zbłądzić – powiedziała i zapadła w zdrowy regenerujący sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz