Mając
nadzieję, że zastanie ją w domu zbiegł po schodach i załomotał
do drzwi.
-
Kto tam? – usłyszał lękliwy głos
-
To ja, Janek, student z drugiego piętra. Zasłabła moja sąsiadka,
a ja nie wiem co robić...
Hanka
otworzyła drzwi – Jak to? Co jej się stało?
-
Nie wiem, jak wszedłem, bo miałem zapasowe klucze, to znalazłem ją
na podłodze, w kałuży krwi. Musiała się uderzyć w głowę przy
upadku.
-
Choć, musimy jej pomóc – Hanka nie traciła czasu na rozmowę.
Zamknęła drzwi na klucz, pociągnęła chłopaka na górę i wpadła
do mieszkania. Zatrzymała się jak wryta na mój widok, na jej
twarzy pojawił się dziwny wyraz, jednak po chwili zniknął.
Uśmiechnąłem się leciutko i pozwoliłem jej działać. Jan nic
szczególnego nie zauważył.
Podeszła
do Eleonory i sprawdziła jej puls, był słabiutki, jednak stały.
Zauważyła leżący obok wycinek z gazety i spojrzała na mnie.
-
Czy tak musiało być? – zapytała w myślach.
-
To jedyny sposób, aby zniwelować przekleństwo – odparłem. –
Musi być silna, inaczej wszystko na próżno.
-
Wszystko w jej rękach?
-
Robię co mogę, jednak mam ograniczone pole działania. Ostateczna
decyzja należy do niej, zawsze tak jest.
-
Janek! Wezwij karetkę, podejrzewam wstrząs mózgu, ma obrażenia
czaszki i mocny krwotok. Dodatkowo przeżyła szok, potrzebna będzie
specjalistyczna opieka – wydawała polecenia opanowanym głosem,
jednocześnie ściskając dłoń kobiety. Z własnego doświadczenia
wiedziała jak wiele to znaczy
-
Zrób co możesz – wyszeptała w moją stronę. – Nie pozwól jej
przejść na drugą stronę.
-
Dobrze... ale musicie się śpieszyć! Mamy mało czasu.
Kiwnęła
głową masując dłonie staruszki, szepcząc jej słowa otuchy.
Wkrótce
przyjechała karetka i zabrała całą trójkę na pogotowie.
Eleonorę opatrzono, jej obrażenia nie były groźne, lecz nadal nie
wracała do przytomności. Musiałem zaryzykować i przedostać się
do jej myśli, aby przywrócić jej chęć do życia. A to nie było
łatwe.
**
Znajdowałem
się we śnie Eleonory, a właściwie w strzępkach snów. Panował
tu nieokreślony chaos – zlepki marzeń sennych przeplatały się
ze wspomnieniami z lat dziecinnych, młodzieńczych i tych z
ostatnich wydarzeń, najświeższych. Jednak wspomnienia feralnego
narzeczonego tu nie znalazłem, przeniosłem zatem moje myśli do jej
pamięci. Musiałem wyciągnąć te wspomnienia, odrzeć je ze
złudzeń i oczekiwań nastoletniej panienki i przedstawić „sauté”
dorosłej już kobiecie.
Zagłębiałem
się coraz dalej i dalej, przebijając się przez pokłady
różnorakich wspomnień. Łatwego życia to ta kobieta nie miała;
bardzo mocno przeżyła wojnę, znalazła się nawet w konwoju
podążającym do obozu koncentracyjnego, na szczęście chwilę
później ziemie te zostały wyzwolone. W okresie powojennym nie
potrafiła przystosować się do nowej rzeczywistości, tak odmiennej
od znanego jej wcześniej świata. Wtedy pomagała jej rodzina i
czyniła to aż do emigracji.
Próbowałem
sięgnąć głębiej, do najniższych pokładów wspomnień, lecz
ciągle widziałem obrazy wojny – strzelaninę, bombardowania,
łapanki, obawę przed tym, co przyniesie nowy dzień. Tak jakby tymi
obrazami chciała zastąpić to jedno jedyne wspomnienie,
najczarniejsze z czarnych. Przelałem na nią falę ciepła i
miłości, niemo prosiłem o zaufanie, obiecałem pomóc. Długo ją
przekonywałem, nie chciała wracać do tamtych wydarzeń, to było
zbyt bolesne. Jednak udało się – w ciemnościach błysnął klucz
– stary, wykonany chyba z brązu, z pięknymi zdobieniami. Ująłem
go w dłoń i ujrzałem postać mężczyzny otoczonego jak kokon
kilkoma warstwami iluzji, marzeń i oczekiwań Eleonory. Zdejmowałem
je jedna po drugiej, tak delikatnie jak to było możliwe, a przy
każdym odsłonięciu słyszałem westchnienie i szloch. Zdjąłem
ostatnią warstwę – przede mną stał zgorzkniały i samotny
wdowiec, cynik i egoista, którego jedynym pragnieniem było
zniszczenie całego świata, nie zależało mu szczególnie na tym, w
czyim imieniu działa. Nic poza tym go nie interesowało, nawet
młodziutka dziewczyna, która obdarzyła go pierwszym i czystym
uczuciem. Chciał ją mieć jako piękny przedmiot, nic więcej.
-
On nie był ciebie wart – wyszeptałem w przestrzeń. W odpowiedzi
usłyszałem cichy płacz i pełne tęsknoty westchnienia. Eleonora
opłakiwała utracone marzenia, żałowała tych wszystkich lat,
które poświęciła pamięci takiego nikczemnika.
-
Twoje życie jeszcze się nie skończyło – przemawiałem dalej –
Przed tobą jeszcze lata życia, które możesz spędzić z bliskimi
ci osobami.
-
A co z moją bliźniaczą duszą? – szepnęła.
-
Jej wcielenie mieszka w tej samej kamienicy, to Zygmunt Chwerowski.
Uwolniliście się już od przekleństwa, pora abyście zaczęli
cieszyć się sobą.
-
Czy możemy? Czy wreszcie zły los się odwrócił?
-
Chodź! Wróć ze mną do świata żywych – wyciągnąłem przed
siebie dłoń czekając na odpowiedź. Po krótkiej chwili poczułem
muśnięcie delikatne jak tchnienie wiatru. Pochwyciłem jej dłoń i
podążyliśmy razem w stronę światła.
Eleonora
budziła się z odrętwienia, niepewnie otworzyła oczy mrugając
powiekami. Rozejrzała się wokół: po jednej stronie siedziała
Hanka, cały czas ściskając jej dłoń, po przeciwnej leżał
Janek, trzymając ją za drugą rękę, oboje drzemali. Uśmiechnęła
się – To prawda, ma jeszcze życie przed sobą. Ma tych dwoje
młodych ludzi, dla których może być babcią, dziewczyna wszak nie
ma już nikogo. I jest jeszcze jej bratnia dusza, pan Zygmunt. Już
się cieszyła na to spotkanie, musi jak najszybciej wrócić do
zdrowia.
Uśmiechnąłem
się słysząc jej myśli, przepełnione nadzieją i optymizmem.
Wiedziałem, że Anioł Śmierci nie tak szybko zastuka do jej drzwi,
albowiem Rada postanowiła zwrócić tej dwójce piętnaście lat,
które stracili w zapętleniu klątwy.
-
Dziękuję za danie mi szansy – szepnęła spoglądając w górę.
-
To człowiek decyduje o swoim życiu, my tylko pomagamy, aby nie
zbłądził na jego krętych ścieżkach – odparłem łagodnie w
myślach. - Decyzja zawsze należy do was, ludzi.
-
Cieszę się zatem, że nie pozwoliłeś mi zbłądzić –
powiedziała i zapadła w zdrowy regenerujący sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz