Następne
lata mojego żywota pominę milczeniem. Dość powiedzieć, że
współuczestniczyłam we wszystkim, co wcześniej uważałam za złe,
okrutne, podłe i obrzydliwe. Nadal brałam udział w wycieczkach na
stały ląd, jednak tym razem raczej jako wspólniczka. Wyszukiwałam
sobie służbę, często spośród potomstwa arystokracji, co
sprawiało mi niebywałą radość. A już uwodzenie królewskich
dzieci było dla mnie największą rozrywką. Nie zwracałam uwagi na
płeć czy wiek, sam fakt omotania takiej osoby był dla mnie
nagrodą. I pewnie żylibyśmy długo i szczęśliwie na naszej
wyspie, gdyby nie dwa wydarzenia, które zbiegły się w czasie.
Po
pierwsze możni panowie mieli dość władzy Dorchasa. Postanowili
połączyć siły i zniszczyć to gniazdo zła i rozpusty, jak
nazywali naszą wyspę. W tajemnicy rozpoczęli mobilizację wojsk i
cichaczem przerzucali oddziały na wybrzeże. Zapewnili sobie także
kilka statków, abyśmy nie mogli uciec drogą morską.
W
międzyczasie jeden z moich książęcych kochanków zaryzykował i
poprosił mnie o pomoc. Chłopak mnie już nudził, nie wykazywał
się w łóżku, więc zamierzałam go odesłać. Miał prawo do
jednego życzenia, które mogłam spełnić lub nie, w zależności
od mojego kaprysu. Poprosił o miłosny napój, który sprawi, że
zakochana dziewczyna mu się odda. Zaśmiałam się pytając, czy sam
nie może sobie poradzić z takim wyzwaniem. Odpowiedział zbywająco,
iż dziewczę obawia się rodziców, ale kocha go nad życie i na
pewno nie będzie żałować decyzji. No, chyba że nie potrafię
takiego eliksiru stworzyć… - podjudził mnie, a ja się dałam
nabrać.
Nie
wiem czy ten idiota wpadł na to sam czy współpracował z kimś
innym, bo moim zdaniem jego mózg nie nadawał się do obmyślania
chytrych planów, faktem było, że eliksir stworzyłam i dałam tej
mendzie.
Skutki
poznałam kilka dni później. Do Dorchadasa przybyło poselstwo
druidzkie, żądając zadośćuczynienia. Okazało się, że wybranką
mojego księciunia była jedyna córka Mistrza Druidów. Wskazana
przez bogów do pełnienia służby kapłańskiej, miała pozostać
dziewicą do dnia zaślubin z bogami. Jak się domyślacie mój
eliksir wszystko zmienił. Nie czekałam na decyzję Dorchy, zwinęłam
moje najpotrzebniejsze rzeczy i uciekłam z wyspy. Druidzi nie
poddawali się i prowadzili szeroko zakrojone poszukiwania, jednak
stale udało mi się wymykać z ich rąk.
Byłam
zła, zmęczona i głodna, emocje które mną targały doprowadzały
mnie do szewskiej pasji. Gdy tylko udało mi się spędzić noc w
jednym miejscu rzuciłam dwa potężne czary. Jeden na druidów, aby
wreszcie dali mi spokój i zaprzestali poszukiwań, drugi na parę,
która przyprawiła mi tylu zmartwień. Zaklęcie miało sprawić, by
te dwie dusze nigdy nie zaznały prawdziwej miłości, nigdy nie były
razem i aby cierpiały do końca swego życia. Katusze te miały
trwać jak najdłużej, upewniłam się zatem, że w kolejnych
wcieleniach moja klątwa będzie działać.
Jak
się okazało zadziałała bardzo szybko: książę został złożony
w ofierze całopalnej, a dziewczynę zamurowano żywcem w wieży.
Wtedy nie było mi ich żal.
Planowałam
uciec na południe, jak najdalej od miejsc, w których mnie znano,
jednak życie ułożyło się inaczej. Wyspę Dorchasa zaatakowały
wojska możnych, wymordowały wszystkich, którzy stawiali
jakikolwiek opór, a następnie podłożyli ogień, aby spalić
siedzibę diabła. Czarownik uciekł, rozpoczęły się poszukiwania,
w lasach zrobiło się tłumnie od gawiedzi poszukującej
czarnoksiężnika i jego sługi. Okazało się, że szukano także
mnie, czkawką odbiło mi się branie królewskich bachorów na
przymusową służbę. Wpadłam w zasadzkę, pamiętam tylko, że
straciłam przytomność.
Ocknęłam
się w więziennym lochu, poraniona, z ogoloną głową. Moje pięknę
jasne warkocze zostały obcięte i spalone, ten sam wyrok wydano na
mnie. Przez rok siedziałam w ciemnicy, poniżona, głodna, na
krawędzi życia. Wtedy przemyślałam moje życie i zapragnęłam
zdjąć klątwę. To jednak okazało się niemożliwe, nie dało się
tego zrobić bez odpowiednich remediów. Gdy ostatecznie zabrano mnie
na tortury i trzeciego dnia postawiono na stosie, prosiłam Boga i
Anioły o pomoc, wyraziłam skruchę i chęć odpokutowania grzechów.
Ostatnie co pamiętam z tamtego wcielenia do krzyk tłuszczy
zgromadzonej na placu i swąd palonego ciała. – I taka to historia
– zakończył kot smutno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz