Ania
grzebała widelcem w talerzu. Nie miała ochoty jeść, nie smakowało
jej to, poza tym niedługo przyjdzie ojciec, a ona wolała się
wcześniej schować. W ogóle w domu panowała nerwowa atmosfera,
jedyne chwile wytchnienia jakie miała to spotkania z Ewelinką. Była
taka miła i uśmiechnięta. Pomimo tego, że rodzice się nią nie
interesowali. Ania nie była głupia, szybko zrozumiała osamotnienie
małej, mimo że nic nie zostało powiedziane dosłownie. Każdego
ranka zastanawiała się czy jej koleżanka przyjdzie i każdego
popołudnia cieszyła się, widząc jej twarz. Nie łudziła się, że
potrwa to wiecznie. Matka jej wyraźnie powiedziała, że to się
skończy, jak tylko rodzice zrozumieją co się dzieje. Miała
nadzieję, że nie nastąpi to zbyt szybko.
Mijały
godziny, a ojciec nie wracał. Rodzina nie mogła zasnąć, z reguły
im później mężczyzna wracał do domu, tym bardziej obrywali, cała
trójka.
Zegar wybił pierwszą w nocy, dzieciaki prawie zasnęły na
kanapie. Matka podeszła i przeniosła je do łóżka. Sama ledwo
trzymała się na nogach, jednak strach nie pozwalał jej zasnąć.
Położyła się na kanapie, lecz nadal czuwała. Na zegarze
wskazówka pokazała godzinę piątą rano. Jeszcze nigdy się nie
zdarzyło, aby ten pijak nie wrócił na noc – pomyślała. –
Musiało się coś stać, ale jestem taka zmęczona. Zdrzemnę się,
na krótką chociaż chwilę…
Cała
rodzina spokojnie spała do dziesiątej rano. Pierwszy obudził się
Patryk i zażądał jedzenia. Kobieta zerwała się z łóżka i z
przestrachem rozejrzała wokół, lecz nigdzie nie widziała swojego
męża. – Kiedyś i tak wróci – pomyślała i poszła
przygotować śniadanie.
Kilka
minut po zakończonym posiłku usłyszała stukanie do drzwi. Dzieci
od razu uciekły do pokoju obok, zamknęła za nimi drzwi.
-
Kto tam? – zawołała.
-
Policja, proszę otworzyć.
Na
sztywnych nogach podeszła do drzwi, z trudem przekręciła zamek i
uchyliła je. Na zewnątrz stało dwóch policjantów.
-
Pani jest żoną Władysława Koryckiego? – spytał jeden z nich.
-
Tak, to ja. Renata Korycka.
-
Możemy wejść do środka? Nie chcielibyśmy robić zbiegowiska –
zaproponował ten drugi.
-
Tak, proszę, tylko tu taki bałagan... – zaczerwieniła się.
-
Proszę się tym nie przejmować – uśmiechnął się pierwszy. –
To dla nas nie pierwszyzna.
Skinęła
głową i wpuściła ich do środka, drzwi zamknęła na zamek.
-
Mamy mało przyjemne wiadomości – zaczął ten drugi. – Pani mąż
wdał się wczoraj w pijacką burdę, pech chciał, że jego
przeciwnikami byli ludzie z gangu. Odniósł znaczące obrażenia,
robiliśmy co się dało, ale... – przerwał i zaczerpnął głośno
powietrza.
-
Pani mąż nie żyje, zmarł w szpitalu, w jego krwi były ponad trzy
promile alkoholu. Bardzo nam przykro – powiedział pierwszy i
poklepał ją po ramieniu w geście pocieszenia.
Kobieta
syknęła z bólu, a policjant błyskawicznie uniósł rękaw
koszulki. Całe ramię było posiniaczone, gdzie niegdzie były też
pręgi od uderzeń pasem.
-
A to sukinsyn – pierwszy policjant wpatrywał się z przerażeniem
w dosyć młodą jeszcze kobietę. – To chyba nie taka straszna
wiadomość? – dodał znacząco.
-
On na pewno nie żyje? – spytała drętwym głosem.
-
Na pewno, razem z nim zginęło jeszcze kilka osób, a wasz sąsiad z
naprzeciwka leży w szpitalu i walczy o życie.
-
O mój Boże – szepnęła, a z jej oczu potoczyły się łzy.
Powoli docierały do niej słowa policjanta. – Jestem teraz
wolna... Bezrobotna... Sama z dzieciakami, jak ja sobie poradzę...
-
Niech pani usiądzie – pierwszy z policjantów zaprowadził ją do
kuchni i posadził na krześle. W drzwiach obok mignęły mu buzie
dwójki dzieciaków. – Dostanie pani zasiłek, nie zostanie tak
całkiem bez pieniędzy. Proszę na to spojrzeć z innej strony –
może pani zacząć nowe życie, odmienne od tego tutaj. I już nikt
nie będzie pani bił…
Te
słowa przepełniły czarę goryczy – kobieta zaniosła się
histerycznym szlochem, płakała i płakała nad wszystkimi
wydarzeniami. Łzy spływały po policzkach, i dalej, w nieustającym
potoku żalu. Ten płacz podziałał na nią jak wizyta u
psychoterapeuty, poczuła się dużo lepiej, gdy wypuściła na
zewnątrz wszystkie uczucia.
Drugi
z policjantów podszedł do dzieci. – Wasz tata odszedł –
powiedział. – Już nigdy nie wróci.
-
I nie będzie nas bił? – w oczach dziewczynki wyczytał strach,
ale też i nadzieję na nowe jutro.
-
Nie, już nie będzie. Umarł i poszedł do innego świata –
bluźnierstwem wydawało mu się powiedzenie, że pójdzie do nieba.
Ten facet na pewno na to nie zasłużył.
-
To dobrze – powiedział chłopczyk – Mama się ucieszy.
Policjant
rozejrzał się po ubogim mieszkaniu. Miał nadzieję, że kobieta
znajdzie pracę, w innym przypadku może być krucho. Z zasiłku się
nie utrzymają, to pewne.
Mężczyźni
spojrzeli jeszcze raz na mieszkanie, pocieszyli wdowę i wyszli. Ich
dzień służby dopiero się zaczął.
Ania
podeszła do matki, która wciąż płakała.
-
Mamo nie płacz, już dobrze – mówiła drżącym głosem – Tata
już nie wróci, nie trzeba się bać...
Kobieta
spojrzała na nią przekrwionymi oczami. – Płaczę dlatego,
kochanie, że wcale mi go nie żal. Żal mi mojego życia, waszego
życia i tylu, tylu innych rzeczy.
Dziewczynka
nieśmiało objęła matkę za szyję i przytuliła się do niej.
Chciała ją pocieszyć, powiedzieć, że będzie dobrze, jednak
słowa uwięzły w gardle. Z jej rzęs kapały łzy.
Bernardetta
przyglądała się z boku, kolejny fragment wskoczył na miejsce.
Facet musiał dokonać fałszywego wyboru, jeśli tak się to
skończyło – pomyślała. Następny element układanki był
najtrudniejszy, musiał połączyć wszystkie wcześniejsze kawałki.
Miała nadzieję, że obejdzie się bez zgrzytów. Wszystkim tym
ludziom życzyła przecież jak najlepiej.
Mała
Ewelinka nadal przychodziła bawić się z rodzeństwem, najpierw
jednak przyszedł jej ojciec, porozmawiał z panią Renatą i upewnił
się, że dziewczynce nie stanie się krzywda. Rozmawiali na
Podwórzu, kobieta wstydziła się zaprosić go do swojego biednego
mieszkania. Taki elegancki pan... Nie wiedziała, że przez okna
widać było wnętrze domu: jasne i zadbane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz