***
Była
połowa grudnia, gdy zająłem się tym dodatkowy zadaniem. Nieco
nietypowym powiedziałbym, lecz podjąłem się go chętnie. W
kamienicy wszystko układało się pomyślnie, zresztą Detta i Jerzy
radzili sobie doskonale.
Jak
się okazało moja nowa podopieczna była istotą mocno problemową,
zresztą jak większość nastolatek w jej wieku. Nie, nie była
widzącą w normalnym tego słowa znaczeniu, jednak miała pewne
predyspozycje do widzenia rzeczy niedostępnych dla normalnych
śmiertelników, parała się też czarną magią.
Dziewczyna
mieszkała w zwykłym bloku, w osiedlu położonym na krańcach
miasta. Nie była jedynaczką, miała starszą siostrę o imieniu
Monika, jednak różnica wieku była znaczna, prawie dziesięć lat.
Monika była samodzielna, mieszkała obecnie w Holandii, gdzie uczyła
się i dorabiała w barach jako kelnerka. Siostry pisywały do
siebie, jednak raczej dla podtrzymania kontaktu niż dla chęci
wypływającej z potrzeby ducha .
Inga,
bo tak miała na imię, drobna szesnastolatka, przechodziła właśnie
okres buntu. Słuchała ciężkiej muzyki, o mocnych i dudniących
brzmieniach, ubierała się na czarno. Zazwyczaj zakładała
powłóczystą długą spódnicę, do tego obcisły podkoszulek,
raczej luźna koszula lub sweter i ciężkie wojskowe buciory. Była
szczupła, jasne włosy ufarbowane miała na kolor smoły, co
nadawało jej twarzy trupi wyraz, zwłaszcza gdy nałożyła makijaż
– ciemne kreski wokół oka i czarny tusz do rzęs.
Nie
mam nic przeciwko ludziom interesującym się magią czy czarami,
przynajmniej dopóki nie chcą nikogo skrzywdzić i działają w
dobrej wierze. Jednak magia sama w sobie potrafi być niebezpieczna,
zwłaszcza zaś karty tarota, które posiadają ogromną moc. Prawdą
też jest to, że talia musi mieć swojego właściciela, jedynego
właściciela, z którym będzie idealnie zgrana. Dlatego tak ważne
jest samodzielne wybranie talii, nie dotykanie kart przez osoby
postronne, słowem przestrzeganie surowych zasad obchodzenia się z
tymi magicznymi przedmiotami
Inga
jednak ignorowała te nakazy. Obyłoby się bez problemu, gdyby karty
nie posiadały pełni mocy, lecz te, które znalazła jakiś czas
temu na strychu opuszczonego budynku, były nią przesiąknięte.
Należały wcześniej do starej Cyganki, która doskonale opanowała
sztukę wróżenia. Miała też mocny charakter, dlatego też wybrała
sobie silną talię – potrafiła nad nią zapanować. Moja panna
nie miała takiej siły duchowej, nie znała też dobrze kart, a dla
początkujących mogło się to źle skończyć.
-
Inga, czy mogłabyś wyrzucić śmieci? – spytała matka wchodząc
do pokoju. Spojrzała na córkę – miała na uszach słuchawki,
więc jak zwykle nic nie słyszała. Woleli jednak żeby to ona nie
słyszała ich głosów, niż gdyby wszyscy w domu ogłuchli, co
miało miejsce przed zakupem słuchawek. Kobieta westchnęła i
podeszła bliżej; położyła rękę na ramieniu córki i delikatnie
potrząsnęła.
-
Inga?
Dziewczyna
podskoczyła i spojrzała na matkę. Zdjęła słuchawki – Co
znowu? – spytała niegrzecznie.
-
Pytałam się, czy mogłabyś wyrzucić śmieci. Ja szykuję obiad, a
ojciec jeszcze nie wrócił do domu.
-
Czy ja nie mogę mieć nawet odrobiny spokoju – westchnęła
teatralnie. – Dobrze, wyrzucę te śmieci, ale za chwilę. Teraz
nie mogę – odparła i założyła z powrotem słuchawki. Nie
lubiła jak jej przerywano, bez względu na to co robiła. Nawet
jeśli było to tylko słuchanie muzyki.
Nie
rozumiała swojej matki, nie chciała. Uważała ją za głupią i
mało wyrozumiałą, czasami się jej nawet wstydziła. A koleżanki
uważały, że jej mama jest taka fajna! Prychnęła z niechęcią.
Oni nic nie wiedzą. Podobnie rzecz miała się z ojcem, i to z nim
najczęściej się kłóciła, jak wtedy gdy zabronił jej iść na
koncert rockowy. Życzyła mu bardzo źle, klęła długo i szpetnie,
gdy siedziała zamknięta w swoim pokoju. Ku jej zdziwieniu tego
wieczora ojciec skaleczył się w rękę, nóż mu się omsknął.
Nigdy jeszcze się to nie zdarzyło. Zastanawiało ją czy był to
tylko zbieg okoliczności czy też rzeczywiście zadziałała jej
wola. Bo jeśli tak, to znaczyłoby, że może być prawdziwą
czarownicą. Popadła w marzenia, w których wyobrażała sobie jakie
to fantastyczne rzeczy mogłaby robić za pomocą czarów…
Zdjęła
słuchawki, wyłączyła odtwarzacz mp3 i sięgnęła do szuflady
biurka – leżał tam podręcznik do tarota i karty. Studiowała
książkę w każdej wolnej chwili, potem uczyła się na pamięć
znaczeń. Z kartami była ciekawa sprawa, w sumie znalazła się na
tamtym strychu przypadkiem, tak jakby miała tam być.
Było
to podczas jednej z jej nocnych wycieczek, coś ciągnęło ją na
zewnątrz, miała ochotę pobyć sama. Zdarzało się to coraz
częściej, po prostu musiała wyjść i odetchnąć świeżym
powietrzem. Rodzice o niczym nie wiedzieli, dopiero by było jakby
wyszły na jaw jej nocne włóczęgi po okolicy.
Nastała
wczesna jesień, noce jeszcze dość ciepłe, a ona lubiła chodzić
nad jezioro i obserwować księżyc. Wpatrywać się w gwiazdy,
obserwować przemykające po nocnym niebie chmury, albo ciemne
sylwetki ptaków.
Spacerowała
ulicami osiedla nie zwracając uwagi na to, w którą stronę idzie.
Tak doszła do osiedla z zabudową willową, gdzie domy stały dość
blisko siebie, jednak każdy z nich miał swój maleńki ogródek.
Większość z tych budynków była odnowiona i zadbana.
Reprezentacyjne domy dla bogatych ludzi – pomyślała z pogardą
dziewczyna. Doszła już do końca alejki, kiedy zauważyła
zaniedbaną posesję. Ogród był zarośnięty, żywopłot
nieprzystrzyżony, a budynek wyglądał na opuszczony. Znalazła
dziurę w ogrodzeniu i bez problemu się przez nią przecisnęła.
Dom wyglądał strasznie: okna były puste, bez szyb, hulał po nich
wiatr. Podeszła do drzwi – były otwarte. Przeraźliwie
zaskrzypiały przy otwieraniu, lecz z domu nie usłyszała żadnego
dźwięku. Niby cień wemknęła się do środka.
W
pokojach leżały liście, przywiane przez silne wiatry hulające po
ogrodzie. Szeleściły pod jej stopami tajemniczo, jakby z
ostrzeżeniem „Nie wchodź tutaj! To nie miejsce dla Ciebie”. Ona
jednak nie słyszała szeptów, a dom przesycony atmosferą
mistycyzmu i oczekiwania bardzo jej się podobał. Wydawało się, że
czuje się jak ryba w wodzie, przynajmniej wydawało.
Niepewnie
rozejrzała się wokół – znajdowała się w dużym holu, albo
raczej pokoju przechodnim, gdyż wokół znajdowało się mnóstwo
drzwi i przejść. Na ścianach wisiały omotane pajęczynami obrazy,
w rogu stała nawet stara rycerska zbroja. Mocno zardzewiała, ale
jednak. Inga podeszła do niej z wahaniem, okazała się niższa od
niej. Pamiętała z lekcji historii, że ludzie żyjący kilka wieków
temu byli niżsi niż obecnie. Zaciekawiona postanowiła przejść
między dwoma kolumnami, prowadzącymi prawdopodobnie do salonu.
Podłoga wyłożona była marmurem, tupot jej stóp rozlegał się
stłumionym przez kurz echem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz