sobota, 14 lutego 2015

AZ Rozdział Czterdziesty

*
Eleonora krzątała się w kuchni przygotowując dla siebie kolację – kanapkę z żółtym serem. Jadła ją codziennie, choć chyba nie zawsze o tym pamiętała. Wstawiła wodę na herbatę, przygotowała szklankę, lecz powodowana jakąś myślą sięgnęła trochę głębiej do szafki i wyjęła śliczną porcelanową filiżankę z chińskimi ornamentami w kolorach czerwieni i złota. Stanęła jak wryta wpatrując się w to małe dzieło sztuki szeroko otwartymi oczami, dotykając delikatnie opuszkami palców, jakby nie wierzyła, w to co widzi. W jej oczach błysnęły łzy, oczy wpatrywały się w dno, odtwarzając dawno zapomniane sceny...

Stała w salonie rodzinnego domu trzymając filiżankę za uszko.
- To jest prezent ślubny, dla was – powiedziała matka, gładząc ją po głowie.
- Jest piękny - odparła – Myślisz że spodoba się Stasiowi?
- Na pewno kochanie.
- Będziemy go używać tylko na specjalne okazje! Jest już krawcowa? – emocje targały jej twarzą.
- Tak, po to po ciebie przyszłam. Ma już suknię na pierwszą przymiarkę.
- To cudownie! Chodźmy mamo, ciekawa jestem jak wyszła!

Odbicie w lustrze, jej własne. Stoi w pięknej sukni z odważnym dekoltem, krótkimi rękawkami, ostatni krzyk mody z Paryża. Jej suknia ślubna. Dla narzeczonego, Stanisława. Radość i śmiech. Śmiali się często, mieli podobne poczucie humoru i tyle tematów do rozmów. Przynosił jej kwiaty, mnóstwo kwiatów, a ona je uwielbiała. Zwłaszcza róże, piękne, czerwone pąki, rozkwitające dopiero pod dotykiem promieni słonecznych. On często porównywał jej uśmiech do rozkwitającej róży. Była szczęśliwa.

Filiżanka spadła na podłogę i z trzaskiem rozbiła się na tysiąc kawałeczków. Wizja minęła, znów była w swoim malutkim mieszkaniu. Jednak niepokój pozostał, wspomnienia nagle odkryte obudziły chęć poznania prawdy. Podeszła do kredensu patrząc na niego uważnie. Przyklękła na podłodze i zaczęła wyjmować całą jego zawartość. Sztuka po sztuce układała je na dywanie. Gdy skończyła zdecydowanie sięgnęła do dna – popchnęła mocniej jedną ze ścianek, po drugiej stronie otworzyła się szufladka. Ręka drgnęła i niepewnie podążyła w jej stronę. Zawahała się jeszcze raz dotykając samej szufladki, jednak w jej oczach pojawiła się determinacja - wyjęła szufladę z całą zawartością. Postawiła ją na stole, jakby to co było w środku parzyło jej dłonie, starannie zamknęła schowek i ułożyła wcześniej wyjęte rzeczy. Gdy skończyła usiadła przy stoliku i zajrzała niepewnie do szuflady. Były tam niewielkie, elegancko zdobione puzderka, szczelnie zamknięte, kilka panieńskich drobiazgów jak koronkowa chusteczka do nosa z monogramem, zasuszony kwiat, lustereczko, które dostała od matki chrzestnej na szesnaste urodziny, oraz niewielki medalionik, wykonany ze srebra, piękny i elegancki. Według mnie był podejrzanie podobny do amuletu Zygmunta. Ten jednak miał otwierane wieczko, choć zamek z upływem lat zardzewiał i nie chciał zadziałać. Wzięła do ręki jedno z pudełeczek, otworzyła je i wyjęła skrawek gazety, na wpół już wyblakły, prawie nieczytelny. Wodziła palcem po napisach, jakby znała je na pamięć. Usta same powtarzały sylaby układając je w zdania.
Wycinek pochodził z pierwszego miesiąca od wybuchu drugiej wojny światowej. Tytuł jednego z artykułów głosił: „Zdrajcy narodu polskiego”, opisano tam działania agentów podszywających się pod obywateli polskich, którzy z zimną krwią mordowali niewinnych ludzi w służbie Rzeszy Niemieckiej. Jedno nazwisko było zakreślone czerwonym ołówkiem, jednak ona pamiętała je nazbyt wyraźnie – Stanisław Grymski, skazany za zdradę stanu, wyrok wykonano trzynastego września tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku. Na dzień przed jej ślubem.

Świat zawirował, przed oczami pojawiły się czarne plamy, Eleonora straciła przytomność.


- To musiał być zabójczy cios dla młodej panienki wychowanej troskliwie przez rodziców, pragnących chronić ją przed złem tego świata – pomyślałem. – Nic dziwnego, że zamknęła te wspomnienia najgłębiej jak się dało. Też bym tak postąpił. Zatem klątwa czarownicy działa, mój wpis do księgi również. Tylko jak ja mam jej pomóc bez ingerowania w ich życie i zakazie materializacji? – pytanie było istotne, pamiętałem ostrzeżenia kota, ona musi sobie poradzić z tym bólem, przezwyciężyć go.
- Jerzy! – wysłałem myśl do mojego podopiecznego; nie chciałem zostawiać staruszki samej.
- Tak szefie? Coś się stało?
- Czy Jan nie miał przyjść wieczorem po posiłek?
- Chyba tak. Pewnie zapomniał, całkowicie zagłębił się w najnowszej książce.
- Musi tu natychmiast przyjść i dostać się do środka. Ta kobieta zemdlała, a ja nie mogę jej pomóc.
- Zaczęło się?
- Tak, więc do dzieła!

Po kilku minutach usłyszałem charakterystyczny dzwonek do drzwi. Już go dzisiaj słyszałem, kiedy Janek przynosił zakupy.
- Ciekawe co się stało, że nie otwiera – pomyślał chłopak. – Może śpi? Ale mówiła przecież, żeby przyjść, a ona zawsze dotrzymuje słowa. A jeśli jej się coś stało? - popędzany tą myślą zastukał mocno do drzwi. I jeszcze raz i znowu. Bez skutku.
- No tak, przecież gdzieś mam zapasowe klucze! – krzyknął Janek i pognał do siebie. Jego gospodarzy dzisiaj wieczorem nie było – poszli do kina, a córkę oddali pod opiekę babci. Gorączkowo przeszukiwał pokój; klucze dostał właściwie przypadkiem, starsza pani nie czuła się najlepiej, nie wstawała z łóżka, a on się wtedy nią opiekował. – Nareszcie są! – wykrzyknął czując w dłoniach zimny metal. Biegiem wrócił do drzwi i drżącymi rękami włożył klucz do zamka. Przekręcił go ze szczękiem, lecz po drugiej stronie panowała cisza, tym bardziej go to zaniepokoiło, bo starsza pani zawsze krzyczała, gdy coś było nie tak.

Zobaczył ją leżącą w pokoju, niedaleko stołu. Uderzyła głową o kant nogi i dość mocno krwawiła. Podszedł bliżej zastanawiając się co ma robić. Kobieta oddychała, była tylko nieprzytomna i traciła krew.
- Ja nie wiem co robić. Ja nie wiem co mam zrobić! – powtarzał zdenerwowany, chwytając się różnych przedmiotów. Nagle w jego umyśle zaświeciła się zielona lampka – Hanka! Ona pomoże!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz