sobota, 21 marca 2015

AZ Rozdział Pięćdziesiąty Ósmy

Inga, przerażona do granic możliwości wpatrywała się w szufladę, do której schowała karty. Wysunęła się ona z biurka, na początku nieśmiało, później bardziej zdecydowanie. Po chwili pojawiła się szkatułka z kartami. Wydawało się, że szkatułka nie jest z tego zadowolona, tak jakby próbowała uciec, lecz ktoś mocno trzymał ją w dłoni. Nagle otworzyła się z hukiem i karty wyskoczyły na zewnątrz, próbując rozpierzchnąć się każda w innym kierunku. Niewidzialna dłoń trzymała je jednak bardzo mocno; zebrała z powrotem w talię i wcisnęła do puzderka. Dziewczyna była na skraju wytrzymałości, nie wierzyła w to co działo się na jej oczach. Puzderko zawisło przed jej twarzą, na wysokości oczu, jednak poza zasięgiem jej rąk. Próbowała je złapać, lecz nie mogła.
Stwierdziłem, że już starczy tego straszenia, pora się ujawnić. Najpierw ukazała się moja dłoń, trzymająca szkatułkę. Potem przedramię, barki i głowa, a na końcu tułów i nogi. Ubrany byłem w białą szatę, z aureolą nad głową, dokładnie jak na obrazach malowanych przez ludzi śmiertelnych.
- Kim jesteś? – wyszeptała kuląc się w rogu łóżka.
- Twoim Aniołem Stróżem. Przyszedłem, aby przestrzec cię przed niebezpieczeństwem. Te karty nie są zwyczajne, zaklęta jest w nich zła siła, to ona sprowadziła na ciebie te sny – zamierzałem w patetycznych słowach wytłumaczyć jej różnice między białą i czarną magią, gdy w oknie pojawił się nieoczekiwany gość.

- Gabriel, co za niespodzianka – przemówił z sarkazmem czarny kot, z gracją owijając ogon wokół przednich łap. Jego oczy żarzyły się dziko w ciemnościach nocy.
- Klejnocik? – wydukałem zdziwiony. – Nie odszedłeś?
- Nie, mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Bądź tak miły i oddaj mi to puzderko. Razem z jego zawartością.
- Masz na myśli karty?
- Owszem, są moje.
- Przepraszam was bardzo – usłyszałem cichutki szept Ingi – Ale nie bardzo rozumiem co się tutaj dzieje. Kot, który mówi?
- A więc to tak, słyszysz moje myśli! – warknął kot. – Ładne z ciebie ziółko, moja panno. Skąd masz te karty? Tylko bez krętactw, i tak poznam prawdę.
- Zna, znalazłam je w opuszczonym domu na końcu osiedla willowego, nie, nie daleko stąd, na strychu, w sekretarzyku – oczy Ingi rozszerzone były ze strachu, mówiła jąkając się.
- Ach, to pewnie dom starej Agaty. Miała na tyle silną wolę, aby panować nad tymi kartami. – mruknął kot. – Ale ty dziewczyno, nie masz jej za grosz. Nie powinnaś nawet dotykać się do magii, dopóki nie wyrobisz sobie charakteru. Jesteś za słaba! – prychnął na zakończenie.
- Czy mógłbyś mi wyjaśnić skąd się tu wziąłeś? Wzięłaś? – spytałem grzecznie.
- To moja ostatnia sprawa do załatwienia, zanim moja duszyczka trafi do twojego nieba – odparł Klejnocik. – Te karty są zaklęte, mają w sobie złą moc. Stworzyłam je pod przymusem, nigdy nie potrzebowałam rekwizytów do czarów. Przyznaję, że sprawy wymknęły się nieco spod mojej kontroli, talia okazała się być zbyt samodzielna, więc chciałam ją zniszczyć. Jednak tej samej nocy kiedy zostałam pojmana, jakaś łajza przebrzydła, niech jej dusza nie zazna pokoju, mi je ukradła, aby odsprzedać je z zyskiem. Przez stulecia karty te należały do na wskroś złych i perfidnych osób, dużo przejęły z ich aury. Stąd twoje sny dzisiejszej nocy, panienko. Muszę je unieszkodliwić, zanim odejdę.
- Ach tak – odparłem. W głębi ducha prosiłem wszystkie moce, aby ta duszyczka nigdy nie trafiła pod moją opiekę, bo jakby jej nie czyścić, pozostanie osobliwością, a ja miałem już takich typów serdecznie dosyć. No i ten język!
- Karty poproszę – warknął kot, stając na tylnych łapkach i strosząc wąsy.
- A co zamierzasz z nimi zrobić? – spytała się Inga.
- Jak nie będziesz się odzywać, to zobaczysz – fuknął. – Karty Gabrielu, zapewniam, że sobie z nimi poradzę.
Położyłem puzderko na oknie, tuż obok kocich łap. Klejnocik postawił łapkę na pudełku i wieczko odskoczyło, ukazując karty. Przeniósł łapę na karty; usłyszeliśmy pisk i krzyk, błysnęło, pojawiły się niewyraźne obrazy, lecz było to tylko mignięcie. Po chwili wszystko znikło, został tylko kot i my.
- No, to załatwione – ucieszył się Klejnocik. – Mogę odejść w spokoju.
Inga patrzyła na kota w nowy sposób, bardzo jej zaimponował znajomością magii i łatwością w posługiwaniu się nią. – Chciałabym być kiedyś taka jak ty – wymknęło jej się.
- Czyś ty na głowę upadła dziewczyno?! – zezłościł się kot. – Co ty myślisz, że ja z własnej woli od tysiąca lat błąkam się po świecie licząc na odkupienie win?! Aby parać się magią trzeba mieć wewnętrzną siłę, hart ducha i pragnienie czynienia dobra, nie zła. Bo zło sprowadzi cię na manowce, wykorzysta do granic możliwości, potem poniży i odrzuci jak psa! A po śmierci trafisz do Piekła, gdzie dzielne zastępy Diabłów już na ciebie czekają! Nie panienko, to zdecydowanie nie jest dla ciebie – spójrz w moje oczy!
- Ale… – Inga miała rozbiegany wzrok, nie chciała słuchać co Klejnocik miał jej do powiedzenia.
- PATRZ NA MNIE!! – kot wkurzył się nie na żarty. Dziewczyna jakby utraciła świadomość, bezwolnie skierowała wzrok na połyskujące ślepia zwierzaka. – Nie jesteś odpowiednią osobą, aby myśleć o czarach, nie masz kompetencji ani zdolności – artykułował każdą sylabę bardzo wyraźnie – Jeśli tak bardzo chcesz sobie poczarować to zbieraj zioła, pracuj w rytmie księżyca, lecz nie dotykaj się do magicznych przedmiotów. Zostawię ci talizman, który będzie chronił przed złym wpływem czarów, ale nic poza tym. ZAPAMIĘTAJ!

- Ładnie, ładnie – pomyślałem – Moja mała czarownica wyręczyła mnie w rozwiązaniu kłopotu, do tego zgrabnie i zręcznie. Przyznaję, że ja bym się nie uciekł do takiego pomysłu, raczej stosowałbym delikatniejsze techniki. Ale jeśli zadziała, to nie ma sprawy.

Inga potrząsnęła głową, kocisko zakończyło seans hipnozy.
- No dobrze, to ja będę się zbierać – mruknął Klejnocik. – Chyba na mnie czekają.
- Poczekaj, nie odchodź jeszcze! – Inga zebrała się na odwagę i wyraziła swoje życzenie. – Mógłbyś opowiedzieć o sobie? Taką historię twojego życia?
- Życia? A co to za życie? – prychnął, lecz poczuł się mile zaskoczony. – Ta opowieść trwałaby wiele dni i nocy, panienko, nie straczyłoby czasu żeby opowiedzieć moje dzieje. Byłem na wszystkich kontynentach świata, widziałem wojny, obserwowałem nowe epoki, nowe style... mojego życia starczyłoby na osobną książkę!
- To chociaż o tobie jako tej czarownicy, sam początek, bardzo proszę.
- Ja też chętnie bym usłyszał tą historię z wiarygodnego źródła – dodałem. – Legendy, które czytałem mówią czarownicy, która rzuciła zaklęcie na zakochanych, bo mężczyzna odrzucił jej miłość i pokochał inną. W drugiej wersji, chyba bardziej rozbudowanej, było jeszcze dziecko czarownicy, które zamordowała żona kochanka. Generalnie sens był taki, że czarownica została rozkochana i porzucona przez bogatego bawidamka, więc się zemściła rzucając klątwę.

- Cóż, mruknął kot, to wszystko naiwne historyjki dla frajerów i wrażliwych panienek. Rzeczywistość była znacznie bardziej zagmatwana, dużo bardziej brutalna, i jeśli ktoś kogoś uwiódł to ja księciunia, a nie odwrotnie – fuknął. – A wszystko to ginie w mrokach średniowiecza i lepiej niech tam zostanie.
- Bardzo prosimy – Inga nie zamierzała się poddać.
- To będzie długa opowieść
- Mamy czas. Nigdzie się nam nie śpieszy.

Zapadła cisza. Była trzecia nad ranem, za oknem jeszcze ciemno, choć powolutku zbliżał się kolejny dzień. Mówią, że to najgorsza godzina w nocy, czas duchów i niepokojów, przebudzony szybko nie zaśnie. Klejnocik wskoczył na łóżko, wygodniej się ułożył i zaczął opowieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz