*****
Jerzy
siedział na szpitalnej kozetce przyglądając się swojemu
podopiecznemu. Był na granicy śmierci, jego rana była groźna,
naruszyła organy wewnętrzne, wszystko leżało teraz w jego rękach.
Liczyła się jego wola życia oraz motywacja. Bo Jerzy dostał
wyraźną informację – jeśli mężczyzna się nie nawróci i nie
odstawi alkoholu, Anioł Śmierci odwiedzi go jeszcze tej nocy.
Młody
chłopak zdecydował się na ostateczny krok – przeniknie do jego
myśli, nieco inaczej niż uczynił to Gabriel, który miał lepsze
przygotowanie.
Zesłał
na rannego sen, z sobą w roli głównej, ubranego w pełen
rynsztunek, z rozwiniętymi skrzydłami, oraz z tradycyjnym mieczem w
dłoni. Obok siebie postawił wizerunek Diabła, z rogami i
trójzębem, w oparach czerwonego dymu, tak jak go sobie wyobrażali
śmiertelnicy.
-
Spójrz – zagrzmiała postać Anioła. – Zbliża się twój
koniec, wiesz co cię czeka?
Henio
spojrzał przerażony w stronę Diabła. – Nie, proszę, błagam,
tylko nie to! Obiecuję, nie będę już pił!
-
Obiecywałeś już wcześniej i co? Nie dotrzymałeś słowa. Jak mam
ci wierzyć?
-
Będziesz mój – chichotał Diabeł, Henio poczuł zapach siarki. -
Poddamy cię wyrafinowanym torturom, będziesz cierpiał męki!
Długo, bardzo długo...
-
Dałem się zwieść pokusie, obiecuję, że już nigdy, przenigdy
nie wezmę do ręki alkoholu!
-
A wiesz, że ten z którym piłeś już odszedł z tego świata?
-
O Matko, błagam będę już dobrym człowiekiem, nie będę pił,
nie będę bił! Przyrzekam na wszystko, że się zmienię.
-
Nie ma mowy! – wycharczał Diabeł – Taki zatwardziały grzesznik
jak ty nie ucieknie z moich rąk! Należysz do nas, już dawno
podpisałeś na siebie taki wyrok!
Heniek
był przerażony, sen był mocno realny, Jerzy bardzo się o to
postarał. Kurczowo przytrzymywał się pościeli, mimowolnie
szczękał zębami. Budził żal, jednak to był jedyny i ostateczny
sposób, aby zmienił swoje podejście do życia.
-
Damy Ci ostatnią szansę – Anioł ze snu podniósł swój miecz do
góry, aby zalśnił pełnym światłem. – Podpiszesz teraz
cyrograf: masz trzy miesiące na całkowitą odmianę swojego życia,
nie wolno ci już także tknąć alkoholu. Jeśli staniesz się
dobrym człowiekiem, nie pójdziesz do Piekła, lecz jeśli złamiesz
choć jedną zasadę, Diabeł zabierze cię do swojej siedziby nie
czekając na twój koniec. Czy zgadzasz się na takie warunki?
-
Tak, tak... podpiszę cyrograf! – dygotał.
-
Dobrze – Anioł podał mu papier i złote pióro. – Podpisz się
tutaj.
Pan
Henio starannie wypisał swoje imię i nazwisko, choć ręka drżała
mu jak w delirce.
-
Żebyś nie zapomniał o naszej umowie – syknął Diabeł –
zostawię ci maleńki znak na prawej dłoni.
Wziął
trójząb, zmniejszył go do wielkości palca i na dłoni mężczyzny
wypalił maleńki znak. – To jest informacja dla wszystkich duchów
Otchłani, że będziesz nasz, jeśli złamiesz dane słowo. A my
będziemy wiedzieli kiedy je złamiesz i przybędziemy bardzo, bardzo
szybko – rechotał Diabeł. Ten śmiech dzwonił w uszach pana
Henia długo jeszcze po przebudzeniu z koszmarnego snu. Jerzy miał
nadzieję, że to pomoże, bo on nic innego już nie mógł zrobić.
*
Mijały
dni. W kamienicy wszystko toczyło się ustalonymi kolejami losu, a
jej mieszkańcy byli nieco bardziej zadowoleni z życia niż jeszcze
miesiąc temu.
Jan
zamieszkał sam w mieszkaniu pana Zygmunta, który już na stałe
przeniósł się do Eleonory. Chłopak nadal robił zakupy, chodził
do starszej pary na obiady, dostawał też jedzenie na śniadania i
kolacje. Książki stały grzecznie na półkach, kolekcja
żołnierzyków również znalazła swoje miejsce, łóżko było
porządnie zasłane, a w lodówce zawsze można było znaleźć coś
do jedzenia. Miał też biurko, przy którym uczył się dniami i
nocami – zbliżała się sesja, czas egzaminów, które decydowały
o być albo nie być na uczelni. Dla Janka był jeszcze jeden istotny
element – bardzo chciał otrzymać stypendium naukowe, musiał więc
uczyć się więcej i więcej, aby wypaść jak najlepiej na
egzaminach. Wtedy może przyznają mu takie stypendium, a ma ono
wyższą wartość niż to socjalne, dla ubogich. Nie miał teraz
czasu na marzenia o Bractwie – cały wolny czas poświęcał na
naukę.
Rodzina
z parteru też radziła sobie całkiem całkiem. Matka dostała
zasiłek, niewielki, lecz wystarczający, aby utrzymać ich przy
życiu przez następny miesiąc. Pani Renata często zastanawiała
się jak to będzie, gdzie szukać pracy, pomocy, lecz codzienne
obowiązki zabierały zbyt wiele czasu, wieczorem na nic już nie
miała siły. Mała Ewelinka nadal przychodziła bawić się z jej
dziećmi, dobrze że chociaż one mają trochę radości w życiu.
Podniosła głowę z nad wanny, gdzie prała ubrania. Spojrzała w
górę, jakby wołając o pomoc, lecz nic się nie wydarzyło. –
Trzeba będzie coś sprzedać, pomyślała, pora przejrzeć wszystkie
rzeczy w domu, może się coś znajdzie...
Detta
spoglądała na kobietę lekko roztargniona, coś działo się na
wzgórzu, Ewelinka jeszcze dzisiaj nie przyszła, a to nie było w
jej zwyczaju. Zawsze była punktualna, nigdy też nie zdarzyło się
jej nie przyjść. Po chwili namysłu postanowiła sprawdzić
przyczynę jej nieobecności.
W
mieszkaniu rodziców było cicho i pusto. Żadnych mebli, zasłon –
wszystko zostało starannie uprzątnięte. W oknie wywieszono kartkę
z napisem „NA SPRZEDAŻ” i podanym numerem telefonu. Detta
przestraszyła się nie na żarty – nie mogli się ot tak
wyprowadzić, bez pożegnania – myślała – To przecież nie
elegancko. Chociaż ostatnio jak tutaj zaglądała, to pomieszczenia
zastawione były kartonami... No tak, już wtedy mogła zrozumieć,
że się pakują!
-
Ale ze mnie ofiara! – jęknęła głośno. – Teraz muszę ją
znaleźć, i to szybko!
Jej
myśli biegły z pokoju do pokoju poszukując śladu dziewczynki,
robiła to starannie, aby niczego nie przegapić. Udało się – to
była ona. Teraz trzeba tym śladem podążyć aż do Eweliny –
rozesłała wokół myśłi, które poszukiwały konkretnego śladu.
Posyłała je dalej i dalej, tak długo, aż złapały trop.
Dotarła
dzięki niemu do podmiejskiej miejscowości, w której stał
elegancki dom. A raczej dworek – okazały budynek z kolumnami
frontowymi podtrzymującymi balkon, z dwoma niewielkimi skrzydłami
bocznymi, które razem z głównym budynkiem zamykały dziedziniec.
Od strony bramy wjazdowej był piękny trawnik, teraz już nieco
mniej reprezentacyjny, choć wokół rabat kwitły jeszcze miejscami
późnojesienne kwiaty.
-
Proszę, proszę – wyszeptała Detta. – Nie spodziewałam się
rezydencji wielkich Państwa, tylko domku na wsi. Ale może to i
lepiej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz