wtorek, 17 marca 2015

AZ Rozdział Pięćdziesiąty Szósty

***
Była połowa grudnia, gdy zająłem się tym dodatkowy zadaniem. Nieco nietypowym powiedziałbym, lecz podjąłem się go chętnie. W kamienicy wszystko układało się pomyślnie, zresztą Detta i Jerzy radzili sobie doskonale.
Jak się okazało moja nowa podopieczna była istotą mocno problemową, zresztą jak większość nastolatek w jej wieku. Nie, nie była widzącą w normalnym tego słowa znaczeniu, jednak miała pewne predyspozycje do widzenia rzeczy niedostępnych dla normalnych śmiertelników, parała się też czarną magią.

Dziewczyna mieszkała w zwykłym bloku, w osiedlu położonym na krańcach miasta. Nie była jedynaczką, miała starszą siostrę o imieniu Monika, jednak różnica wieku była znaczna, prawie dziesięć lat. Monika była samodzielna, mieszkała obecnie w Holandii, gdzie uczyła się i dorabiała w barach jako kelnerka. Siostry pisywały do siebie, jednak raczej dla podtrzymania kontaktu niż dla chęci wypływającej z potrzeby ducha .

Inga, bo tak miała na imię, drobna szesnastolatka, przechodziła właśnie okres buntu. Słuchała ciężkiej muzyki, o mocnych i dudniących brzmieniach, ubierała się na czarno. Zazwyczaj zakładała powłóczystą długą spódnicę, do tego obcisły podkoszulek, raczej luźna koszula lub sweter i ciężkie wojskowe buciory. Była szczupła, jasne włosy ufarbowane miała na kolor smoły, co nadawało jej twarzy trupi wyraz, zwłaszcza gdy nałożyła makijaż – ciemne kreski wokół oka i czarny tusz do rzęs.

Nie mam nic przeciwko ludziom interesującym się magią czy czarami, przynajmniej dopóki nie chcą nikogo skrzywdzić i działają w dobrej wierze. Jednak magia sama w sobie potrafi być niebezpieczna, zwłaszcza zaś karty tarota, które posiadają ogromną moc. Prawdą też jest to, że talia musi mieć swojego właściciela, jedynego właściciela, z którym będzie idealnie zgrana. Dlatego tak ważne jest samodzielne wybranie talii, nie dotykanie kart przez osoby postronne, słowem przestrzeganie surowych zasad obchodzenia się z tymi magicznymi przedmiotami

Inga jednak ignorowała te nakazy. Obyłoby się bez problemu, gdyby karty nie posiadały pełni mocy, lecz te, które znalazła jakiś czas temu na strychu opuszczonego budynku, były nią przesiąknięte. Należały wcześniej do starej Cyganki, która doskonale opanowała sztukę wróżenia. Miała też mocny charakter, dlatego też wybrała sobie silną talię – potrafiła nad nią zapanować. Moja panna nie miała takiej siły duchowej, nie znała też dobrze kart, a dla początkujących mogło się to źle skończyć.

- Inga, czy mogłabyś wyrzucić śmieci? – spytała matka wchodząc do pokoju. Spojrzała na córkę – miała na uszach słuchawki, więc jak zwykle nic nie słyszała. Woleli jednak żeby to ona nie słyszała ich głosów, niż gdyby wszyscy w domu ogłuchli, co miało miejsce przed zakupem słuchawek. Kobieta westchnęła i podeszła bliżej; położyła rękę na ramieniu córki i delikatnie potrząsnęła.
- Inga?
Dziewczyna podskoczyła i spojrzała na matkę. Zdjęła słuchawki – Co znowu? – spytała niegrzecznie.
- Pytałam się, czy mogłabyś wyrzucić śmieci. Ja szykuję obiad, a ojciec jeszcze nie wrócił do domu.
- Czy ja nie mogę mieć nawet odrobiny spokoju – westchnęła teatralnie. – Dobrze, wyrzucę te śmieci, ale za chwilę. Teraz nie mogę – odparła i założyła z powrotem słuchawki. Nie lubiła jak jej przerywano, bez względu na to co robiła. Nawet jeśli było to tylko słuchanie muzyki.

Nie rozumiała swojej matki, nie chciała. Uważała ją za głupią i mało wyrozumiałą, czasami się jej nawet wstydziła. A koleżanki uważały, że jej mama jest taka fajna! Prychnęła z niechęcią. Oni nic nie wiedzą. Podobnie rzecz miała się z ojcem, i to z nim najczęściej się kłóciła, jak wtedy gdy zabronił jej iść na koncert rockowy. Życzyła mu bardzo źle, klęła długo i szpetnie, gdy siedziała zamknięta w swoim pokoju. Ku jej zdziwieniu tego wieczora ojciec skaleczył się w rękę, nóż mu się omsknął. Nigdy jeszcze się to nie zdarzyło. Zastanawiało ją czy był to tylko zbieg okoliczności czy też rzeczywiście zadziałała jej wola. Bo jeśli tak, to znaczyłoby, że może być prawdziwą czarownicą. Popadła w marzenia, w których wyobrażała sobie jakie to fantastyczne rzeczy mogłaby robić za pomocą czarów…
Zdjęła słuchawki, wyłączyła odtwarzacz mp3 i sięgnęła do szuflady biurka – leżał tam podręcznik do tarota i karty. Studiowała książkę w każdej wolnej chwili, potem uczyła się na pamięć znaczeń. Z kartami była ciekawa sprawa, w sumie znalazła się na tamtym strychu przypadkiem, tak jakby miała tam być.

Było to podczas jednej z jej nocnych wycieczek, coś ciągnęło ją na zewnątrz, miała ochotę pobyć sama. Zdarzało się to coraz częściej, po prostu musiała wyjść i odetchnąć świeżym powietrzem. Rodzice o niczym nie wiedzieli, dopiero by było jakby wyszły na jaw jej nocne włóczęgi po okolicy.
Nastała wczesna jesień, noce jeszcze dość ciepłe, a ona lubiła chodzić nad jezioro i obserwować księżyc. Wpatrywać się w gwiazdy, obserwować przemykające po nocnym niebie chmury, albo ciemne sylwetki ptaków.

Spacerowała ulicami osiedla nie zwracając uwagi na to, w którą stronę idzie. Tak doszła do osiedla z zabudową willową, gdzie domy stały dość blisko siebie, jednak każdy z nich miał swój maleńki ogródek. Większość z tych budynków była odnowiona i zadbana. Reprezentacyjne domy dla bogatych ludzi – pomyślała z pogardą dziewczyna. Doszła już do końca alejki, kiedy zauważyła zaniedbaną posesję. Ogród był zarośnięty, żywopłot nieprzystrzyżony, a budynek wyglądał na opuszczony. Znalazła dziurę w ogrodzeniu i bez problemu się przez nią przecisnęła. Dom wyglądał strasznie: okna były puste, bez szyb, hulał po nich wiatr. Podeszła do drzwi – były otwarte. Przeraźliwie zaskrzypiały przy otwieraniu, lecz z domu nie usłyszała żadnego dźwięku. Niby cień wemknęła się do środka.
W pokojach leżały liście, przywiane przez silne wiatry hulające po ogrodzie. Szeleściły pod jej stopami tajemniczo, jakby z ostrzeżeniem „Nie wchodź tutaj! To nie miejsce dla Ciebie”. Ona jednak nie słyszała szeptów, a dom przesycony atmosferą mistycyzmu i oczekiwania bardzo jej się podobał. Wydawało się, że czuje się jak ryba w wodzie, przynajmniej wydawało.
Niepewnie rozejrzała się wokół – znajdowała się w dużym holu, albo raczej pokoju przechodnim, gdyż wokół znajdowało się mnóstwo drzwi i przejść. Na ścianach wisiały omotane pajęczynami obrazy, w rogu stała nawet stara rycerska zbroja. Mocno zardzewiała, ale jednak. Inga podeszła do niej z wahaniem, okazała się niższa od niej. Pamiętała z lekcji historii, że ludzie żyjący kilka wieków temu byli niżsi niż obecnie. Zaciekawiona postanowiła przejść między dwoma kolumnami, prowadzącymi prawdopodobnie do salonu. Podłoga wyłożona była marmurem, tupot jej stóp rozlegał się stłumionym przez kurz echem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz