**
Siedzieliśmy
w milczeniu, po chwili odezwała się Inga.
– Teraz
lepiej rozumiem twoje przestrogi, będę im posłuszna, obiecuję.
-
Zatem w legendzie jest ziarnko prawdy – mruknąłem do siebie. Losy
czarownicy mocno mnie dotknęły, nie chciałem jednak się do tego
przyznać.
-
Cóż moi drodzy. Jesteście może i wdzięcznymi słuchaczami, ale
na mnie już czas. Aniołki czekają – powiedział kot wlepiając
we mnie ślepia.
-
Żegnaj, nigdy cię nie zapomnę – dziewczyna miała łzy w oczach.
-
Do zobaczenia Gabrielu – usłyszałem i postać kota rozpłynęła
się w powietrzu.
-
To wszystko wydarzyło się naprawdę? – spytała mnie Inga po
chwili milczenia.
-
Oczywiście. Ale nie mogę cię uszczypnąć, bo jestem
niematerialny. Jak wspomniałem jestem Aniołem.
-
Acha. Trochę za dużo wrażeń jak na jeden dzień – wydukała.
-
Faktycznie. Choć wszystko dobrze się skończyło. Mam nadzieję, że
wyciągniesz z tej lekcji odpowiednie wnioski – powiedziałem. –
Zapomnisz o ciemnej stronie magii, może też nieco bardziej docenisz
rodziców? Wystarczy, że będziesz dla nich nieco milsza – dodałem
patrząc na jej nieszczęśliwą minę.
-
Nie byłam najgrzeczniejszą córką na świecie, co?
-
Ale i nie najgorszą. Po prostu postaraj się być dobra dla innych,
nie wyjdziesz na tym źle, słowo honoru.
-
Spoko, zrozumiałam. Postaram się, ale nie wszystko od razu. Ten kot
mówił coś o amulecie?
-
Tak, leży na oknie – odparłem i podałem jej złoty wisiorek,
niewielką łezkę z dziwnym pismem na krawędziach.
-
Jest śliczny! – oglądała go ze wszystkich stron - Mam nadzieję,
że będzie mnie chronił.
-
Na pewno, zrobiła go przecież najprawdziwsza czarownica –
roześmiałem się. – Prześpij się teraz dziewczyno, już ranek.
Sobota.
-
Tak – odparła wsuwając się pod pościel – Nie muszę iść do
szkoły – wymruczała i zapadła w sen.
Kolejne
zadanie było rozwiązane. Cieszyłem się, gdyż nie każde jest tak
łatwe i przyjemne, ale miałem też pomoc. Postanowiłem utrwalić
opowiadanie Klejnocika, więc zaszyłem się na kilka dni do
biblioteki, aby spisać prawdziwą legendę o pokutujących duszach.
****
Dni
na ziemi mijały szybko – Święta Bożego Narodzenia zbliżały
się wielkimi krokami, a moi podopieczni donosili mi o zakończeniu
działań pod kryptonimem „Kamienica”
Henio
pracował jako woźny w szkole podstawowej, był ulubieńcem
dzieciaków, zawsze potrafił pomóc, gdy miały jakiś problem.
Przychodziły, opowiadały o niesprawiedliwości na jakiejś lekcji i
od razu robiło im się lżej. On cytował im Biblię i przekonywał,
że nie jest najgorzej. Ostrzegał też przed wagarami, jeśli
wiedział, że Dyrektor jest w szkole. Był lubiany także przez
sprzątaczki – miły i uprzejmy, robił dobre wrażenie.
Rodzina
Koryckich radziła sobie całkiem nieźle. Pani Renata dostała do
pomocy pokojówkę, sama zaś zajmowała się gotowaniem i trzymaniem
dyscypliny w domu. Ania razem z Ewelinką poznawały pierwsze litery,
Patryk bawił się z chłopcami z sąsiedztwa. W domu było czuć
zbliżające się święta. Wszystko było wypucowane, w spiżarni
czekały już zapasy do przygotowania wigilijnej kolacji. Dzieci
robiły zabawki na choinkę, pan Wojtek obiecał, że jeszcze w tym
tygodniu przyniesie drzewko.
Jan
zdał wszystkie egzaminy i dostał upragnione stypendium. Rozmowy z
Hanką oraz przybranymi dziadkami umacniały jego pewność siebie,
poza tym jakiś wewnętrzny głos kazał mu spróbować: „Przecież
nie masz nic do stracenia”. Tego dnia postanowił zaryzykować.
Reklamę
średniowiecznego jarmarku widział od tygodni, jednak wcześniej nie
bardzo miał czas, aby się tam wybrać. Nie miał jeszcze prezentu
dla przyszywanych dziadków, więc uznał że taki jarmark może być
idealnym miejscem, gdzie można coś fajnego znaleźć. Razem z
Hanią oglądali stoiska z ziołami, biżuterią i wyrobami
garncarskimi, aż dotarli do płatnerzy. Zachęcony przez dziewczynę
rozpoczął rozmowę o produkcji średniowiecznych mieczy
dwuręcznych, która zaowocowała dłuższą pogawędką i
zapoznaniem się z rycerzami z różnych bractw. Pierwszy krok został
uczyniony, kontakty z odpowiednimi ludźmi nawiązane.
Inga
grzecznie wyrzucała śmieci – starała się pomagać rodzicom na
miarę swoich możliwości. Nie zdobyła się jeszcze na rozmowę z
nimi, lecz chciała pokazać, że zmienia się na lepsze. Dopytywała
się także o ten opuszczony dom, w którym znalazła karty. Udało
jej się skontaktować z właścicielem, nie mógł uwierzyć, że
przestało straszyć. Spotkali się nawet w tamtym domu, żeby sam
mógł sprawdzić, iż nie mieszkają tam już żadne duchy.
Młodzieniec był jedynym spadkobiercą, bardzo jej dziękował, w
sumie pomogła mu odzyskać rodzinny majątek. Spytał się nawet,
czy nie chciała by pomóc przy sprzątaniu domu, bo wydawała się
bardzo tym zainteresowana. Za niewielką zapłatą oczywiście.
-
Bardzo chętnie – odparła.
-
Muszę też wejść na strych i powyrzucać stare i zniszczone meble
– zaczął, lecz dziewczyna mu przerwała.
-
Ja chętnie je wezmę! Nawet jako zapłatę. Kocham stare meble –
dodała nieśmiało.
-
No dobrze. Obejrzymy co tam jest i wybierzesz coś dla siebie. Umowa
stoi?
-
Stoi!
Stała
teraz uśmiechnięta przy sekretarzyku, który odnowiła
własnoręcznie i wspominała czarownicę z minionych czasów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz