piątek, 27 marca 2015

AZ Rozdział Sześćdziesiąty Pierwszy

**
Siedzieliśmy w milczeniu, po chwili odezwała się Inga.
Teraz lepiej rozumiem twoje przestrogi, będę im posłuszna, obiecuję.
- Zatem w legendzie jest ziarnko prawdy – mruknąłem do siebie. Losy czarownicy mocno mnie dotknęły, nie chciałem jednak się do tego przyznać.
- Cóż moi drodzy. Jesteście może i wdzięcznymi słuchaczami, ale na mnie już czas. Aniołki czekają – powiedział kot wlepiając we mnie ślepia.
- Żegnaj, nigdy cię nie zapomnę – dziewczyna miała łzy w oczach.
- Do zobaczenia Gabrielu – usłyszałem i postać kota rozpłynęła się w powietrzu.

- To wszystko wydarzyło się naprawdę? – spytała mnie Inga po chwili milczenia.
- Oczywiście. Ale nie mogę cię uszczypnąć, bo jestem niematerialny. Jak wspomniałem jestem Aniołem.
- Acha. Trochę za dużo wrażeń jak na jeden dzień – wydukała.
- Faktycznie. Choć wszystko dobrze się skończyło. Mam nadzieję, że wyciągniesz z tej lekcji odpowiednie wnioski – powiedziałem. – Zapomnisz o ciemnej stronie magii, może też nieco bardziej docenisz rodziców? Wystarczy, że będziesz dla nich nieco milsza – dodałem patrząc na jej nieszczęśliwą minę.
- Nie byłam najgrzeczniejszą córką na świecie, co?
- Ale i nie najgorszą. Po prostu postaraj się być dobra dla innych, nie wyjdziesz na tym źle, słowo honoru.
- Spoko, zrozumiałam. Postaram się, ale nie wszystko od razu. Ten kot mówił coś o amulecie?
- Tak, leży na oknie – odparłem i podałem jej złoty wisiorek, niewielką łezkę z dziwnym pismem na krawędziach.
- Jest śliczny! – oglądała go ze wszystkich stron - Mam nadzieję, że będzie mnie chronił.
- Na pewno, zrobiła go przecież najprawdziwsza czarownica – roześmiałem się. – Prześpij się teraz dziewczyno, już ranek. Sobota.
- Tak – odparła wsuwając się pod pościel – Nie muszę iść do szkoły – wymruczała i zapadła w sen.

Kolejne zadanie było rozwiązane. Cieszyłem się, gdyż nie każde jest tak łatwe i przyjemne, ale miałem też pomoc. Postanowiłem utrwalić opowiadanie Klejnocika, więc zaszyłem się na kilka dni do biblioteki, aby spisać prawdziwą legendę o pokutujących duszach.


****
Dni na ziemi mijały szybko – Święta Bożego Narodzenia zbliżały się wielkimi krokami, a moi podopieczni donosili mi o zakończeniu działań pod kryptonimem „Kamienica”

Henio pracował jako woźny w szkole podstawowej, był ulubieńcem dzieciaków, zawsze potrafił pomóc, gdy miały jakiś problem. Przychodziły, opowiadały o niesprawiedliwości na jakiejś lekcji i od razu robiło im się lżej. On cytował im Biblię i przekonywał, że nie jest najgorzej. Ostrzegał też przed wagarami, jeśli wiedział, że Dyrektor jest w szkole. Był lubiany także przez sprzątaczki – miły i uprzejmy, robił dobre wrażenie.

Rodzina Koryckich radziła sobie całkiem nieźle. Pani Renata dostała do pomocy pokojówkę, sama zaś zajmowała się gotowaniem i trzymaniem dyscypliny w domu. Ania razem z Ewelinką poznawały pierwsze litery, Patryk bawił się z chłopcami z sąsiedztwa. W domu było czuć zbliżające się święta. Wszystko było wypucowane, w spiżarni czekały już zapasy do przygotowania wigilijnej kolacji. Dzieci robiły zabawki na choinkę, pan Wojtek obiecał, że jeszcze w tym tygodniu przyniesie drzewko.

Jan zdał wszystkie egzaminy i dostał upragnione stypendium. Rozmowy z Hanką oraz przybranymi dziadkami umacniały jego pewność siebie, poza tym jakiś wewnętrzny głos kazał mu spróbować: „Przecież nie masz nic do stracenia”. Tego dnia postanowił zaryzykować.

Reklamę średniowiecznego jarmarku widział od tygodni, jednak wcześniej nie bardzo miał czas, aby się tam wybrać. Nie miał jeszcze prezentu dla przyszywanych dziadków, więc uznał że taki jarmark może być idealnym miejscem, gdzie można coś fajnego znaleźć. Razem z Hanią oglądali stoiska z ziołami, biżuterią i wyrobami garncarskimi, aż dotarli do płatnerzy. Zachęcony przez dziewczynę rozpoczął rozmowę o produkcji średniowiecznych mieczy dwuręcznych, która zaowocowała dłuższą pogawędką i zapoznaniem się z rycerzami z różnych bractw. Pierwszy krok został uczyniony, kontakty z odpowiednimi ludźmi nawiązane.

Inga grzecznie wyrzucała śmieci – starała się pomagać rodzicom na miarę swoich możliwości. Nie zdobyła się jeszcze na rozmowę z nimi, lecz chciała pokazać, że zmienia się na lepsze. Dopytywała się także o ten opuszczony dom, w którym znalazła karty. Udało jej się skontaktować z właścicielem, nie mógł uwierzyć, że przestało straszyć. Spotkali się nawet w tamtym domu, żeby sam mógł sprawdzić, iż nie mieszkają tam już żadne duchy. Młodzieniec był jedynym spadkobiercą, bardzo jej dziękował, w sumie pomogła mu odzyskać rodzinny majątek. Spytał się nawet, czy nie chciała by pomóc przy sprzątaniu domu, bo wydawała się bardzo tym zainteresowana. Za niewielką zapłatą oczywiście.
- Bardzo chętnie – odparła.
- Muszę też wejść na strych i powyrzucać stare i zniszczone meble – zaczął, lecz dziewczyna mu przerwała.
- Ja chętnie je wezmę! Nawet jako zapłatę. Kocham stare meble – dodała nieśmiało.
- No dobrze. Obejrzymy co tam jest i wybierzesz coś dla siebie. Umowa stoi?
- Stoi!
Stała teraz uśmiechnięta przy sekretarzyku, który odnowiła własnoręcznie i wspominała czarownicę z minionych czasów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz