*
Eleonora
krzątała się w kuchni przygotowując dla siebie kolację –
kanapkę z żółtym serem. Jadła ją codziennie, choć chyba nie
zawsze o tym pamiętała. Wstawiła wodę na herbatę, przygotowała
szklankę, lecz powodowana jakąś myślą sięgnęła trochę
głębiej do szafki i wyjęła śliczną porcelanową filiżankę z
chińskimi ornamentami w kolorach czerwieni i złota. Stanęła jak
wryta wpatrując się w to małe dzieło sztuki szeroko otwartymi
oczami, dotykając delikatnie opuszkami palców, jakby nie wierzyła,
w to co widzi. W jej oczach błysnęły łzy, oczy wpatrywały się w
dno, odtwarzając dawno zapomniane sceny...
Stała
w salonie rodzinnego domu trzymając filiżankę za uszko.
-
Jest piękny - odparła – Myślisz że spodoba się Stasiowi?
-
Na pewno kochanie.
-
Będziemy go używać tylko na specjalne okazje! Jest już krawcowa?
– emocje targały jej twarzą.
-
Tak, po to po ciebie przyszłam. Ma już suknię na pierwszą
przymiarkę.
-
To cudownie! Chodźmy mamo, ciekawa jestem jak wyszła!
Odbicie
w lustrze, jej własne. Stoi w pięknej sukni z odważnym dekoltem,
krótkimi rękawkami, ostatni krzyk mody z Paryża. Jej suknia
ślubna. Dla narzeczonego, Stanisława. Radość i śmiech. Śmiali
się często, mieli podobne poczucie humoru i tyle tematów do
rozmów. Przynosił jej kwiaty, mnóstwo kwiatów, a ona je
uwielbiała. Zwłaszcza róże, piękne, czerwone pąki, rozkwitające
dopiero pod dotykiem promieni słonecznych. On często porównywał
jej uśmiech do rozkwitającej róży. Była szczęśliwa.
Filiżanka
spadła na podłogę i z trzaskiem rozbiła się na tysiąc
kawałeczków. Wizja minęła, znów była w swoim malutkim
mieszkaniu. Jednak niepokój pozostał, wspomnienia nagle odkryte
obudziły chęć poznania prawdy. Podeszła do kredensu patrząc na
niego uważnie. Przyklękła na podłodze i zaczęła wyjmować całą
jego zawartość. Sztuka po sztuce układała je na dywanie. Gdy
skończyła zdecydowanie sięgnęła do dna – popchnęła mocniej
jedną ze ścianek, po drugiej stronie otworzyła się szufladka.
Ręka drgnęła i niepewnie podążyła w jej stronę. Zawahała się
jeszcze raz dotykając samej szufladki, jednak w jej oczach pojawiła
się determinacja - wyjęła szufladę z całą zawartością.
Postawiła ją na stole, jakby to co było w środku parzyło jej
dłonie, starannie zamknęła schowek i ułożyła wcześniej wyjęte
rzeczy. Gdy skończyła usiadła przy stoliku i zajrzała niepewnie
do szuflady. Były tam niewielkie, elegancko zdobione puzderka,
szczelnie zamknięte, kilka panieńskich drobiazgów jak koronkowa
chusteczka do nosa z monogramem, zasuszony kwiat, lustereczko, które
dostała od matki chrzestnej na szesnaste urodziny, oraz niewielki
medalionik, wykonany ze srebra, piękny i elegancki. Według mnie był
podejrzanie podobny do amuletu Zygmunta. Ten jednak miał otwierane
wieczko, choć zamek z upływem lat zardzewiał i nie chciał
zadziałać. Wzięła do ręki jedno z pudełeczek, otworzyła je i
wyjęła skrawek gazety, na wpół już wyblakły, prawie
nieczytelny. Wodziła palcem po napisach, jakby znała je na pamięć.
Usta same powtarzały sylaby układając je w zdania.
Wycinek
pochodził z pierwszego miesiąca od wybuchu drugiej wojny światowej.
Tytuł jednego z artykułów głosił: „Zdrajcy narodu polskiego”,
opisano tam działania agentów podszywających się pod obywateli
polskich, którzy z zimną krwią mordowali niewinnych ludzi w
służbie Rzeszy Niemieckiej. Jedno nazwisko było zakreślone
czerwonym ołówkiem, jednak ona pamiętała je nazbyt wyraźnie –
Stanisław Grymski, skazany za zdradę stanu, wyrok wykonano
trzynastego września tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego
roku. Na dzień przed jej ślubem.
Świat
zawirował, przed oczami pojawiły się czarne plamy, Eleonora
straciła przytomność.
-
To musiał być zabójczy cios dla młodej panienki wychowanej
troskliwie przez rodziców, pragnących chronić ją przed złem tego
świata – pomyślałem. – Nic dziwnego, że zamknęła te
wspomnienia najgłębiej jak się dało. Też bym tak postąpił.
Zatem klątwa czarownicy działa, mój wpis do księgi również.
Tylko jak ja mam jej pomóc bez ingerowania w ich życie i zakazie
materializacji? – pytanie było istotne, pamiętałem ostrzeżenia
kota, ona musi sobie poradzić z tym bólem, przezwyciężyć go.
-
Jerzy! – wysłałem myśl do mojego podopiecznego; nie chciałem
zostawiać staruszki samej.
-
Tak szefie? Coś się stało?
-
Czy Jan nie miał przyjść wieczorem po posiłek?
-
Chyba tak. Pewnie zapomniał, całkowicie zagłębił się w
najnowszej książce.
-
Musi tu natychmiast przyjść i dostać się do środka. Ta kobieta
zemdlała, a ja nie mogę jej pomóc.
-
Zaczęło się?
-
Tak, więc do dzieła!
Po
kilku minutach usłyszałem charakterystyczny dzwonek do drzwi. Już
go dzisiaj słyszałem, kiedy Janek przynosił zakupy.
-
Ciekawe co się stało, że nie otwiera – pomyślał chłopak. –
Może śpi? Ale mówiła przecież, żeby przyjść, a ona zawsze
dotrzymuje słowa. A jeśli jej się coś stało? - popędzany tą
myślą zastukał mocno do drzwi. I jeszcze raz i znowu. Bez skutku.
-
No tak, przecież gdzieś mam zapasowe klucze! – krzyknął Janek i
pognał do siebie. Jego gospodarzy dzisiaj wieczorem nie było –
poszli do kina, a córkę oddali pod opiekę babci. Gorączkowo
przeszukiwał pokój; klucze dostał właściwie przypadkiem, starsza
pani nie czuła się najlepiej, nie wstawała z łóżka, a on się
wtedy nią opiekował. – Nareszcie są! – wykrzyknął czując w
dłoniach zimny metal. Biegiem wrócił do drzwi i drżącymi rękami
włożył klucz do zamka. Przekręcił go ze szczękiem, lecz po
drugiej stronie panowała cisza, tym bardziej go to zaniepokoiło, bo
starsza pani zawsze krzyczała, gdy coś było nie tak.
Zobaczył
ją leżącą w pokoju, niedaleko stołu. Uderzyła głową o kant
nogi i dość mocno krwawiła. Podszedł bliżej zastanawiając się
co ma robić. Kobieta oddychała, była tylko nieprzytomna i traciła
krew.
-
Ja nie wiem co robić. Ja nie wiem co mam zrobić! – powtarzał
zdenerwowany, chwytając się różnych przedmiotów. Nagle w jego
umyśle zaświeciła się zielona lampka – Hanka! Ona pomoże!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz