środa, 25 marca 2015

AZ Rozdział Sześćdziesiąty

Następne lata mojego żywota pominę milczeniem. Dość powiedzieć, że współuczestniczyłam we wszystkim, co wcześniej uważałam za złe, okrutne, podłe i obrzydliwe. Nadal brałam udział w wycieczkach na stały ląd, jednak tym razem raczej jako wspólniczka. Wyszukiwałam sobie służbę, często spośród potomstwa arystokracji, co sprawiało mi niebywałą radość. A już uwodzenie królewskich dzieci było dla mnie największą rozrywką. Nie zwracałam uwagi na płeć czy wiek, sam fakt omotania takiej osoby był dla mnie nagrodą. I pewnie żylibyśmy długo i szczęśliwie na naszej wyspie, gdyby nie dwa wydarzenia, które zbiegły się w czasie.

Po pierwsze możni panowie mieli dość władzy Dorchasa. Postanowili połączyć siły i zniszczyć to gniazdo zła i rozpusty, jak nazywali naszą wyspę. W tajemnicy rozpoczęli mobilizację wojsk i cichaczem przerzucali oddziały na wybrzeże. Zapewnili sobie także kilka statków, abyśmy nie mogli uciec drogą morską.
W międzyczasie jeden z moich książęcych kochanków zaryzykował i poprosił mnie o pomoc. Chłopak mnie już nudził, nie wykazywał się w łóżku, więc zamierzałam go odesłać. Miał prawo do jednego życzenia, które mogłam spełnić lub nie, w zależności od mojego kaprysu. Poprosił o miłosny napój, który sprawi, że zakochana dziewczyna mu się odda. Zaśmiałam się pytając, czy sam nie może sobie poradzić z takim wyzwaniem. Odpowiedział zbywająco, iż dziewczę obawia się rodziców, ale kocha go nad życie i na pewno nie będzie żałować decyzji. No, chyba że nie potrafię takiego eliksiru stworzyć… - podjudził mnie, a ja się dałam nabrać.
Nie wiem czy ten idiota wpadł na to sam czy współpracował z kimś innym, bo moim zdaniem jego mózg nie nadawał się do obmyślania chytrych planów, faktem było, że eliksir stworzyłam i dałam tej mendzie.

Skutki poznałam kilka dni później. Do Dorchadasa przybyło poselstwo druidzkie, żądając zadośćuczynienia. Okazało się, że wybranką mojego księciunia była jedyna córka Mistrza Druidów. Wskazana przez bogów do pełnienia służby kapłańskiej, miała pozostać dziewicą do dnia zaślubin z bogami. Jak się domyślacie mój eliksir wszystko zmienił. Nie czekałam na decyzję Dorchy, zwinęłam moje najpotrzebniejsze rzeczy i uciekłam z wyspy. Druidzi nie poddawali się i prowadzili szeroko zakrojone poszukiwania, jednak stale udało mi się wymykać z ich rąk.
Byłam zła, zmęczona i głodna, emocje które mną targały doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Gdy tylko udało mi się spędzić noc w jednym miejscu rzuciłam dwa potężne czary. Jeden na druidów, aby wreszcie dali mi spokój i zaprzestali poszukiwań, drugi na parę, która przyprawiła mi tylu zmartwień. Zaklęcie miało sprawić, by te dwie dusze nigdy nie zaznały prawdziwej miłości, nigdy nie były razem i aby cierpiały do końca swego życia. Katusze te miały trwać jak najdłużej, upewniłam się zatem, że w kolejnych wcieleniach moja klątwa będzie działać.
Jak się okazało zadziałała bardzo szybko: książę został złożony w ofierze całopalnej, a dziewczynę zamurowano żywcem w wieży. Wtedy nie było mi ich żal.

Planowałam uciec na południe, jak najdalej od miejsc, w których mnie znano, jednak życie ułożyło się inaczej. Wyspę Dorchasa zaatakowały wojska możnych, wymordowały wszystkich, którzy stawiali jakikolwiek opór, a następnie podłożyli ogień, aby spalić siedzibę diabła. Czarownik uciekł, rozpoczęły się poszukiwania, w lasach zrobiło się tłumnie od gawiedzi poszukującej czarnoksiężnika i jego sługi. Okazało się, że szukano także mnie, czkawką odbiło mi się branie królewskich bachorów na przymusową służbę. Wpadłam w zasadzkę, pamiętam tylko, że straciłam przytomność.

Ocknęłam się w więziennym lochu, poraniona, z ogoloną głową. Moje pięknę jasne warkocze zostały obcięte i spalone, ten sam wyrok wydano na mnie. Przez rok siedziałam w ciemnicy, poniżona, głodna, na krawędzi życia. Wtedy przemyślałam moje życie i zapragnęłam zdjąć klątwę. To jednak okazało się niemożliwe, nie dało się tego zrobić bez odpowiednich remediów. Gdy ostatecznie zabrano mnie na tortury i trzeciego dnia postawiono na stosie, prosiłam Boga i Anioły o pomoc, wyraziłam skruchę i chęć odpokutowania grzechów. Ostatnie co pamiętam z tamtego wcielenia do krzyk tłuszczy zgromadzonej na placu i swąd palonego ciała. – I taka to historia – zakończył kot smutno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz