Inga,
przerażona do granic możliwości wpatrywała się w szufladę, do
której schowała karty. Wysunęła się ona z biurka, na początku
nieśmiało, później bardziej zdecydowanie. Po chwili pojawiła się
szkatułka z kartami. Wydawało się, że szkatułka nie jest z tego
zadowolona, tak jakby próbowała uciec, lecz ktoś mocno trzymał ją
w dłoni. Nagle otworzyła się z hukiem i karty wyskoczyły na
zewnątrz, próbując rozpierzchnąć się każda w innym kierunku.
Niewidzialna dłoń trzymała je jednak bardzo mocno; zebrała z
powrotem w talię i wcisnęła do puzderka. Dziewczyna była na
skraju wytrzymałości, nie wierzyła w to co działo się na jej
oczach. Puzderko zawisło przed jej twarzą, na wysokości oczu,
jednak poza zasięgiem jej rąk. Próbowała je złapać, lecz nie
mogła.
Stwierdziłem,
że już starczy tego straszenia, pora się ujawnić. Najpierw
ukazała się moja dłoń, trzymająca szkatułkę. Potem przedramię,
barki i głowa, a na końcu tułów i nogi. Ubrany byłem w białą
szatę, z aureolą nad głową, dokładnie jak na obrazach malowanych
przez ludzi śmiertelnych.
-
Kim jesteś? – wyszeptała kuląc się w rogu łóżka.
-
Twoim Aniołem Stróżem. Przyszedłem, aby przestrzec cię przed
niebezpieczeństwem. Te karty nie są zwyczajne, zaklęta jest w nich
zła siła, to ona sprowadziła na ciebie te sny – zamierzałem w
patetycznych słowach wytłumaczyć jej różnice między białą i
czarną magią, gdy w oknie pojawił się nieoczekiwany gość.
-
Gabriel, co za niespodzianka – przemówił z sarkazmem czarny kot,
z gracją owijając ogon wokół przednich łap. Jego oczy żarzyły
się dziko w ciemnościach nocy.
-
Klejnocik? – wydukałem zdziwiony. – Nie odszedłeś?
-
Nie, mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Bądź tak miły i
oddaj mi to puzderko. Razem z jego zawartością.
-
Masz na myśli karty?
-
Owszem, są moje.
-
Przepraszam was bardzo – usłyszałem cichutki szept Ingi – Ale
nie bardzo rozumiem co się tutaj dzieje. Kot, który mówi?
-
A więc to tak, słyszysz moje myśli! – warknął kot. – Ładne
z ciebie ziółko, moja panno. Skąd masz te karty? Tylko bez
krętactw, i tak poznam prawdę.
-
Zna, znalazłam je w opuszczonym domu na końcu osiedla willowego,
nie, nie daleko stąd, na strychu, w sekretarzyku – oczy Ingi
rozszerzone były ze strachu, mówiła jąkając się.
-
Ach, to pewnie dom starej Agaty. Miała na tyle silną wolę, aby
panować nad tymi kartami. – mruknął kot. – Ale ty dziewczyno,
nie masz jej za grosz. Nie powinnaś nawet dotykać się do magii,
dopóki nie wyrobisz sobie charakteru. Jesteś za słaba! –
prychnął na zakończenie.
-
Czy mógłbyś mi wyjaśnić skąd się tu wziąłeś? Wzięłaś? –
spytałem grzecznie.
-
To moja ostatnia sprawa do załatwienia, zanim moja duszyczka trafi
do twojego nieba – odparł Klejnocik. – Te karty są zaklęte,
mają w sobie złą moc. Stworzyłam je pod przymusem, nigdy nie
potrzebowałam rekwizytów do czarów. Przyznaję, że sprawy
wymknęły się nieco spod mojej kontroli, talia okazała się być
zbyt samodzielna, więc chciałam ją zniszczyć. Jednak tej samej
nocy kiedy zostałam pojmana, jakaś łajza przebrzydła, niech jej
dusza nie zazna pokoju, mi je ukradła, aby odsprzedać je z zyskiem.
Przez stulecia karty te należały do na wskroś złych i perfidnych
osób, dużo przejęły z ich aury. Stąd twoje sny dzisiejszej nocy,
panienko. Muszę je unieszkodliwić, zanim odejdę.
-
Ach tak – odparłem. W głębi ducha prosiłem wszystkie moce, aby
ta duszyczka nigdy nie trafiła pod moją opiekę, bo jakby jej nie
czyścić, pozostanie osobliwością, a ja miałem już takich typów
serdecznie dosyć. No i ten język!
-
Karty poproszę – warknął kot, stając na tylnych łapkach i
strosząc wąsy.
-
A co zamierzasz z nimi zrobić? – spytała się Inga.
-
Jak nie będziesz się odzywać, to zobaczysz – fuknął. – Karty
Gabrielu, zapewniam, że sobie z nimi poradzę.
Położyłem
puzderko na oknie, tuż obok kocich łap. Klejnocik postawił łapkę
na pudełku i wieczko odskoczyło, ukazując karty. Przeniósł łapę
na karty; usłyszeliśmy pisk i krzyk, błysnęło, pojawiły się
niewyraźne obrazy, lecz było to tylko mignięcie. Po chwili
wszystko znikło, został tylko kot i my.
-
No, to załatwione – ucieszył się Klejnocik. – Mogę odejść w
spokoju.
Inga
patrzyła na kota w nowy sposób, bardzo jej zaimponował znajomością
magii i łatwością w posługiwaniu się nią. – Chciałabym być
kiedyś taka jak ty – wymknęło jej się.
-
Czyś ty na głowę upadła dziewczyno?! – zezłościł się kot. –
Co ty myślisz, że ja z własnej woli od tysiąca lat błąkam się
po świecie licząc na odkupienie win?! Aby parać się magią trzeba
mieć wewnętrzną siłę, hart ducha i pragnienie czynienia dobra,
nie zła. Bo zło sprowadzi cię na manowce, wykorzysta do granic
możliwości, potem poniży i odrzuci jak psa! A po śmierci trafisz
do Piekła, gdzie dzielne zastępy Diabłów już na ciebie czekają!
Nie panienko, to zdecydowanie nie jest dla ciebie – spójrz w moje
oczy!
-
Ale… – Inga miała rozbiegany wzrok, nie chciała słuchać co
Klejnocik miał jej do powiedzenia.
-
PATRZ NA MNIE!! – kot wkurzył się nie na żarty. Dziewczyna jakby
utraciła świadomość, bezwolnie skierowała wzrok na połyskujące
ślepia zwierzaka. – Nie jesteś odpowiednią osobą, aby myśleć
o czarach, nie masz kompetencji ani zdolności – artykułował
każdą sylabę bardzo wyraźnie – Jeśli tak bardzo chcesz sobie
poczarować to zbieraj zioła, pracuj w rytmie księżyca, lecz nie
dotykaj się do magicznych przedmiotów. Zostawię ci talizman, który
będzie chronił przed złym wpływem czarów, ale nic poza tym.
ZAPAMIĘTAJ!
-
Ładnie, ładnie – pomyślałem – Moja mała czarownica wyręczyła
mnie w rozwiązaniu kłopotu, do tego zgrabnie i zręcznie.
Przyznaję, że ja bym się nie uciekł do takiego pomysłu, raczej
stosowałbym delikatniejsze techniki. Ale jeśli zadziała, to nie ma
sprawy.
Inga
potrząsnęła głową, kocisko zakończyło seans hipnozy.
-
No dobrze, to ja będę się zbierać – mruknął Klejnocik. –
Chyba na mnie czekają.
-
Poczekaj, nie odchodź jeszcze! – Inga zebrała się na odwagę i
wyraziła swoje życzenie. – Mógłbyś opowiedzieć o sobie? Taką
historię twojego życia?
-
Życia? A co to za życie? – prychnął, lecz poczuł się mile
zaskoczony. – Ta opowieść trwałaby wiele dni i nocy, panienko,
nie straczyłoby czasu żeby opowiedzieć moje dzieje. Byłem na
wszystkich kontynentach świata, widziałem wojny, obserwowałem nowe
epoki, nowe style... mojego życia starczyłoby na osobną książkę!
-
To chociaż o tobie jako tej czarownicy, sam początek, bardzo
proszę.
-
Ja też chętnie bym usłyszał tą historię z wiarygodnego źródła
– dodałem. – Legendy, które czytałem mówią czarownicy, która
rzuciła zaklęcie na zakochanych, bo mężczyzna odrzucił jej
miłość i pokochał inną. W drugiej wersji, chyba bardziej
rozbudowanej, było jeszcze dziecko czarownicy, które zamordowała
żona kochanka. Generalnie sens był taki, że czarownica została
rozkochana i porzucona przez bogatego bawidamka, więc się zemściła
rzucając klątwę.
-
Cóż, mruknął kot, to wszystko naiwne historyjki dla frajerów i
wrażliwych panienek. Rzeczywistość była znacznie bardziej
zagmatwana, dużo bardziej brutalna, i jeśli ktoś kogoś uwiódł
to ja księciunia, a nie odwrotnie – fuknął. – A wszystko to
ginie w mrokach średniowiecza i lepiej niech tam zostanie.
-
Bardzo prosimy – Inga nie zamierzała się poddać.
-
To będzie długa opowieść
-
Mamy czas. Nigdzie się nam nie śpieszy.
Zapadła
cisza. Była trzecia nad ranem, za oknem jeszcze ciemno, choć
powolutku zbliżał się kolejny dzień. Mówią, że to najgorsza
godzina w nocy, czas duchów i niepokojów, przebudzony szybko nie
zaśnie. Klejnocik wskoczył na łóżko, wygodniej się ułożył i
zaczął opowieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz