Pokój
okazał się być olbrzymią salą balową, z kryształowymi
lustrami, zmatowiałymi i pokrytymi warstwami kurzu. Z sufitu zwisał
olbrzymi żyrandol, który kiedyś prawdopodobnie mienił się setką
barw, gdy słoneczne promienie odbijały się od kryształów. Teraz
był żałosnym cieniem dawnych czasów, z kryształów pozostało
kilka smętnych szkiełek, reszta została skradziona. W oknach
wisiały aksamitne kotary, teraz pogryzione przez mole, o
nieokreślonym kolorze. Dziewczyna już kolejny raz zastanawiała się
jak to jest możliwe, że ten dom przetrwał tyle lat w takim stanie.
Nikt się nim nie interesował? A może nie chciał? Może
spadkobiercy umarli? Tak dumając wróciła do wielkiego holu.
Doszła
do schodów – chciała wejść na strych, była go bardzo ciekawa,
przecież to właśnie tam zawsze można było znaleźć
najfajniejsze rzeczy. Pod naciskiem jej stóp stopnie jęczały i
skrzypiały, jeden nawet zapadł się z hałasem, choć jej nie stała
się żadna krzywda. Dotarła na piętro, lecz nie rozglądała się
po pokojach, dziwna cisza panująca w domu zaczęła ją przytłaczać.
W rogu zauważyła starą drabinę, sięgającą do włazu na strych.
Wdrapała się po niej zwinnie jak małpka i już była u celu.
Strych
wyglądał jak zaczarowany – przez okienka w dachu wpadało blade
światło księżyca, nadając sprzętom nieziemską poświatę.
Stały tam połamane bujane fotele, szafa gdańska, trochę tylko
zniszczona, kufry i walizy pełne ubrań, starodawna toaletka i
biureczko – sekretarzyk. Inga podchodziła kolejno do przedmiotów
i dotykała ich z czułością.
-
Gdybyście były moje – szeptała – nigdy bym was nie zostawiła.
Zadbałabym o was.
Ostatni
na jej drodze był sekretarzyk, pełen szufladek ze starymi listami,
z kałamarzem i gęsim piórem. W jednej z nich znalazła małe
czarne pudełeczko, w wyjątkowo dobrym stanie. Otworzyła je
delikatnie, żeby się nie rozsypało. W środku znalazła paczuszkę
owiniętą starannie czerwonym jedwabiem, przewiązaną sznureczkiem
z lakową pieczęcią. Ostrożnie, żeby nie uszkodzić pieczęci
zsunęła sznurki i odwinęła materiał – pod jego warstwami
znajdowały się karty do Tarota! Przepiękne, niebywale bogato
zdobione, i bardzo stare. Schowała je do kieszeni, i tak nikt nie
będzie miał z nich pożytku – pomyślała i zaczęła iść w
kierunku drabiny. Przystanęła przy niewielkiej etażerce, o którą
się potknęła. Stało na niej otwarte drewniane puzderko, a jego
zdobienia przypominały ornamenty z kart. Zawahała się tylko przez
moment, po chwili jednak puzderko znalazło się w kieszeni kurtki.
Bez
przeszkód wydostała się z domu, a później z ogrodu. Gdzieś w
pobliżu zaszczekał pies, lecz zlekceważyła go. Radosnym krokiem
wracała do domu ze swoim małym sekretem w kieszeni.
Gładziła
w zamyśleniu karty, opuszkami palców czuła ich chropowatość. Już
niedługo po raz pierwszy zapyta się tych magicznych kart o
przyszłość – myślała – Już niedługo, musi jeszcze tylko
opanować parę znaczeń.
Nie
oznaczało to jednak, że nie rozkładała wcześniej kart. Owszem,
oglądała jedną po drugiej, próbując po ilustracjach dojść ich
znaczenia, wodząc palcami po liniach okalających każdy obrazek.
Wiedziała, że wszystko jest symbolem, że oznacza konkretne zmiany
i wydarzenia. Postanowiła, że rozłoży karty dzisiaj w nocy. Nie
chciała już dłużej czekać. Poszła więc wyrzucić śmieci, aby
rodzice jej już nie przeszkadzali.
Fascynacja
magią wręcz biła od tej dziewczyny – pomyślałem. Bardzo też
intrygował mnie ten dom, w którym znalazła talię. Bezustannie
przychodziła mi na myśl legenda o moich dwóch duszach i złej
czarownicy. Nie mogłem jednak tego powiązać ze sobą, nic mi się
nie zgadzało.
Nadeszła
noc, wszystko zostało wcześniej przygotowane: biurko było
oczyszczone z papierów i innych przedmiotów, został pusty blat.
Przygotowała wcześniej białe świece, leżały razem z zapałkami
oraz kadzidełkiem. Wybrała drewno sandałowe, wydało jej się
najbardziej stosowne na tą okazję, miało sprzyjać koncentracji i
umiejętności analizowania danych. Dziewczyna zapaliła świece i
kadzidło, rozłożyła na stole ciemny, gruby materiał i wyjęła
talię. Odprawiła cały rytuał, rozłożyła karty, zadała
pytanie, ułożyła wzór i odczytała odpowiedź. Pytanie było
proste, a przynajmniej tak jej się wydawało - chciała znać
najbliższą przyszłość. Rozkład też wybrała prosty: trzy karty
– co było, co jest i co będzie. Jednak przeczytanie, analiza i
interpretacja były dla niej zbyt trudne, nic nie mogła zrozumieć.
Zapisała sobie tylko rozkład jaki wyszedł i zebrała karty.
Odłożyła je z powrotem do pudełeczka, pogasiła świece,
uprzątnęła biurko, aby nie pozostał żaden ślad i zasnęła.
Męczyły
ją koszmary, najprawdziwsze mary nocne, jeszcze nigdy w życiu nie
miała tak strasznej nocy.
Przed
jej oczami przewijały się obrazy: morderstwa popełniane z zimną
krwią i lodowatym spokojem w duszy, gwałty i rabunki, sceny walki,
ogień, kociołek z tajemniczym wywarem; ten element zresztą
pojawiał się najczęściej. Nad kociołkiem widziała ciemne oczy
wpatrzone w nią z nienawiścią, czuła fale obrzydzenia
przepływające przez jej ciało. Wokół niej słychać było
pogańskie nawoływania i śpiewy. Patrzyła na sylwetki ludzi
tańczących wokół ogniska w jakimś pradawnym, mistycznym tańcu.
Z tyłu widziała wielkie kamienie, odcinające się na wieczornym
niebie. – To chyba megality – pomyślała półprzytomnie.
Skupiła na nich uwagę, aby nie mieć już żadnych nowych wizji.
Wreszcie udało jej się wyrwać z koszmaru.
Usiadła
na łóżku z bijącym sercem, przepocona, przerażona i zmarznięta.
Nadal nie mogła uwierzyć w to co widziała, ale bała się zamknąć
oczy, aby obraz nie powrócił znowu. Nie rozumiała skąd to się
wzięło, nie była pewna czy chce wiedzieć.
Ja
natomiast doskonale znałem przyczynę – to musiały być te
feralne karty. Wcześniej rozmawiałem z przełożonym i dostałem
zgodę na użycie wszystkich środków, aby zawrócić dziewczynę z
tej drogi, wliczając w to ukazanie się w postaci Anioła.
Zamierzałem
wykorzystać to teraz, i by dodać dramatyzmu sytuacji, najpierw
wykonałem kilka dodatkowych czynności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz