poniedziałek, 9 marca 2015

AZ Rozdział Pięćdziesiąty Pierwszy&Drugi

**
Jerzy tymczasem obserwował postępy pana Henia, który bardzo się starał wypełniać zobowiązania. Co wieczór czytał ustęp z Biblii, dawało mu to jakieś wewnętrzne ukojenie i spokój. Wyrzucił wszystkie butelki po alkoholu, ogarnął cały dom, lecz nadal nie czuł się dobrze. Postanowił wysprzątać wszystkie kąty, może nawet odmalować sufit?
- W sumie idzie Boże Narodzenie, na chwałę Pana mógłbym się trochę postarać.
Następny tydzień poświęcił na wielkie porządki. Powyrzucał wszystkie połamane sprzęty, zostawił tylko te, które można było naprawić. Zdrapał odpadający tynk, na jego miejsce położył nowy, odmalował też nieco ściany, przynajmniej tam, gdzie wyglądały one najgorzej. Naprawił meble, połatał starą kapę, wyprał ubrania, wykąpał się i ogolił. Spojrzał w lustro, aby ocenić efekty.
- O w mordę! Wyglądam zupełnie jak nie ja! – pan Henio nie mógł się nadziwić. – Nawet lat mi odjęło, i oczy nie są takie mętne... Możebym pracy poszukał? Skoro mam iść ścieżką dobra, to nie wolno mi już kraść, a pieniądze się kończą...

Następnego dnia stanął przed Urzędem Pracy i nieśmiało wszedł do środka. Uprzejmie zapytał woźnego, gdzie ma się udać. Dostał dokładne wskazówki, stanął przed pokojem numer dziewięć i zaczął zastanawiać się co on właściwie może robić. Pewnie znajdzie się jakieś zajęcie – pomyślał – trzeba tylko spytać.
Zapukał grzecznie i wszedł do środka. Przy biurku siedziała starsza kobieta, w okularach, przeglądając jakieś papiery.
- Przepraszam, mogę wejść? – zapytał Henio.
- Proszę – odparła. – W jakiej sprawie?
- Ja w sprawie pracy.
- Jest pan zarejestrowany jako bezrobotny?
- Nie wiem, nie pamiętam. Dawno tu nie byłem.
- Pana nazwisko?
- Wyszkowski, Henryk Wyszkowski.
- Niech pan poczeka, sprawdzę – powiedziała i przeszła do drugiej sali. Słychać było stukot szuflad i szeleszczenie przekładanych papierów. Po kilku minutach urzędniczka wróciła.
- Mamy pana wpis, sprzed siedmiu lat, po tym jak stracił pan pracę w zakładzie, gdzie skierowano pana z tego wariatkowa. Z takimi papierami to nie łatwo będzie o pracę dla pana – mówiła dalej. – Chyba że zacząłby pan od czegoś prostszego, niech no spojrzę, coś tu chyba było...
- Ja rozumiem, ale ostatnie badania wykazały, że jestem zdrowy. Zresztą nie jestem wybredny, potrzebuję pracy, nawróciłem się i muszę uczciwie zarabiać na życie.
Kobieta spojrzała zdziwiona na mężczyznę siedziącego naprzeciwko niej. Wyglądał porządnie, wyrażał się grzecznie... Ciekawe z czego się nawraca. Coś ją podkusiło, żeby się zapytać.
- Może coś dla pana znajdziemy. A z czego to się pan nawraca, jeśli można zapytać?
- Byłem nałogowym pijakiem, proszę pani. Wdawałem się w bójki, kradłem. Miałem jednak objawienie i zwróciłem twarz w stronę Pana. Nie piję już od tygodnia, co wieczór czytam Biblię i staram się być dobrym człowiekiem.
- To się chwali – odparła urzędniczka. – Mój świętej pamięci mąż prawie zapił się na śmierć. Nigdy nie było mi go żal.
- Nade mną czuwa mój Anioł Stróż – uśmiechnął się pan Henio. – Teraz muszę być grzeczny, żeby się o mnie nie martwił.

Przysłuchiwałem się tej rozmowie razem z Jerzym, postanowiłem bowiem zajrzeć do moich pomocników, którzy radzili sobie nadspodziewanie dobrze.
- Niezły jest szefie, prawda? – Jerzy patrzył na mnie z dumną miną.
- Niezły to ty jesteś, ładnie go przekonałeś. Niesamowicie dobrze się trzyma w tej abstynencji.
- Prawda? I pracy szuka, może jeszcze coś z niego będzie.
- Na pewno. Słuchajmy dalej, ciekaw jestem co znajdzie.

Podczas gdy urzędniczka poszukiwała ofert dla Henia, gawędzili sobie miło o życiu, o zbliżających się świętach.
- Myślę, że to może pana zainteresować – powiedziała wreszcie kobieta, podając mu kartkę papieru.
- Woźny w szkole? Pewnie, że tak. I widzę, że oferują także obiad w stołówce szkolnej. Bardzo wygodnie.
- No dobrze. Umówię pana na spotkanie z kierownikiem do spraw administracyjnych, niech pan przyjdzie do nas jutro, to powiem panu na kiedy. Bo telefonu nadal pan nie ma, prawda?
- Prawda szanowna Pani. Bardzo dziękuje za pomoc, zgłoszę się jutro. Uszanowanie!

Pan Henio szedł zadowolony do domu. Udało mu się coś znaleźć, i jeszcze porozmawiał z tą miłą kobietą. Życie jest piękne, a on jutro dowie się kiedy ma rozmowę w sprawie pracy.

*
Jan ledwo widział na oczy. Często siedział po nocach i czytał notatki, starając się jak najwięcej zapamiętać. Czasami wpadała do niego Hanka i razem gawędzili o minionym dniu. Ostatnio zaprosiła go na premierę swojego musicalu, poczuł się tym bardzo wyróżniony.
- Przecież jesteś dla mnie jak rodzina – mówiła uśmiechając się pięknie. – Babcię i dziadka też zaprosiłam, obiecali, że przyjdą.

Już nie czuł się taki samotny, ani opuszczony, łatwiej też przychodziło mu rozmawianie z obcymi ludźmi. Ostatnio wracając z wykładów widywał młodego człowieka, pewnie w jego wieku, który zawsze miał wielki miecz ze sobą. Podejrzewał, że należał on do jakiegoś Bractwa, jednak obawiał się zapytać. Mógł zostać wyśmiany, albo w ogóle zignorowany. Westchnął i wrócił do nauki. Chciał zaliczyć wszystkie egzaminy w terminie zerowym, zostały mu już tylko dwa, z czego jeden jutro. Spojrzał na budzik – wskazywał godzinę dwudziestą trzecią. Egzamin zaczynał się o dwunastej, wcześniej nie miał zajęć. Mógł zatem wyjść z domu koło jedenastej. Prześpi się ze cztery godziny, czyli może się pouczyć tak do pierwszej – drugiej. Wstanie około szóstej i jeszcze będzie czas na powtórki.
- Tak, to najlepsze rozwiązanie – pomyślał. Gramatyka nigdy nie była jego mocną stroną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz